Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 23:51   #2
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Imoshi

Tereny dawnej Małopolski
- Ta wielka dziura w ziemi nie wygląda jak po bombie. - Słusznie stwierdził Mike.
- Bez jaj. - Mruknął Francis szukając AK-47. Znalazł się pomiędzy siedzeniami.
- Myślisz, że to jama mutanta, czy anomalia w środku siedzi? - Spytał jego brat.
- Nieważne. Weź kij. - Powiedział i wyskoczył z samochodu, lądując lekko na ziemi, swoimi czarnymi butami, z miękką podeszwą. Miękką bo niemal całkiem zdartą i naprawiana milion razy, za pomocą przeróżnych materiałów.
Francis nie był wielkim facetem. Niecałe sześć stóp, chudy jak i wszyscy w dzisiejszych czasach. Pod czarnym płaszczem przeciwdeszczowym nosił T-shirt z królikiem Bugsem i jeansowe spodnie. O bieliźnie mógł zapomnieć. Odbezpieczył AK i poprawił swoją niebieską czapkę z daszkiem, tak by zasłaniała jego zmutowane oczy, pozbawione źrenic, jedno czerwone, a drugie zielone.

Mike, bardzo do brata podobny, ale tylko z wyglądu, był od Francisa starszy o sześć lat. Trzydzieści pięć to był bardzo pokaźny wiek. Był bardziej wyluzowany od młodszego Jonesa. Kij od bejsbola, który nosił ślady już niejednej walki, machał się w górę i w dół, gdy Mike szedł powoli w stronę dziury, dwa metry po swojej prawej miał uzbrojonego po zęby brata, który za pasem, w bucie i chuj wie gdzie jeszcze, trzymał noże i pistolet.

Jechali dość wąską asfaltową drogą, a dziura robiła z niej jednokierunkową ulicę. Znajdowała się pośrodku, więc warto było sprawdzić czy trzeba zjeżdżać na pełne ostrych kamieni pobocze, czy można nad nią bezpiecznie przejechać.
Nachylili się nad otworem. Nie dostrzegli jednak nic.
- Chwila. - Mruknął Mike. Wziął jeden kamyk z pobocza i upuścił go do dziury.
- Jeśli trafi w łeb jakiegoś śpiącego mutanta. - Francis wycelował w dziurę i pokręcił głową z rezygnacją.

Minęła dobra minuta, a żaden dźwięk nie dobiegł ich uszu.
- Gówno! Nie może być tak głębokie. - Warknął Mike, był chyba trochę zawiedziony.
- Olać to. Jedziemy nad nią i chuj. - Odburknął Francis wracając do wozu. Zasiadł za kierownicą, zastępując w tym brata, karabin wrzucił na tył Jeepa.
Mike wsiadł głośno trzaskając drzwiami.
- Patrz bo będziesz odkupował! - Pogroził mu młodszy brat.
- Już lecę do sklepu. - Mruknął starszy i ułożył się wygodnie do snu.

***

- Czy ty to, kurwa widzisz? - Spytał Francis budząc brata ze snu. Wskazał mu palcem prawą stronę pobocza. Sam dodał gazu.
Kilometr od drogi, gdzieś pośrodku niegdyś żyznych terenów znajdowało się wielkie, uschnięte już drzewo. Wokół niego tłoczyła się horda stworów popularnie zwanych "zombie". Były to pomioty mutantów. Nieudane przeistoczenia. Prawdziwe mutanty, te nieco silniejsze, żywiły się nimi gdy mocno głodowały. Zombie same w sobie nie przejawiały ani krzty inteligencji, a zagrożenie mogły stanowić tylko w większej grupie. Straszne z nich były łamagi.


- Supeeeer. - Odpowiedział Mike, szeroko otwierając oczęta. - Ale przyspiesz jeszcze troszkę, okej?
- Nie musisz tego powtarzać.
- Tam obok drzewka są jakieś nagrobki, czy tylko mi się zdaje?
- Przestań. Robię sobie zbliżenie horyzontu...
- Ty i te twoje piękne oczy Francis - Westchnął Mike, całkiem zdrowy od mutacji.
- Cicho. Są jakieś zabudowania, albo mi się zdaje. Daleko na uboczu. - I rzeczywiście, Francis patrzył się na drugą stronę drogi, lekko na północny wschód od drzewa z zombiakami.
- Tutaj?! Dwadzieścia kilimetrów od Warszawy? - Spytał zdziwiony.
- Możemy zajechać i spytać czemu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline