Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2012, 11:20   #4
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Tępe dudnienie w głowie pochodziło, jak się domyślał, od pancernej rękawicy dowodzącego konnicą młodzika, którą ten przywitał Grimma gdy tylko poznali się na rynku. Dziwna reakcja na uśmiech jakim Davos obdarzył jeźdźca, lecz ludzie nigdy nie słynęli z rozsądku. Rozchodzące się po czaszce uczucie nie pozwalało skupić się na niczym, przekreślając wszelkie szanse na spojrzenie w przyszłość. Grimmowi pozostawało więc czekać na dalszy rozwój zdarzeń licząc, że tym razem będzie on korzystniejszy niż rano.

Światło dnia wpadające przez wąski świetlik umieszczony wysoko pod sufitem niczym boski palec padało dokładnie w miejsce w którym leżał więzień, dając tym samym sposobność strażnikom przyglądać się przez otwór w niskich dębowych drzwiach skulonemu dziwakowi, którego Jortmund przywiódł kilka godzin temu po masakrze jaka miała miejsce podczas egzekucji.
- Czarodziej jaki ponoć.
Rzekł dowódca zmiany zatrzaskując judasza. Poprawił sumiastego wąsa po czym dla pewności splunął kilkukrotnie przez lewe ramię i obrócił się przeciwnie do wschodzącego słońca.
- I nam go przywiedli?
W głosie chłopaka słychać było wyraźnie obawę, nie było zresztą tajemnicą, że dawał ujście uczuciom, które targały całą siedzącą w małej izdebce zmianą warty. Pozostali woleli się jednak nie odzywać, by nie dać poznać, że tak samo jak temu smarkaczowi, nie w smak im goszczenie tu czarownika.
- Jortmund powinien ubić go tam na rynku, a nie targać ze sobą - ozwał się kolejny.
- Głupiś - skwitował dowódca nie przestając kręcić wąsa - wtedy niczego by nie było wiadomo, a tak będzie szansa cudaka wypytać.
- Co się stało, to wiadomo przecie - Ramesz, bo tak zwał się najmłodszy z wartowników aż trząsł się, by podzielić się wiedzą z pozostałymi - jatka okrutna, bomby spiskowcy podłożyli, rynek cały w płomieniach, rannych i martwych wynosili setkami z placu.
- Tysiącami kurwa, milionami niemal - Bars z Karnowa zwykle nie odzywał się wcale, ale wydarzenia ostatnich godzin i rosnące wokół nich coraz nowsze plotki i domysły zaczynały już irytować starego wiarusa. - I tak dajecie wiare wszystkiemu co plebs gada? Jak sialiśmy czerwonego kura podczas wojny, to baby na wsiach gadały, że smoki się zleciały, to też kurwa niby prawda była?
- Smoki istnieją - cicho wtrącił Ramesz, reszta zignorowała go jednak zupełnie skupiając się na Barsie, bo widać było, że ten małomówny wój uraczy ich za chwilę jedną ze swoich nader rzadkich opowieści...

Rynek

Nawet bez rozdmuchania plotek przez pospólstwo trupy licząc z rannymi rynku faktycznie liczyć trzeba było w setkach i Jortmund miał pełne ręce roboty starając się zapanować nad tym bajzlem w jakikolwiek sposób. Ludzi jak zawsze miał za mało do wszystkiego co trzeba było czynić, lecz żadnego z zadań nie mógł odpuścić, czy nawet zostawić na później.
Pewnym wszak było, że tragedia tragedią, zamach zamachem, ale dla wielu ludzi spod ciemnego znaku, będzie to wymarzona okazja, by korzystając z ogólnego zamieszania dokonać cichych grabieży, dewastujących rozbojów, wyrównać rachunki, którym wydarzenia z rynku nadać mogły zupełnie innej wymowy niż gdyby poczynione były w zwykły dzień. Słowem wielu mogło chcieć skorzystać na sytuacji i Jortmund był zdeterminowany by ukrócić takie praktyki w zarodku.
Rada straciła połowę rajców, a kolejnych trzech leżało ciężko rannych, co oznaczało, że można było, nie łamiąc prawa, uznać ich za niezdolnych do decydowania i należało oddać to prawo w ręce Namiestnika.

Po latach wielu zastanawiało się jeszcze jakimi sposobami Lord przewidział, by wysłać Tomasza Trzy Palce do Criche wraz z silnym oddziałem konnicy w przeddzień pamiętnej egzekucji. Wtedy najważniejsze jednak było, że Namiestnik był na miejscu a wraz z nim ponad setka pancernych pod dowództwem Jormunda syna Jarata. Dwójka lojalnych lordowi żołnierzy, którzy gotowi byli oddać życie w jego imieniu.

Sale miejskiej rady zostały siłowo otwarte już w kilka minut po zamachu i przekwalifikowane na tymczasowe kwatery Namiestnika, Jortmund zaś był jego ręką i wolą rozchodzącą się promieniście z wychodzących na plac okien ratusza i wlewającą się jak i jego żołnierze w coraz węższe uliczki portowego miasta...

Wieża Błaznów

Bars ciągnął swoją opowieść już dobrze ponad pół godziny a pozostali słuchali niczym zaczarowani. W słowach wiarusa czuć było lata doświadczenia i płynących z nich życiowych mądrości.
- Dla tego mówię wam, że nie ufam ja ani temu Namiestnikowi, ani jego psu co przewodzi konnym.
Pozostali pokiwali głowami.
- Przyjechali tu na dzień przed zamachem, przypadek? Zjawili się na rynku w kilka chwil po wybuchach, w pełnym rynsztunku, przypadek? Przywlekli tu jedyną osobę, która mogła cokolwiek rzec o sprawie zamykając go i zabraniając kogokolwiek dopuszczać.
Każdy z oddziału przeniósł wzrok na drzwi za którymi znajdował się przywiedzeni przez konnych więzień.
- Otwieramy?
- Ano, sami dowiemy się co to za jeden.
- Mordę mu obiję a nie pytał będę!
- Wypatroszymy padalca jak nie zechce gadać. Kutasa do gęby wsadzimy, niech żre własne szczyny!
- Sza chuje! - dowódca uderzył silnie pięścią w stół studząc zapędy swoich ludzi. - Gówno wiemy i gówno nam do tego! To sprawa ważniejszych i wara Wam od krasnala!
Bars uniósł się powoli z ławy sięgając rosłemu i tak dowódcy ponad głowę spoglądając na niego wzrokiem nie akceptującym odmowy. Czuć było, że atmosfera w izbie gęstnieje na tyle, że za chwilę stal będzie z takim samym trudem ciąć powietrze co ludzkie mięso.
- Ależ panowie - lekko piskliwy głos niczym sztylet wbił się pomiędzy zwalistych mężczyzn. - Przecież można znaleźć kompromis, nieprawdaż.
Zakończone długimi zrogowaciałymi paznokciami dłonie Grimma oparły się na piersiach obu mężczyzn z niemałym trudem rozsunęły ich na bezpieczniejszą odległość. - Porozmawiać z czarownikiem możemy wszak przez drzwi, nie trza od razu iść do rękoczynów. Przykurcz był magikiem przy radzie, miał ich chronić jako i wy, więc może ujdzie się dogadać po dobroci, wszak mamy wspólne cele.
Gadał z sensem, to Namiestnik i jego ludzie byli w Criche intruzami, przedłużeniem rządów lorda, od którego miasto dopiero co uwolniło się choć w minimalnym stopniu, wszyscy znajdujący się w tym oraz sąsiednim pomieszczeniu ślubowali nie jemu a Radzie i nie należało zakładać, że ktokolwiek tej przysiędze się sprzeniewierzył póki nie mieli oczywistych dowodów. W jednej chwili wzrok zebranych zszedł jednak z drzwi za którymi zamknięty był krasnolud na stojącego pośrodku izby nieznajomego, który żadną siłą być tu nie powinien. Dźwięk wyciąganej stali wypełnił pomieszczenie...
 
Akwus jest offline