Kurt Fleischer klął w duchu na to, że miast leżeć pod pierzyną z jakąś gładką dziewką szwendał się po zaśnieżonych traktach imperiów. Klął, że miast brzuch napełniać pieczystym i winem dał się namówić na podróż… że miast rozsądku słuchać i ostać w karczmie dał się okpić, iż wieś cała jest i nocleg zapewni. Tedy miast cycka w ręce, wina w ustach, czy chociażby nóg wyciągniętych ku palenisku odmrażał sobie zad w kulbace. Jakby tego było mało przemarzł do kości… każda stara rana dawała o sobie znać, blacha ziębiła niczym przekwitła małżonka. I dlatego klął szpetnie doputy i na to zrobiło się za zimno. Wtedy zaczął narzekać… ale jeno raz bo szkoda mu było pary z pyska puszczać.
– Kurwa, Dieter że ja się na to dałem namówić… w taką noc się siedzi w domu… a nie włóczy po gościncach jeno turbulencji czy febry szukając.
Od czasu kiedy wyruszył z miasta przepytywał swojego nowego giermka na okoliczność tego co przeżył i czego będzie mógł się po nim spodziewać. Wprawdzie został „rekomendowany” Fleischerowi ale i tak warto by było wiedzieć o nim coś więcej. Ponadto rycerz przyobiecał sobie, że przy pierwszej okazji sprawdzi jego umiejętności w posługiwaniu się orężem… zarówno kuszą jak i żelazem. Nie miał ochoty przekonywać się o tym w starciu. Postój będzie dobrym momentem na sprawdzenie tego, rzecz jasna kiedy Dieter już oporządzi konie, przygotuje obozowisko, zrobi strawę, ochędoży ekwipunek i jeszcze parę dupereli za jakie jest odpowiedzialny młodzian.
Podróżował na siwym, masywnie zbudowanym wierzchowcu okrytym teraz lekkim kropierzem – chroniącym bardziej przed zimnem niż przed orężem przeciwników. Sam rycerz odziany był ciepło, przynajmniej jak mniemał nim go dreszcze przeszywać poczęły. Na grube ubranie obleczoną miał zbroję kolczą, a na tą natomiast płytę. Wszystko dopełniał płaszcz solidnie podszyty lisim futrem… ktoś mógłby pomyśleć, że tak odziany mógł nie lękać się nawet kislevskich mrozów… jednak, w taką noc chłód wdzierał się w każdą szczelinę i mroził zarówno kości jaki i ducha. Jak na zakutego w stal wojownika… co to więcej miał z raubritterami niż turniejowymi fircykami wspólnego orężem wszelakim był obwieszony. Potężny półtorak, krótszy miecz, topór… kusza, lance… z całego tego oręża niejeden oddział milicji można by wyposażyć. A prócz tego co miał przy sobie jeszcze juczny konik wcale biedniej nie był obciążony.
Kiedy już przez ciemność wyłoniła się szansa na ogrzanie członków przy ogniu i pod dachem szybko została zakłócona… trójka nowopoznanych mało zachęcała do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Podobnież zresztą jak czas Hexensnacht… pogoda… i w ogóle tak zwane okoliczności dzikiej przyrody… Dlatego Kurt chciał zakończyć ten raban jak najprędzej.
Po samej tylko sylwetce i sposobie poruszania zauważyć można było lata spędzone przy robieniu mieczem. W spojrzeniu ciemnych oczu nie było kropli dobrotliwości i miłosierdzia. Była miast tego kpina przemieszana z odrobiną bezczelnego zainteresowania wszystkim, co dzieje się wokół. Starczyło przesunąć spojrzenie po jego twarzy hardej i niezłomnej. Grymasie zastygłym na twarzy jak u człowieka, który samego diabła orżnie w karty. Starczyło jeno to uczynić by wiedzieć z kim się ma do czynienia. Pasowany co to wszystkie cnoty rycerskie przez wiele lat miał w rzyci… a ostatnio je zostawił w wychodku. Kurt Fleischer z Ubersreik nie był typem przyjemniaczka, oczywiście zyskiwał przy bliższym poznaniu… No chyba, że ktoś miał pod swoim domem młodą żonkę, córkę albo kuferek pełen świecącego złota. Tego dnia obleczony był w pancerz kolczy gęsto przetkany płytą - napierśnik z naplecznikiem, ramiona chronione naramiennikami, nogo nagolennikami i naudnikami... do tego tarcza rycerska i miecz. Półtorak dzierżony w jednej ręce z wysokości kasztanowego ogiera wyglądał jak kosa dzierżona w kościstych dłoniach Pani Małodobrej. Zmrożone ostrze pachniało śmiercią...
Pomimo tego, że Kurtowi ciężko było wzbudzić zaufanie zwykłych zjadaczy rzepy to u tych co to widzieli już śmierć, u tych co to wysyłali innych na śmierć lub samemu ją zadawali potrafił wzbudzić coś na kształt respektu. Zarówno ci co chcieli posługiwać się nim niczym sprawnym narzędziem, jak i ci co to podobnie jak on sprzedawali swój miecz innym potrafili docenić fachowość.