Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2012, 16:50   #2
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt Fleischer klął w duchu na to, że miast leżeć pod pierzyną z jakąś gładką dziewką szwendał się po zaśnieżonych traktach imperiów. Klął, że miast brzuch napełniać pieczystym i winem dał się namówić na podróż… że miast rozsądku słuchać i ostać w karczmie dał się okpić, iż wieś cała jest i nocleg zapewni. Tedy miast cycka w ręce, wina w ustach, czy chociażby nóg wyciągniętych ku palenisku odmrażał sobie zad w kulbace. Jakby tego było mało przemarzł do kości… każda stara rana dawała o sobie znać, blacha ziębiła niczym przekwitła małżonka. I dlatego klął szpetnie doputy i na to zrobiło się za zimno. Wtedy zaczął narzekać… ale jeno raz bo szkoda mu było pary z pyska puszczać. – Kurwa, Dieter że ja się na to dałem namówić… w taką noc się siedzi w domu… a nie włóczy po gościncach jeno turbulencji czy febry szukając.

Od czasu kiedy wyruszył z miasta przepytywał swojego nowego giermka na okoliczność tego co przeżył i czego będzie mógł się po nim spodziewać. Wprawdzie został „rekomendowany” Fleischerowi ale i tak warto by było wiedzieć o nim coś więcej. Ponadto rycerz przyobiecał sobie, że przy pierwszej okazji sprawdzi jego umiejętności w posługiwaniu się orężem… zarówno kuszą jak i żelazem. Nie miał ochoty przekonywać się o tym w starciu. Postój będzie dobrym momentem na sprawdzenie tego, rzecz jasna kiedy Dieter już oporządzi konie, przygotuje obozowisko, zrobi strawę, ochędoży ekwipunek i jeszcze parę dupereli za jakie jest odpowiedzialny młodzian.

Podróżował na siwym, masywnie zbudowanym wierzchowcu okrytym teraz lekkim kropierzem – chroniącym bardziej przed zimnem niż przed orężem przeciwników. Sam rycerz odziany był ciepło, przynajmniej jak mniemał nim go dreszcze przeszywać poczęły. Na grube ubranie obleczoną miał zbroję kolczą, a na tą natomiast płytę. Wszystko dopełniał płaszcz solidnie podszyty lisim futrem… ktoś mógłby pomyśleć, że tak odziany mógł nie lękać się nawet kislevskich mrozów… jednak, w taką noc chłód wdzierał się w każdą szczelinę i mroził zarówno kości jaki i ducha. Jak na zakutego w stal wojownika… co to więcej miał z raubritterami niż turniejowymi fircykami wspólnego orężem wszelakim był obwieszony. Potężny półtorak, krótszy miecz, topór… kusza, lance… z całego tego oręża niejeden oddział milicji można by wyposażyć. A prócz tego co miał przy sobie jeszcze juczny konik wcale biedniej nie był obciążony.

Kiedy już przez ciemność wyłoniła się szansa na ogrzanie członków przy ogniu i pod dachem szybko została zakłócona… trójka nowopoznanych mało zachęcała do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Podobnież zresztą jak czas Hexensnacht… pogoda… i w ogóle tak zwane okoliczności dzikiej przyrody… Dlatego Kurt chciał zakończyć ten raban jak najprędzej.


Po samej tylko sylwetce i sposobie poruszania zauważyć można było lata spędzone przy robieniu mieczem. W spojrzeniu ciemnych oczu nie było kropli dobrotliwości i miłosierdzia. Była miast tego kpina przemieszana z odrobiną bezczelnego zainteresowania wszystkim, co dzieje się wokół. Starczyło przesunąć spojrzenie po jego twarzy hardej i niezłomnej. Grymasie zastygłym na twarzy jak u człowieka, który samego diabła orżnie w karty. Starczyło jeno to uczynić by wiedzieć z kim się ma do czynienia. Pasowany co to wszystkie cnoty rycerskie przez wiele lat miał w rzyci… a ostatnio je zostawił w wychodku. Kurt Fleischer z Ubersreik nie był typem przyjemniaczka, oczywiście zyskiwał przy bliższym poznaniu… No chyba, że ktoś miał pod swoim domem młodą żonkę, córkę albo kuferek pełen świecącego złota. Tego dnia obleczony był w pancerz kolczy gęsto przetkany płytą - napierśnik z naplecznikiem, ramiona chronione naramiennikami, nogo nagolennikami i naudnikami... do tego tarcza rycerska i miecz. Półtorak dzierżony w jednej ręce z wysokości kasztanowego ogiera wyglądał jak kosa dzierżona w kościstych dłoniach Pani Małodobrej. Zmrożone ostrze pachniało śmiercią...

Pomimo tego, że Kurtowi ciężko było wzbudzić zaufanie zwykłych zjadaczy rzepy to u tych co to widzieli już śmierć, u tych co to wysyłali innych na śmierć lub samemu ją zadawali potrafił wzbudzić coś na kształt respektu. Zarówno ci co chcieli posługiwać się nim niczym sprawnym narzędziem, jak i ci co to podobnie jak on sprzedawali swój miecz innym potrafili docenić fachowość.
 
baltazar jest offline