Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2012, 19:57   #7
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Gdy zbliżył się do chaty, zza progu wyskoczyła Agata, ze swoją zieloną torbą z medykamentami. Uśmiechnęła się do Damiana
- Nie musiałeś się fatygować z tymi ranami. Jak ojciec zobaczy, że się przy mnie rozbierasz może być kiepsko.
- Zobaczymy czy się tym przejmie, a Ty się zacznij pakować bo niedługo będziemy się zbierać z tego miasta, ojciec w domu? - mówił próbując udać obojętny ton. Po czym wszedł do domu szukając Tomasza.
- Co? - Usłyszał za sobą, cichutkie, zdziwione pytanie Agaty.
Tomasza zastał przy jego stanowisku pracy. Starał się szlifować jakąś dość zadbaną deskę, które zapewne trzymał w jakimś tajnym spichlerzyku, szło mu to jednak dość kiepsko, nadwyrężył sobie ranną rękę przy robieniu strzał. Nie odwrócił wzroku w stronę Damiana. Jedynie spytał krótko
- A więc?
- Zgadzam się. Pomóc w czymś? - czuł się winny bo zachciało mu się strzał od rannego cieśli.
- Nie, nie trzeba. Już prawie nie czuję bólu. Prawie niczego nie czuję. Prócz głodu.
Do pokoju weszła Agata. Po jej twarzy łatwo było powiedzieć, że przyjęcia propozycji się nie spodziewała.
- Serio? Naprawdę mogę z tobą wyruszyć?
Pokiwał głową ciągle patrząc się z skwaszoną miną na Świętego
- Nie dręcz go, bo jeszcze zmieni zdanie. I zacznij się pakować, bo i ja to zrobię. - Mruknął do niej, wciąż się nie odwracając, skupiając uwagę na desce. - Podobno nikt nie widział Osy od tej wczorajszej bójki. Wiesz coś o tym, Podróżniku?
- Niezbyt, nie kręciłem się po mieście jakoś specjalnie dużo.
- No nic. Prześlę Agatę do ciebie, jak skończy. Jeśli oczywiście chcesz dzisiaj wyruszyć.
- Nigdzie mi się nie śpieszy, mogę poczekać dzień, dwa jak będzie trzeba.
- Bez przesady! Mam tylko dwie torby wojskowe. - Powiedział Agata, odwracając się do Damiana. Rzeczywiście, na jednym z łóżek polowych pojawiły się dwa zielone worki. Uśmiechała się.
Pokiwał głową i lekko się uśmiechnął - Masz jakieś niezałatwione sprawy w mieście?
- Po pierwsze, od kiedy to się klasyfikuje jako miasto? - Spytała dość rozweselona. - Po drugie, nie mam tu nikogo z kim chciałabym się pożegnać, czy coś. Przyjdę do ciebie gdy skończę. - Wróciła do pakowania.
- Uwierz mi, to jest dość duże skupisko ludzi... Widziałem mniejsze - kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał i poszedł do Świętego - Proszę pana - klepnął go lekko po plecach
Tomasz nagle się wyprostował jakby poraził go prąd.
- Tak? - Spytał nie odwracając się w stronę rozmówcy. Miał jakby bardzo odległy głos.
- Nie wiem czy się jeszcze zobaczymy dzisiaj. Chciałem powiedzieć, że będę się starać, aby Agata miała jak najlepiej ze mną, tak jak miała z panem. Cóż... Dziękuję za wszystko i do widzenia. Niech się pan trzyma jak najdłużej - nie wiedział czy ma podać rękę czy już odejść.
- Dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję. Żegnaj. - Powiedział. Stał tak jeszcze chwilę, potem wrócił do pracy. Deska wydawała się już idealna, ale to mu chyba nie przeszkadzało.
Zrozumiał że ma iść. Tak zrobił. Ale męczyła go ta sprawa z Osą. Zamiast do auta skierował się do jego garażu.
Jedne z blaszanych drzwi do garażu były lekko uchylone. Na krawędzi znajdowała się plama krwi.
Wywalił gały, odruchowo wyciągnął sztylet z buta i pochylił się oglądając wnętrze nie wychylając się zbytnio.
Przez szparę wpadało mało światło, ale dość by zobaczyć samochód. Było to bodajże sportowe Subaru, ale dostosowane do obecnych czasów. Ze wzmocnieniami na karoseriach, dodatkowymi zderzakami, kratą na szybie. Jednak był tam też Osa. Leżał na masce. A raczej pewna jego część. Rozłożone na wznak truchło było wyjedzone z całego tułowia. Na żebrach i kręgosłupie nie zostało nic, nawet jednego ścięgna, ani organów wewnętrznych. Twarz i nogi był nietknięte. Po tym jak wykrzywiona była twarz Osy, Damian zrozumiał, że żył gdy był pożerany. Dlaczego więc nie słyszał krzyków?
Pod maską znajdowała się wielka kałuża, już schnącej krwi. Dopiero po chwili Damian zobaczył, że ktoś nad nią klęczy.
Był to chłopiec niemowa, który zlizywał powolutku krew z betonowej posadzki. Nie miał jednak twarzy czy też dłoni we krwi. Jakby nie on zabił Osę, zresztą, obok leżał rewolwer. Chłopiec tylko żerował.
Otworzył drzwi garażowe, aby mógł jako tako wejść i krzyknął do chłopca - Spadaj stąd! - jednak był przygotowany, nóż ostrzem do ziemi był gotowy do zadania pchnięcia.
Krzyknął? Czy tylko otworzył usta? Miał wrażenie, że żaden dźwięk nie wyszedł z jego ust.
Obok rewolweru leżały łuski. Czemu w nocy nie obudziły go strzały?
Chłopiec odwrócił wzrok w stronę Damiana i syknął
- To teraz moje. Ojciec pozwolił zjeść resztki! - Jego głos rozbrzmiewał jakby mówiły przez niego trzy osoby. Wrócił do kałuży. Damian nie słyszał chłeptania krwi jęzorem, mimo iż młodzian robił to dość energicznie. Był bardzo głodny i spragniony.
- Ojciec?! - nic mu nie mówiono, że ma ojca
Ponownie z jego ust nie dobył się żaden dźwięk. Chłopiec jednak zdawał się zrozumieć
- Nowy ojciec! Niedawno się narodził. Błogosławiony przemianą. - Syczał chłopak. - Odejdź, albo zgiń. Nie ma tu dla ciebie jedzenia.
- Nie chcę jeść, chciałem tylko sprawdzić... A nieważne. Rewolwer też Twój? - spytał spokojnie
- To bezużyteczna rzecz ludzi... - Mruknął pomiędzy łykami krwi. Kałuża się wyczerpała. Wstał więc i powąchał ciało Osy, nie mogąc się zdecydować gdzie zacząć jeść.
- To ja go sobie wezmę. Wyrzucę go bo to wstrętny przedmiot - mówił z udawanym obrzydzeniem. Podszedł do broni i sprawdził ile naboi jest w bębenku.
Błyszczące i zadbane Magnum 44. W bębenku zostały trzy naboje.
- Zrób jak uważasz niebłogosławiony bracie. - Powiedział chłopak oblizując usta. Chyba upatrzył sobie gałki oczne.
Nagle Damian usłyszał krzyk. Krzyk Agaty.
- Ach. Błogosławiony poluje. Idź, a może pozwoli ci zjeść resztki. - Rzekł po czym zaczął wysysać oczy dla martwego Osy.
- Kurwa! - krzyknął i z rewolwerem w prawym, z nożem w lewym ręku wyleciał jak poparzony na zewnątrz i próbował wyszukać miejsce ataku.
Agata znalazła się sama. Biegła główną ulicą w stronę Damiana. Zza rogu nagle wyłonił się jej ojciec. Biegł na czterech kończynach, nagi, pokryty zieloną łuską. Miał wysunięty do przodu pysk, w którym znajdował się szereg ostrych zębów. Pomiędzy nimi zapewne resztki Osy. Tomasz zrobił się znacznie bardziej masywny. Gdy tak biegł na czworakach, zdawał się mieć dwa metry w barkach i trzy długości. Jego wszystkie kończyny wieńczył szereg dziesięciu szponów. Warczał wściekle. Mieszkańcy, którzy byli na ulicy zaczęli się chować do domów. Ci którzy już byli w środku, wyglądali na chwilę by od razu się schować, ze swoim krzykiem i przerażeniem.
Ruszył biegiem, aby przybliżyć się do nich jak najbardziej, po czym skrzyżował ręce i wycelował z rewolweru do Tomasza i nacisnął spust.
Nie był przyzwyczajony do rewolwerów, kula przecięła lekko jedną łuskę, na przedniej łapie. Stwór jednak tego nie poczuł. Wycelował teraz w głowę i nacisnął spust po raz drugi. Mutant przyspieszył i już gotował się do skoku, pocisk trafił już w środek, tej samej, prawej łapy Akweńczyka. Zawył wściekle i gardłowo. Po chwili znów ruszył z pełną prędkością. Agata płakała i biegła nie oglądając się za siebie. Damianowi została jedna kula.
Wetknął rewolwer za pas, wyjął ząbkowany nóż i pobiegł sprintem w ich stronę chcąc jakoś ściągnąć na siebie Tomasza. Stwór nie był całkiem pozbawiony rozumu, wiedział, że żeby zabrać się łatwo do posiłku, musi zdjąć jedyne zagrożenie, teraz był to Damian. Stanął w miejscu, skoczył w bok i warknął w jego stronę. Stał tak chwilę. Potem ruszył w stronę nowej ofiary. Dzieliło ich ponad pięćdziesiąt metrów.
Zatrzymał się, rzucił nóż na ziemię i wyjął rewolwer po czym wycelował z biodra i czekał, aż mutant będzie naprawdę blisko, wtedy naciśnie spust. To co było niedawno Tomaszem, skoczyło do góry. Skoczyło naprawdę wysoko i było widać jak potężny jest to stwór. Płaski, długi prawie jak Damian, tułów błyszczał się od pokrywających go, jasnozielonych łusek. Warczał i krzyczał wściekle, gdy leciał na Damiana. Bardziej trafionej kuli nie mogło być. Pocisk przebił się z łatwością przez oko, wszedł do mózgu i zaraz wyszedł z drugiej strony. Wszystkie funkcje życiowe zostały wyłączone, resztki najważniejszego narządu rozlały się po skrawku ulicy. Markowski usunął się w ostatniej chwili, przed ciałem mutanta, zaraz po wystrzale. Huk był ogromny.
Nie zapowiadało się na to by ktoś z mieszkańców chciał pomóc. Damian zobaczył, że oprócz krat, mieszkańcy dodali jeszcze żaluzje na okna, by udawać, że nic nie widzą i nic nie wiedzą.
Agata leżała skulona pod samochodem Damiana. Płakała i trząsła się.
Schował za pasek rewolwer, podniósł nóż i pochował wszystko na swoje miejsce, po czym poszedł do samochodu i kucnął patrząc się na dziewczynę - Aga... - podał jej rękę - Chodź, już po wszystkim...
Chwyciła jego rękę. Cała się trzęsła. Wstała powoli. Unikała wzrokiem ciała ojca.
- Zabierz mnie stąd. Proszę. Podjedź do domu, zabiore wszystko i... po prostu jedźmy, dobrze? - Spytała błagalnym, chwiejnym głosem.
Trzymając ją za rękę zaprowadził do samochodu i pomógł jej wejść po czym trzasnął drzwiami i sam wsiadł za kierownicę, rzucając pusty rewolwer na deskę rozdzielczą. Odpalił silnik i ruszył do jej domu
Tam skończyła się szybko pakować. Wzięła łuk, pistolet (Makarov) i dwa kołczany strzał. Chwyciła dwa worki i wyszła z domu, nie oglądając się
- Gdzie... gdzie mogę to położyć? - Wbijała wzrok w ziemie. Wciąż miała twarz czerwoną od płaczu.
- Wsiadaj - powiedział tylko i wziął od niej torby. Otworzył drzwi z tyłu samochodu i położył je byle gdzie. Wsiadł za kierownicę i podjechal jeszcze pod garaż Osy, zaparkował tak, żeby Agata nie widziała truchła - Zamknij się tu - rozkazał i wyszedł. Chciał sprawdzić co tam Osa miał.
Truchło nie leżało już na masce. W garażu zaś roiło się od narzędzi. Stało tam też pięć kanistów z benzyną. Dwie paczki naboi do Magnum 44. Drzwi prowadzące do części mieszkalnej były zamknięte. Chłopca nie było.
Zabrał najpierw benzynę, od razu zapakował ją do wozu i zamknął drzwi na zamek. Paczki naboi wrzucił do kieszeni. Zebrał niektóre lżejsze narzędzia i te najpraktyczniejsze. Po czym wziął śrubokręt i poszukał jakiegoś drutu i zaczął grzebać w zamku drzwi od części mieszkalnej
Drzwi może i mocne, bo z dębu, wyraźnie tu nie pasujące, ale zamek zardzewiały i niestały. Po chwili Damian mógł wejść do środka. W środku nie było za wiele. Parę szafek z żarciem w puszkach. Fotel, sterta gazet pornograficznych, aparat fotograficzny, kanapa z posłaniem, parę balii, wiader, baniak z wodą. Poza tym - bałagan. Osa nie dbał o higienę. Pustych puszek raczej za często nie wyrzucał.
Zebrał jedzenie, gazetki, aparat. Gazetki ukrył w swojej skrzynce w samochodzie przed Agatą. Wsiadł i od razu załadował rewolwer nowymi nabojami. Paczki z amunicją do niego schował do schowka przy siedzeniu pasażera. Resztę wrzucił luzem na tył. Odpalił silnik i odjechał szybko w kierunku rozjazdu z którego tu przybył.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline