Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 16:07   #4
Lechun
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Dealerzy. Prostytutki. Bezdomni. Szaleńcy. Całe gówno San Francisco tylko czeka na zachód słońca, by wypełznąć ze swoich dziur i zalać ulice swoim brudnym jestestwem. Właśnie za to kocham Tenderloin. Nieważne, jakim jesteś popaprańcem, jesteś wśród swoich.





Mieszkanie, w którym przyszło egzystować Charlie'mu znajdowało się w najgorszej dzielnicy San Francisco - Tenderloin. O tej dzielnicy mówią, że jeśli szukasz problemów, one już na Ciebie czekają w Wielkiej Polędwicy. I McCladen mógłby przysiąc, że to prawda. Można napatrzeć się tu na tyle gówna, że kto tylko może, stara się stąd jak najszybciej wynieść. Ale Malkavian nigdzie się nie wybiera. Bo to właśnie tutaj jest jego dom. Tutaj nikt nie zwracał uwagi na jego szaleństwo. Na jego nocny tryb życia. Na to, że czasami ktoś zniknął w ciemnym zaułku, gdy Charliego trochę poniosło przy pożywianiu.

Wypuść mnie - rozległ się głos zza zamkniętych drzwi do łazienki.
- Sam wyjdź. Drzwi są otwarte. - odpowiedział Charlie, odsłaniając okno. Poza sąsiednim domem nie było widać nic. Zresztą, Charlie'go nawet widok nie interesował.
- Nie o tym mówię, kretynie.
- Wiem. Daj mi spokój, nie mam czasu na pierdoły. -
Usiadł na krześle, jak co wieczór. Nie miał innych rozrywek, więc zadowalał się rozmową z Alexem. Chociaż go nienawidził.
- Znowu idziesz do tej dupy, co? Zabiję ją. I zgwałcę. W takiej ko...
- Zamknij się! -
Zerwał się na równe nogi i wbiegł do łazienki. Alexa już tam nie było. Zawsze w porę uciekał.
- Ciebie też zabiję. Jak tylko przestaniesz być potrzebny. - głos na korytarzu był coraz cichszy. Tak, jakby jego właściciel zbiegał po schodach. A to znaczyło jedno: Charlie miał chwilę spokoju.

Ale Alex zawsze wracał. I sprowadzał kumpli.

~\~*~/~


Gdy był już gotów, stanął przed drzwiami, czekając aż ludzie stojący przed sąsiednimi drzwiami dostaną się do mieszkania. Charlie wolał nie mieć z nimi żadnych problemów. To byli źli ludzie. Na całej klatce unosił się zapach chemii. Chyba mieli tam te maszyny do robienia amfetaminy. Sami też ją zażywali. Kiedyś pod jej wpływem dobijali się do jego mieszkania i chcieli pieniądze. Przerażony Charlie nie otworzył im. Próbowali sforsować drzwi, ale nie dali rady: nikt nie daje sobie rady z dziewięcioma zamkami i utwardzanym materiałem. W końcu odpuścili.
Charlie kazał swojemu ghoulowi poinformować opiekę społeczną, że jest tam dziecko. Jednak nikt nie przyszedł. Nigdy nikt nie przychodził do Tenderloin. A później był wybuch. I później już dziecka nigdy nie zobaczył.
Charlie się bał konfrontacji. Wiedział doskonale, że nie mieliby z nim żadnych szans. Mógłby do nich pójść, gdy wszyscy będą naćpani i pozabijać ich. Alex go często namawiał. On lubił zabijać. Frank też go o to prosił. Ten jednak wolał, by Charlie był Karzycielem. Nie wolno zabijać w imieniu sprawiedliwości. Charlie kiedyś spróbował. Zepchnął jednego z ćpunów ze schodów, by wyglądało to na wypadek. Później płakał całą noc. Tylko Alice go rozumie.


~\~*~/~


W drodze na przystanek, Charlie był świadkiem typowej scenki. Jakiś mężczyzna okładał prostytutkę, pytając, gdzie jego pieniądze. McCladen normalnie nie zareagowałby na nią, ale bitą kobietą była Amanda, nielegalna imigrantka ze wschodniej Europy. Charlie ją lubił. Uśmiechała się do niego, czasami chciała mu dać jakiegoś grosza na bułkę. Ale on nie przyjmował pieniędzy. Nie potrzebował ich.
- Zostaw ją. - powiedział do niego, stając niczym prawdziwy superbohater.
I alfons ją zostawił. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mówi mu, co ma robić, postanowił więc dać nauczkę nieznajomemu. Amanda była przerażona, bezgłośnie dawała Charlie'mu do zrozumienia, żeby uciekał. Malkavian nie miał tego w planach. Alex najwidoczniej również. W głowie rozległ się śmiech szaleńca, a ulica utonęła we krwi.

Wszystko wydarzyło się tak szybko. Alfons próbował uderzyć Nocnego z pięści w brzuch, ten jednak był szybszy. Nie zamachnął się nawet, po prostu wykonał proste technicznie uderzenie w twarz. Trafił w usta, które eksplodowały krwią. Zabij.Alfons chyba rozstał się również z jedynką. Złapał się za twarz i nawet nie bronił się przed kolejnymi ciosami w klatkę piersiową, w żołądek, w twarz. Zabij.W końcu McCladen złapał go oburącz za głowę i cisnął nim o ścianę. Zabij.Gdy ten się przewrócił, wskoczył na niego i wysunąwszy kły rozerwał mu gardło. Amanda krzyknęła, ale tylko przez chwilę. Charlie rzucił się i na nią.

Charlie leżał na chodniku, zasłaniając rękoma twarz. Alfons kopał go po całym ciele. Amanda próbowała go odciągnąć, jednak ten ją uderzył z całej siły w twarz, posyłając dziewczynę na ziemię.
- Zaraz się tobą zajmę, dziwko! - krzyknął do niej, wyciągając zza pazuchy nóż sprężynowy. Chciał go McCladenowi w brzuch, ten jednak złapał go za nadgarstek
Odbierz
Wampir wykręcił rękę przeciwnika, ten wypuścił nóż, który upadł na chodnik
Mu
Wolnym łokciem uderzył w nos alfonsa. Usłyszał chrupnięcie, poczuł zapach krwi. Człowiek cofnął się momentalnie. Charlie zerwał się na równe nogi. Twarz miał wykrzywioną w upiornym uśmiechu. Oponent zaczął się wycofywać. Chyba zaczęło do niego docierać, że zadarł z kimś, z kim zadrzeć nie powinien.
Życie
Malkavian rzucił się na alfonsa. Wszedł mu z kolanka w brzuch. Gdy ten się skulił, kopnął go jeszcze w twarz. Człowieczek upadł jak szmaciana lalka. Był dalej przytomny, jednak jego twarz była cała we krwi. Był przerażony, a Charlie to doskonale wyczuł.
Natychmiast!
Alfons szukał ręką noża. Gdy go znalazł, zacisnął na nim palce. Charlie nadepnął mu na dłoń. Usłyszał przy tym chrupnięcie.
- Nie. - odpowiedział Alexowi, odwracając się na pięcie. Ukucnął tuż obok Amandy, podając jej dłoń. Ta ją jednak odtrąciła z płaczem. Zobaczyła bowiem coś w oczach Charlie'go. Coś, czego nigdy nie chciała zobaczyć.
Ciota.
Wampir bez słowa wstał i kontynuował swoją podróż.

~\~*~/~

Spójrz na tego chłopca. Widzisz go? On wie. Patrzy na ciebie cały czas. O, coś mówi do swojej matki. Fajna dupa. Wiesz, co mówi? Że jesteś wampirem. Że jesteś cholernym kainitą. Teraz musisz zabić oboje. Najlepiej zabij wszystkich.
- Nie mogę zabić wszystkich pasażerów.
To pozwól mi to zrobić. Wystarczy powiedzieć tylko jedno słowo: Jamajka. Wtedy nie kiwniesz nawet palcem, a ja załatwię całą robotę. Powiedz to. Jamajka. Powiedz.
- Nie.
Ale coś będziesz musiał zrobić. Wiesz, co się stanie, gdy złamiesz Maskaradę?
- Wiem. Wtedy góra mnie zabije i będę zimny trup. I tym razem już naprawdę.
Dokładnie. Wyciągnij ten swój piękny chromowany rewolwer, który dostałeś od tego pajaca z góry i zastrzel. Zobacz. Jest jest czwórka. Masz sześć pocisków. Jeszcze ci na kierowcę starczy.
- A później sam poprowadzę autobus, tak?
Tak
- I to ja jestem szalony, co?


Charlie dopiero teraz zauważył, że oczy wszystkich są skierowane na niego.
Zostajesz sam, żołnierzu.
- jak zwykle, cholera. Jak zwykle...


~\~*~/~


Aż dziw bierze, że ktoś o takim wyglądzie został wpuszczony do Elizjum. Rozpadające się trampki, dziurawe jeansy i zmięty prochowiec wśród samych garniturów. Ale Malkavian był już tu znany na tyle, że nie miał żadnego problemu z wejściem, chociaż mógł wymienić z dziesięciu Spokrewnionych, którym to może się nie spodobać. Pięknie. Przynajmniej to same wampiry, znane z widzenia. Ale przemowa samego Seneszala rozwiała wszelkie jego wątpliwości. Problemy. A Charlie wiedział, jakie.
Huhuhu, Księciuniowi San Francisco z łapek wypada!
- Zamknij się, bo będziemy mieć problemy.
To może się zgłosisz do pomocy, co? Rycerzyka będziesz, kurwa, zgrywać?
- A żebyś, kurwa, wiedział. Żebyś, kurwa, wiedział.
- to mówiąc, to, opuścił miejsce i razem z dwoma innymi Nocnymi ruszył w stronę stolika.
Wracaj tu, kretynie! - Charlie jednak nie wrócił.
- Dobry wieczór, ja w sprawie pomocy. - powiedział tylko, nie utrzymując z nikim kontaktu wzrokowego. Starał się też nikogo nie dotykać
- Charlie McCladen, do usług. - dodał po dłuższej chwili.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D
Lechun jest offline