Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2012, 22:52   #1
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Pielgrzym

Hexensnacht... Noc Wiedźm. Koniec starego roku a początek nowego. Po świątyniach modlono się aby nadeszły zmiany, Imperium podniosło się po Burzy Chaosu. Żeby mutantów wybito a banitów wyłapano. Żeby chleb staniał. Żeby poborcy podatków nie zabierali ostatnich pieniędzy. Żeby miejscowy pan okazał trochę litości. W sumie to podobnie zachowywano się przed wojną. Ludzie są niezmienni.
Również ta Noc Wiedźm nie różniła się zbytnio od tych sprzed lat. W miastach ludzie wpatrywali się w niebo, na lśniąc Morrslieb, opatulali się cieplej płaszczami i brnęli przez brejowaty śnieg do najbliższej karczmy. W swoich rezydencjach i piwnicach kultyści odprawiali pradawne rytuały mające zyskać im przychylność mrocznych potęg. Po wsiach i małych miasteczkach chłopi zbierali się w piwnicach i kaplicach barykadując drzwi i ściskając w spoconych dłoniach pałki i kusze. Słyszeli z lasu okropne wycie zwierzoludzi. Wielu miało nie dożyć poranku. Nowego porządku. A wielu miało nie zapomnieć tej nocy.

Rycerz

Przeklinałeś w duchu to, że dałeś się w to wrobić. Ta... Wyruszyć jak najszybciej. Czas się liczy. Przenocujecie we wsi. Pewnie! Tylko, że wieś spalono, zrównano z ziemią, do tego ten nastrój... Wzdrygnąłeś się. Twoja bransoleta rozpaliła się do tego stopnia, że bałeś się o rękę. Chociaż przynajmniej wtedy tak nie piździło. Zakląłeś, opatuliłeś się szczelniej płaszczem i dotknąłeś napierśnika, czułeś zimno nawet przez rękawicę. Zakląłeś znowu i pogoniłeś konia słysząc jak po chwili Twój giermek robi to samo. Nie byłeś trwożliwy ale co raz zerkałeś na złowrogo świecący księżyc Chaosu. Do tego ta noc i ciągle nagrzana bransoleta... Coś się stanie. Za długo wędrowałeś po tym świecie by nie wiedzieć, że w takie noce zawsze coś się dzieje. Zwierzoludzie i reszta pokręconych sługusów Chaosu była pobudzona jakby ktoś im wsadził w tyłek rozgrzany pogrzebacz.
Schyliłeś głowę pod gałęzią drzewa, które gęsto rosły obok drogi i usłyszałeś za sobą przekleństwo. Odwróciłeś leniwie głową. Z jednego z drzew spadła kupa śniegu, prosto na młodzika. Gdy spojrzałeś znowu na drogę zobaczyłeś, że las staje się coraz rzadszy a przed Wami zamajaczyły jakieś zabudowania. Nie widziałeś nigdzie światła a po głowie obijały się opowiadania miejscowych o opuszczonym zamku. Może chociaż nie będzie tak piździło?

Giermek

Zdecydowanie wolałeś spędzać zimę za ciepłymi murami, bezpieczny a nie na szlaku. Oddałbyś wiele by siedzieć w karczmie z kubkiem gorzały przed sobą i dziewką na kolanach. Szczególnie, że trochę się nasłuchałeś o Nocy Wiedźm gdy granica między światem żywych a umarłych jest bardzo cienka. Wycie, które jeszcze niedawno słyszeliście i spalona wieś w której mieliście nocować robiły swoje. Do tego miałeś złe przeczucie a niestety one zwykle się sprawdzały. Jakoś tak było, że te dobre okazywały się mylne a złe zawsze się sprawdzały. Trochę bałeś się, dużo się nasłuchałeś o bestiach chaosu, które żyją w lasach, póki co żadnego nie spotkałeś i wolałeś by tak pozostało. Zgrabiałymi z zimna palcami, obleczonymi w rękawice jeździeckie ledwo odkręcałeś bukłak z gorzałą, wolałeś nie myśleć o walce. Właśnie, gorzała, kończyła się. Chciałeś pociągnąć następny łyk by rozgrzać się ale akurat z gałęzi spadł na Ciebie śnieg a bukłak poleciał w zaspę. Zakląłeś. Spojrzałeś na swego pana, na śnieg po którym rozlewał się alkohol i na drzewa sięgające białymi gałęziami nad drogę jakby chciały złapać podróżnych. Nie chciało Ci zeskakiwać się po bukłak, szczególnie, że przed Wami zamajaczyły jakieś zabudowania. Mijany przedwczoraj węglarz wspominał coś o ruinach zamku. Może znajdziecie tam schronienie? I odpoczynek? Wtedy to poczułeś. Jakby ktoś mierzył prosto w Twoje plecy z kuszy. Jakby ktoś miał wrazić Ci w nerki ostrze sztyletu. Mimowolnie sięgnąłeś do rękojeści miecza wiszącego przy siodle.

Pierwszy

Zima. Nie znosiłeś zimy. Mogliście zostać w mieście ale nie, zachciało się włamywać i okradać. Zachciało się uwierzyć paserowi. Dobrze, że chociaż największy rubin, który był przedmiotem tamtej transakcji zostawiliście przy sobie. Teraz świecił jak pieprzona pochodnia, szkoda tylko, że nie dawał ciepła. Z nosa Ci ciekło, całe ciuchy miałeś przemoczone a zimno przenikało aż do kości. Spojrzałeś na brata, trzymał się lepiej. Ech...
Powinniście gdzieś zostać, w jakiejś karczmie najlepiej a nie szlajać się po lasach w poszukiwaniu niewiadomo czego w Noc Wiedźm. Parę takich spędziliście na trakcie, żadnej nie wspominałeś dobrze. Raz ledwo zwialiście przed zwierzoludźmi, niestety Wasi ówcześni towarzysze nie mięli tyle szczęścia. Za drugim razem natrafiliście na duchy, mało pamiętaliście z tamtej nocy a jak tylko próbowaliście coś sobie przypomnieć to ledwo opanowywaliście irracjonalny lęk. A teraz... Teraz jeden Ranald wie co się Wam przytrafi. Chociaż lepiej Ranald niż Khorne czy Tzeentch.
Las był biało czarny, tam gdzie nie było śniegu widziałeś ciemne, chude drzewa. I wtedy go zobaczyłeś. Chyba człowieka a przynajmniej miał ludzką sylwetkę. Jasny płaszcz zlewał się z śniegiem i gdyby się nie poruszył byś nic nie spostrzegł. W dłoniach trzymał kuszę, zwrócony do Was plecami obserwował drogę. Miałeś już dać znać dla swego brata ale zobaczyłeś, że on też zauważył człowieka. Przynajmniej miałeś nadzieję, że człowieka. Gdy się zatrzymaliście usłyszałeś zbliżającego się konnego, to chyba na niego czekał kusznik.

Drugi

Śnieg skrzypiał pod nogami, krył dziury i gałęzie, spowalniał. Dwa razy prawie skręciłeś sobie kostkę a raz Twój brat poślizgnął się i wpadł w zaspę. Poruszyłeś zgrabiałymi palcami, pod cienkimi rękawicami miałeś je obwinięte szmatami byleby byłoby trochę cieplej. Poprawiłeś pas obciążony mieczem i sztyletami. Z torby wyjąłeś bukłak rozcieńczonego wina i pociągnąłeś solidny łyk. Znaleźliście je przy jakimś zamarzniętym nieszczęśniku razem z paroma karlami i ciepłymi butami. Szkoda, że żarcia nie miał. Albo konia.
Zamyśliłeś się ale coś Ciebie wyrwało z rozmyśleń. Ruch. Zatrzymałeś się, rozejrzałeś. Biała plama, trochę za duża jak na śnieg. Do tego miała kontury człowieka. Człowieka w jasnym, zlewającym się z tłem płaszczu z kapturem i kusza w dłoniach. Na całe szczęście był odwrócony tyłem, chyba coś obserwował. Spojrzałeś na brata, również go dostrzegł i nasłuchiwał. Po sekundzie zorientowałeś się dlaczego. Zbliżał się ktoś konno.

Krasnolud

Śnieg możesz ścierpieć mimo, że płyta namarzła Ci tak, że przy jej zdjęciu pewnie stracisz skórę, która już stanowiła jedność z przeszywanicą i zbroją. Mogłeś ścierpieć sople na brodzie i zaspy w których mógłby zniknąć Morfast. Ale od tego lasu coś Ciebie trafiało. W zasadzie od wszystkiego brała Ciebie cholera. Od ślamazarnego tempa niziołka. Od jasno świecącego księżyca. Od wycia wilków w lesie. Od tego, że wódka powoli się kończyła. Najbardziej jednak od piekącej blizny, napieprzała jakbyś otrzymał ją chwilę temu a nie parę miechów. Pociągnąłeś łyk wódki i obszedłeś zaspę, musiałeś przystanąć czekając na Morfasta ciągnącego jeszcze kuca. Naprawdę chciałeś go zostawić, gdyby nie uratował Ci życia... A tak z jednej strony wkurwiałeś a z drugiej strony martwiłeś się o niziołka, musieliście znaleźć schronienie. Rozbić obóz i ogrzać się. Zjeść coś.
Wyszliście z lasu i zobaczyłeś mury zamku. Tylko Ty potrafiłeś nie zauważyć wcześniej pieprzonych murów. Przyjrzałeś się im. Kiedyś musiały być solidne, dawać ochronę przed każdym nieprzyjacielem jednak czas zrobił swoje. Były postrzępione, kamienie odpadały. Ludzka robota, twierdze nawet po setkach lat zachowywały swoją zdolność obronną. Ruiny. Ludzi tam nie będzie ale przynajmniej znajdziecie schronienie od śniegu i wiatru.

Niziołek

Pogoda Ciebie dobijała. Śnieg zalegał wszędzie. Na ziemi, na drzewach, na Thorgalu a co gorsza i na Tobie. Cały byłeś przemarznięty mimo paru warstw ubrania. Nawet niedawno skrócony, znaleźny ludzki płaszcz zesztywniał od śniegu. W nosie kręciło ale zgrabiałymi palcami w dwóch parach rękawic nie chciałeś sięgać po tabakierkę, jeszcze byś rozsypał jej zawartość. Co raz pociągałeś bimber krasnoluda, wiedziałeś, że na dłuższą metę fałszywe poczucie ciepła może zabić ale nie mogłeś się powstrzymać. Ekwipunek ciążył mimo, że większość niego znajdowało się na kucu. Durne zwierze szło jeszcze wolniej od Ciebie. Zakląłeś i wylazłeś z zaspy sięgającej po pas, skąd do cholery jasnej miałeś wiedzieć, że śnieg przysłonił jakiś dół? Poprawiłeś plecak, pociągnąłeś kuca i przebierając jak najszybciej krótkimi nogami dogoniłeś krasnoluda. Znałeś go od dawna ale ciągle nie mogłeś się nadziwić jakim cudem jest wstanie utrzymać takie tempo w pełnym oporządzeniu w taką pogodę. Spojrzałeś na jego twarz, byłeś jednym z nielicznych którzy musieli do tego zadzierać głowę i wzdrygnąłeś się. Jego blizna wyglądała gorzej niż zwykle, wyglądała jakby zaraz coś miało spod niej wyjść a jasnozielony kolor przybrał na intensywności fosforyzując. Ruszył dalej a Ty za nim. Gdy las się skończył zobaczyłeś wielki mur. Dopiero po chwili zadzierania głowy zdałeś sobie sprawę, że to mur zamku a raczej jego ruiny. Chyba uda Wam się bezpiecznie zanocować. A jak nie bezpiecznie to chociaż w względnym cieple.

Bajarz

Wyglądało na to, że Twoja wędrówka skończy się mało chwalebnie. Gdzieś pod paroma metrami śniegu. Koń padł wczoraj, skręcił nogę a w takich warunkach tylko by spowalniał z ciężkim sercem dobiłeś go. Potem gdy już zmierzchało i zapowiadało się, że jak nie zamarzniesz to zjedzą Ciebie jakieś mutki, których ponoć w Noc Wiedźm jest więcej niż normalnych ludzi. I wtedy trafiłeś właśnie na ludzi. Dotarłeś do ruin zamku gdzie chciałeś przeczekać do ranka i okazało się, że nie jesteś sam. Szóstka mężczyzn, okutanych w liczne ciuchy i z żelastwem w łapach wyglądała na jakąś bandę rozbójniczą a okazała się bandą najemniczą. Gdy stwierdzili, że nie stanowisz zagrożenia poczęstowali nawet gulaszem czy raczej cienką zupą z jakimiś dziwnym mięsem w środku i wódką. W zamian odwdzięczyłeś się legendą o rodzie Giovannich, bardzo znaną w Tileii jednak niekoniecznie w Imperium. Najmici chyba byli wdzięczni za historię odciągającą myśli od wszechobecnego śniegu i ponurej atmosfery Nocy Wiedźm. Gdy skończyłeś jeden z nich wstał z siodła i poprawił pas obciążony tasakiem.
- A znasz mości bajarzu legendę o tym miejscu?
Pokręciłeś głową, nie kojarzyłeś nawet jaką kiedyś nazwę nosił ten zamek.
- Odleję się i sprawdzę czy brat na warcie nie zasnął to opowiem. I tak dzisiaj pewnie nikt nie zaśnie. Lepiej żeby nie zasnął.
- Ptaka sobie nie odmroź!
Najmłodszy z najemników, pryszczaty podrostek zaniósł się śmiechem z własnego dowcipu. Wódka szybko szła mu do głowy. Jego kompan pokręcił głową.
- Jak Ci młody kiedyś przypieprzę... Co się moim ptakiem interesujesz?
Zarzucił na ramiona suszący się płaszcz przykrywając wojskową tunikę i podniósł kuszę opartą o ścianę.
- Zaraz będę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 15-04-2012 o 12:53.
Szarlej jest offline