Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2012, 22:06   #1
Weree
 
Weree's Avatar
 
Reputacja: 1 Weree nie jest za bardzo znanyWeree nie jest za bardzo znanyWeree nie jest za bardzo znany
[Storrytelling] Na szlaku Krwi, Chwały i Złota



Na Szlaku Krwi, Chwały i Złota


Na zalanym rumem, zbutwiałym drewnianym stole walały się popękane kielichy, na wpół obgryzione udka kurczaka, jeden dumnie zagrzebany w pestkach dyni i ogryzkach jabłek łeb prosięcia, a w plamie rozlanego rumu połyskiwały szkarłatnym blaskiem cztery złote dublony. Jak się tam znalazły? Odpowiedź była prosta. Cisnął je barmanowi Arleyhe Robain, Łowca Piratów zamieszkały obecnie w hotelu Isalamain, trzydzieści mil od portu.
- No więc? - zapytał Łowca patrząc się stojącemu naprzeciwko, niższemu o głowę barmanowi prosto w oczy - Gdzie on jest? Dokąd wypłynął?
- Co ja mam wiedzieć, panie - wystękał barman, odruchowo wyłamując sobie knycie ze zdenerwowania - A bo ja wiem, się wziął i zniknął!
- "Się wziął i zniknął"! Dobre sobie. Już ja dobrze wiem, kto jest najlepiej poinformowaną szują w porcie i doskonale wiesz, że rzecz to jasna i oczywista że szubrawcem tym jesteś ty, Bob. Więc teraz, albo ładnie opowiesz mi gdzie udał się sławny Joaquim De La Von, albo - jako mi bogini morza świadkiem - wyrwę ci te twoje obwisłe jaja i zagram nimi z diabłem kiedy już pożegnam się z tym światem!
Barman zadrżał. Komu innemu już dawno dałby w pysk, albo jeśli nie chciałby sobie brudzić murwią krwią pracowitych dłoni, zawołałby swoich przygłupich towarzyszy. Z Arleyhe nie opłaciłoby mu się to jednak. Raz, że Łowca miał po swojej stronie prawo i do tego odpowiedni papier to potwierdzający, a dwa że wcale nie miał ochoty na spotkanie z rapierem tego inkaskiego diabła.
- Joaquim... Przywiózł towar tutaj kilka dni temu. Sześćdziesiąt sztuk czarnego hebanu z wybrzeży Afryki. Podobno sprzedał ich po niezwykle okazyjnej cenie burmistrzowi do pomocy na polach kukurydzy.
- Świetnie - syknął Arleyhe i splunął zamaszyście na pokrytą kurzem podłogę. - Zamienię sobie słówko z waszym burmistrzem. Może przypomni sobie, że handel niewolniczy zakazany jest już od niemalże dziesięciu lat... I zawołam tych moich czterech obwiesiów... Czas by wreszcie zrobili to, do czego zostali wynajęci...


***

Jo ho, Raz i Dwa, W górę ciągnąć, w Górę pchać,
Ruszać się, pijane dranie,
Raz i dwa, hulaj, ha!
Tańcować nam z umrzykiem na dnie trzeba będzie, tak
Razzz, dwa, hu! ha!
Aż kotwica pójdzie z dna, Dobrze Gada, pójdzie z dna!


Wybrzeże Afryki, Wioska Hua Uando, Okręt Altirelia

Fale wesoło podmywały złotawo-czerwony, rozgrzany równikowym słońcem piasek. Mewy frunęły nad powierzchnią wody, co jakiś czas wyławiając z niej srebrzyste, szarpiące się jak lew w sieci podłużn3 kształty i odlatując wzdłuż brzegu. Kraby wolno sunęły plażą, niczym toczące się po równi armaty, ociężale, lecz majestatycznie i dumnie. Trwały gody tych niezwykłych zwierząt, więc kapitan pirackiego statku, Joaquim De La Von, mus miał mieć baczenie gdzie stawia stopy, bo w tym okresie było tu mrowie tych podnieconych stawonogów prezentujących swą siłę karykaturalnie unosząc przednie odnóża wyposażone w krwisto czerwone szczypce nad głowy.
- Czasem sądzę że i mnie przydałyby się taki oręż - mruknął pirat do stojącego obok bosmana, człowieka mądrego, acz nadzwyczaj prymitywnego w prostocie swojego toku rozumowania. Kiedyś, tak dawno, że Joaquim ledwie to pamiętał, bosman i pięciu innych majtków, podczas łupienia francuskiego slupa, znalazło uroczą niewiastę o wielkich oczach przykutą za nadgarstek w kajucie kapitańskiej. Rzecz to oczywista, że piraci żeglujący po wodach bez horyzontu, nie mieli kogo podupczyć, chyba się wzajem podczas trwających wiele miesięcy rejsów, wobec czego niewiastę taką uznali za dar Boży. Jakież jednak było ich zdumienie, gdy bosman po godnym podziwu zszarpnięciu z niewinnej dziewczyny całego odzienia za jednym razem, odkrył iż pełne i ciężkie piersi zdobyczy okazały się zwykłymi wełnianymi gałganami, a między nogami niedoszłej matki ich szkaradnych dzieci kołysał się fajfus!
Cóż, dyskusja jednak nie trwała długo. Co prawda kilku piratów sugerowało aby podłego sodomitę, zgodnie z nakazaniami bożymi zarąbać na miejscu, jednak większość załogi zgodnie uznała - i tu głosem decydującym okazał się bosman - że jeśli francuski sodomita obwołał się i nosił jak kobieta, to wedle praw boskich i ludzkich, dla nich będzie jak baba.
Zresztą piraci byli zbyt opici i podnieceni, by zauważyć różnicę.
Joaquim wzdrygnął się na pamięć o tym wspomnieniu. Taka była filozofia życia jego najlepszego kompana, bosmana który nosił imię Bosman, bo nikomu prawdziwego mienia zdradzić nie chciał.
- Chyba ci się na mózg kurwiaż mać rzuciło - powiedział do Joaquima - Szczypce takie to problem przy podawaniu ręki, przybijaniu ugód, paktów i pokojów. A przecież ku temu nasz świat zmierza, nieprawdaż?
- Prawdaż kamracie. Coraz bardziej liczysz się mądry aniżeli silny.
- Bym za to wypił, stary, ale widzę że już zmierza ku nam nasz towar. Żywię nadzieję że nie masz szczypcy zamiast rąk i że obejdzie się bez rozlewu krwi.
- Oby.
Tłusty kacyk z plemienia Hua Uando zmierzał ku nim eskortowany przez czterech mężczyzn odzianych w przepaski biodrowe i długie lniane koszule. W dłoniach trzymali prymitywne dzidy a przy paskach kołysały im się tęgie pałki. Wszyscy oni czarni byli jak sadza, a takich Joaquim lubiał najbardziej - nie znali wartości pieniędzy. A przynajmniej łatwo było ich oszukać.
Tutaj, w tej niewielkiej wiosce, Joaquim ubić miał złoty interes. Kupić od kacyka szczepu Hua Uando setkę sztuk "Czarnego Hebanu", jak w tamtych czasach nazywano czarnoskórych niewolników. Niesamowicie wręcz dziwne było, że kacyk jako prawowity czarnoskóry chce sprzedawać swoich ziomków. Powód takiego postępowania był jednak prostszy niż można by się było tego spodziewać. Czarni nie znali wartości złota. Za butelkę whisky, lub dziesięć dublonów można było wszystko. Za skarby Nowego Świata czarnuch oddałby w ręce białych rzeźników nawet własną siostrę. Taka była prawda, bo choć Joaquim czuł wewnętrzne wyrzuty sumienia, wiedział że cena za jaką opchnie heban w Port Royal, rozwieje je jak przebudzenie przy pięknej kobiecie z przykrych koszmarów. Dlatego też zamierzał ubić ten interes, tak jak ubił identyczny w zesżłym roku. I w zeszłym. I jeszcze wcześniej...
Za kacykiem, w zbieraninie pełnej szlochów, płaczu i krzyków rozpaczy, szli skuci czarni jeńcy. Ich ciała były wychudzone, a z ciemnych jak księżyc w nowiu twarzy łypały białkami przerażone, przekrwione oczy. Joaquim wyszedł im naprzeciw, a Bosman wiernie ruszył w jego ślady.
- Biały handlarz - skłonił się z szacunkiem kacyk.
- Ubijamy interes...?
- O tak...
Tymczasem bosman oglądał dokładnie czarny heban. Mimo ich bardzo złego stanu, wydawali się być zdrowi, jeśli mowa o chorobach. Nie uszło jednak uwadze Bosmana, że nie wszyscy byli jednakowi. Nieco dalej od niezgrabnej zbieraniny zwykłego towaru szło dwudziestu mężczyzn przewyższających wzrostem pozostałych o dobre pół metra. Ponadziewani byli srebrem jak francuskie damy, a na plecach wytatuowane mieli tajemnicze znaki. Kacyk, który już niemal dobił targu z Joaquimem, spostrzegł zainteresowanie pirata.
- To nie zwykli madingo - rzekł - To Groźni Ludojadzi z samego środka zabójczej dżungli. Warci o wiele więcej niż zwykli ziomkowie moi, lecz niebezpieczni...
- Trzeba ich będzie odizolować - mruknął Joaquim - Dobrze, panie tłusty. Uzgodnijmy cenę ostateczną. Co powiesz na...

***

Kobieta miała niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu a jej złote włosy opadały jej kaskadami na nagie białe ramiona. Stała zwrócona twarzą w stronę jaskini, całkiem naga i bosa, czuła pod palcami stóp ostre kamienie nieustannie obmywane przez źródło wybijające wewnątrz groty. Światło dnia oświetlało wciąż jej plecy, choć twarz skryta była już w mroku jaskini. Oddychała głęboko, oczy miała zamknięte. Z czeluści jamy dobiegło ją głuche warczenie, niby wygłodniałego jaguara, tyle że dużo niższe i donośniejsze. Odetchnęła głęboko, rozluźniając ciało i postąpiła krok w stronę groty. Światło wciąż oświetlało dolną część jej ciała, w miarę gdy krok pogonił krok a ona wkroczyła w mrok, słońce prześliznęło się po jej nagich pośladkach, łydkach i kostkach a po sekundzie załamało się i pozostało na zewnątrz, w parującej, zielonej dżungli, a kobieta zniknęła w ciemności.
- Przyszedł czas.
Zabrzmiały tamtamy, zawarczały piszczałki i bębny. Cienie kołysały się wokół niej w dzikich pląsach, bielą błyskały zęby i białka oczu. Po środku niewielkiej groty wznosił się masywny totem wykonany z palmy i wyrzeźbiony na kształt twarzy z ustami rozwartymi do okrzyku. Pod totemem, w niewielkim zagłębieniu, leżały poodcinane głowy owiec, wilków i dzikich świń. Krew zalegała wszędzie wokół, tancerze poruszający się po okręgu naokoło kobiety rozchlapywali ją bosymi stopami, pstrzyli jej ciało czerwonymi jak rubin kropelkami.
- Hai! Gu As! Her! An En!
- The Time hasssss come - zasyczała kobieta unosząc dłoń, zbliżając się do totemu. Tamtamy rżnęły, głuche okrzyki tancerzy strząsywały kurz i ziemię ze ścian i sklepienia groty.
- Turn The Lever - powiedziała, gdy od totemu dzielił ją niecały metr.
- TUHRN THE LHEVHER - odpowiedziały jej okrzyki.
I znów rozległo się warczenie, coraz głośniejsze. Dobiegało zza ściany jaskinii, gdzieś z wnętrza góry, a ze sklepienia poczęły wysuwać się czerwone kokony, obślizłe i ociekające dziwnymi płynami przypominającymi kwasy żołądkowe. Z kokonów wystrzeliły czarne jak smoła, natłuszczone ręce, wycie bębnów przybierało na sile, warkot bestii też...
- LET THE WAR BEGIN.
- An! Hue! Gu! An En!
- Uwolnić bestię. Niechaj morza spłynął krwią białych morderców. Obudziliśmy diabła. - kobieta obróciła się wokół własnej osi, a potem oparła plecami o totem - Niechaj każdy z was czyni to co musi, aby nowa krew zrodzona z bestii i mojego łona rozpoczęła swój tan!
Czarnoskórzy połyskujący od krwi i potu podchodzlili do jej bladego, jędrnego ciała i kolejno zasiewali w niej część siebie. Tymczasem z kokonów wyłaniali się Oni - czarne, niezidentyfikowane kształty o wielu głowach, ryczące z bezsilnego bólu, zalegające na czworakach i czekające na jego ustąpienie. Tymczasem,
Totem stał się dla niej oparciem, uczucie snem.
Nadchodził czas wyrównania rachunków.


Przyjdzie Dzień Sądu ostatecznego, a wówczas wszyscy sądzeni będą wedle jednego prawa, a będzie nim Prawo Krwi


***

Tymczasem w Londynie...

"Czarni bracia w niewoli"

"Niewola - dla psa, nie dla człowieka"

"Bracia są braćmi, nawet jeśli różni je kolor skóry!"


"Niewolnictwo - zwalczyć a handlarzy wtrącić do więzienia!"
Takie oto hasła wydobywały się masowo z gardeł wielu młodych i starszych ludzi obu płci, zebranych tłumnie na zgromadzeniu Albicjonistów.
Garść polityków, burmistrz i wielu szanowanych obywateli stolicy Londyn, słuchali haseł z rosnącą dumą w sercu. Oto tylu młodych chciało bić się za wolność czarnego ludu!
Burmistrz Holley Admire'a skinął głową ku wysokiemu, ubranemu w ciemny bufiasty strój mężczyźnie z opaską na lewym oku i szerokim, trójrogim kapeluszem na głowie.
- Arleyhe, myślę że możesz zacząć szukać swojej załogi Łowców.
- Aye.


Tymczasem w głębi Afrykańskiej dżungli, z jaskini Varle'Ghena, Czarnego Diabła, wylał się Lud Odmienionych, żądny krwi i sprawiedliwości

ŁOWCY PIRATÓW;CZARNY HEBAN;NA SZLAKU KRWI, CHWAŁY I ZŁOTA;REKRUTACJA



I o co chodzi?
A zatem sesja. Mimo że jestem na tym forum od bardzo niedawna, posiadam już pewne doświadczenie w mistrzowaniu online, i z pewnością poprowadzę rozgrywkę na znośnym (a mam nadzieję że i dobrym poziomie). Sesja toczyć się będzie w czasach największych pirackich grabieży - złotej ery piractwa. Nie szacuję czasu, nie przykładam zbyt dużej wagi do faktów historycznych - tym bardziej, że - co myślę doskonale widać ze wstępu do rekrutacji (proszę o przeczytanie go, przed przystąpieniem do ewentualnego pisania kart) jest to świat zmodyfikowany przeze mnie. Mówię tu oczywiście o magii, ukrytej wyższej technice Indian, bestiach Czarnych Ludów z Afryki, spodziewajcie się tytanicznych bogów, morskich bestii, źródeł młodości albo innych wymiarów. Jest to sesja z założenia niezwykle poważna - nastawcie się na sceny brutalne, momentami niemal makabryczne (będę się jednak starał wprowadzać je ze smakiem i umiarem) A język przeplatany będzie również przekleństwami itd. Niemniej, sugeruję aby moi ewentualni gracze starali się - jak i ja we wstępie - zastępować nasze rodzime słowa w miarę możliwości bardziej adekwatnymi do tamtych czasów, np. nie K**rwa, tylko murwa, ladacznica, sodomita, szuja, kapucyn, kuśka, diabelskie nasienie itd.

O pisaniu
Piszemy rozbudowane i szerokie posty (tzn długie). Nie chcę i nie życze sobie tasiemców, jednakże skoro jest to storrytelling, to często o sukcesach waszych postaci decydować będzie właśnie dobre opisanie jej akcji - im język bogatszy, jędrniejszy, barwny - tym lepiej powodzić się będzie waszym postaciom (co nie znaczy że krótkie, zwięzłe ale na temat posty będą traktowane słabiej; chodzi mi o ogólną zasadę) piszemy w trzeciej osobie liczby pojedyńczej oraz w czasie przeszłym (podszedł do kapitana z zamiarem wytrącenia mu butelki z rozstrzesionej jak podczas febry, dłoni) Tak więc kluczowym elementem jest tu zamiar. W akacjach takich jak ta przytoczona linijka wyżej, musicie zadeklarować co robicie - a nie uznać z automatu że akcja wam się powiodła. To niezwykle ważne, bo często spotykałem się z takim problemem na moich poprzednich sesjach

O kartach
Karty piszecie i wysyłacie mi na PW wg następującego wzoru (możecie go jednak modyfikować wedle swoich potrzeb)

Imię,
Nazwisko,
Wygląd,
Charakter,
Historia,
Umiejętności,
Wyposażenie.

Przy czym zażyczyłbym sobie fajnych, rozbudowanych kart z ciekawymi postaciami. W historii i fachu którym się postać parała, opisujecie jako przeszłość - niech historia wasza skończy się w momencie, gdy postać jako bezrobotny marynarz krząta się w poszukiwaniu pracy w port Royal. Jeśli ktoś wybitnie nie będzie miał ochoty na takie rozwiązanie, może się do mnie zwrócić w tym temacie, bądź na PW.

W wyglądzie opisujecie ile możecie, byleby było ciekawie i bez lania wody. Historia to minimum 1/2 A4. Poszukuję czterech graczy (cieszyłbym się z już takiego zainteresowania) W krytycznej sytuacji ruszę być może jednak z trzema, a w drugą stronę - jeśli chętnych będzie w bród a jakość kart mnie powali, może zwiększe liczbę graczy do pięciu, czy może nawet sześciu.

Jak Często?
Ustalam jeden post gracza na tydzień, przy czym ja starać się będę upkować jak najszybciej. Raz jeszcze - liczę na barwny język, ciekawe postaci, intrygujące historię. Wszelkie pytania w tym temacie.

Zapraszam gorąco, Weree

PS na pewno zapomniałem o czymś wspomnieć

oczywiście że tak, rekrutacja będzie trwać dwa tygodnie, choć oczywiście w uzasadnionych przypadkach będę mógł zaczekać.
 
__________________
Metafory, metafory;
To taka sztuka zestawiania słów
Nie mieścisz człowiek krowy w głowie,
No to daruj sobie i już
Weree jest offline