Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2012, 19:53   #117
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czwartek, 27 październik 2016. 19:44 czasu lokalnego
Chelan, Route 97, Stan Waszyngton.



MONTROSE, THOMSON, JORGENSTEN, GREEN

Green upadł na ziemię, podrzucany i wyginany w niesamowity sposób. Przestawał kontrolować swoje ciało, niewielu było chętnych do podejścia bliżej, nawet wśród tych, którzy sami mogli uważać się za zarażonych. Boven także początkowo tylko patrzyła, ale w końcu zaklęła głośno, nie mogąc dłużej tego znieść, chwyciła dwie strzykawki i napełniła je płynem z otwartego już wcześniej pojemnika. Szybkim krokiem podeszła do Greena i wbiła je w ciało murzyna, opróżniając ich zawartość i błyskawicznie cofając się poza zasięg jego ramion, które już ją chwytały.
John czuł coraz większy spokój. Ból przechodził, szaleństwo uspokajało sie błyskawicznie. Antywirus, szczepionka, czy jakkolwiek tego nie nazywać, działało skutecznie i szybko. W końcu leżał już spokojnie na asfalcie, oddychając głęboko, cały spocony i mokry od deszczu. Żyły przestały go boleć, natomiast zaczęło co innego. Poczuł paskudny ból w ranach, miejscach, gdzie oberwał kulami dzień wcześniej. Czy więc to właśnie wirus sprawił, że wcześniej czuł się tak doskonale?

Dr Patton nie była zachwycona perspektywą przesłuchiwania więźnia, ale nie zamierzała rezygnować, a dodatkowo wiedziała co należy zrobić. Wymieniła kilka cichych słów z Marie, która podała jej strzykawkę, być może z morfiną, być może z czymś innym. Gdy Green się uspokoił, Elizabeth odezwała się cicho do wszystkich w pobliżu, ale tak, aby jeniec nie słyszał.
- Wstrzyknę mu to, potem trzeba go skołować. Osłonić od deszczu i oślepić, najlepiej samochodowymi reflektorami, świecącymi w jego twarz z odległości może metra. Tylko wtedy mogą nas dokładnie zobaczyć, a przynajmniej zlokalizować.
Spojrzała bezradnie w kierunku mostu. Odgradzało ich sporo samochodów, a w helikopterze głośna eksplozja zasygnalizowała wybuch benzyny. Część odłamków doleciała nawet do miejsca, w którym stali. Wróciła także Dorothy, choć dzieci zostawiła w Land Roverze, to sama podeszła do siostry.
- Co się dzieje? Tam dalej same samochody, ale widziałam też jakiś ruch. Być może mam jednak zwidy.

Green spróbował wstać, ale drżące nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Opadł więc na kolana i na czworaka ruszył w stronę swojego telefonu. Położył dłoń na aparacie i niczym relikwię przetarł szybkę zauważając niewielką rysę. Potem usiadł, kryjąc twarz w dłoniach, z aparatem przyciśniętym do ucha. Nie miał na razie sił, ani ochoty, aby robić cokolwiek innego. Rany bolały go jak diabli - nagle poczuł trudy ostatnich dwóch dni i tego, że nie jest już pierwszej młodości. Czuł się starzej o jakieś dwadzieścia lat. Jak rezydent domu spokojnej starości.
- Nie będzie żadnego oświetlania. - Swen zaczynał tracić cierpliwość. - Co to za chuju muju podchody... - podszedł odbezpieczając pistolet i przyłożył go do głowy pilota zanim dostał jakikolwiek zastrzyk. - Mówiąc krótko masz przejebane. Możesz dostać morfinę i opiekę lekarską albo kulę w łeb! Wybieraj! Odpowiadasz na pytania czy nie bawimy się dalej!? - zagrzmiał mu nad uchem.

Patton spojrzała na Swena, a jej twarz wykrzywił grymas wściekłości.
- Jeśli wiesz zawsze lepiej, to po co prosisz kogokolwiek o pomoc?! Rób wszystko sam, pozostań takim samym dzikusem, jakim byłeś, gdy zobaczyłam cię za pierwszym razem. Nie musisz mnie też ciągnąć ze sobą, jak niepotrzebną paczkę.
Oddaliła się, zbliżając się do Greena, gdy ten zaczął znowu być sobą. Pomogła mu wstać, wskazując na samochód. W komórce nie miał zasięgu. W tym czasie jeniec trząsł się ze strachu, a może z czegoś innego, patrząc niewidzącymi oczami na Jorgenstena. Wciąż mógł nie wiedzieć nawet gdzie się znajduje.
- Pytania...? Jakie pytania, co się... dzieje?
Mówił z wyraźnym trudem, cicho.
- Jakie macie rozkazy?!
- Co..? Jakie rozkazy...?
- powtórzył bez sensu, próbując spojrzeć na twarz Swena. - Gdzie... gdzie ja jestem?!
- Daj mu zastrzyk, może nie przekręć się tak szybko. - Swen odwrócił się do Boven odpuszczając. - Nie ma co się tu wystawiać na kule przy reflektorach. Pojedzie z nam i pogadamy z nim potem. - następnie poszedł za Jugolem.
Liberty westchnęła słysząc słowa kobiety towarzyszącej motocyklistom. Jakby nie mieli dość kłopotów to ciągle musieli się kłócić. Popatrzyła na Gorana i po chwili wahania podeszła do niego:
- Możesz sprawdzić czy da się uruchomić ten wojskowy pojazd? Przydałby się do transportu szczepionki. To zbyt ważna rzecz by ją przewozić w takim gracie jak Pickup.
- Mogę spróbować.
- bąknął Markovich przenosząc wzrok od transportera do Liberty. - Ktoś musi mnie osłaniać. To co się tam kręci to mogą być trupy...

Green spojrzał z wdzięcznością na panią psycholog przyjmując pomoc. Kuląc się ruszył w stronę samochodu, jednak w pół drogi zatrzymał się i zawrócił. Szedł w stronę samochodu Thomsona i reszty. Widać było, że z każdym krokiem czuje się coraz lepiej. Czy też nie, nie lepiej. Raczej znośniej. Podszedł do doktor Boven. Zatrzymał się dwa kroki przed nią i spojrzał zmęczonym wzrokiem. Widać było, ile zdrowia kosztowały go ostatnie wydarzenia.
- Dziękuję, Marie. - tylko tyle dał radę powiedzieć. Wyciągnął drżącą dłoń w stronę kobiety. A kiedy podała mu własną rękę, uścisnął ją mocno, serdecznie i z wdzięcznością.
Potem zerknął w stronę Thomsona.
Drżącymi paluchami wyszukał fiolkę ze swoimi painkilerami.
- Jak szok minie, będzie cię napieprzało, jak ... - spojrzał na dzieci i ugryzł się w język. - Jedna powinna załatwić sprawę na sześć - osiem godzin.
Wyjął pastylkę i podszedł blisko, rzucając tabletkę na kolana Thomsona.
W stronę Liberty spojrzał na sam koniec. Posłał kobiecie pusty, zmęczony uśmiech i ruszył w stronę samochodu, w którym podróżował. Prostując plecy i modląc się w duchu, by tabletka przeciwbólowa zaczęła działać.
Cokolwiek wstrzyknęła mu Boven, dała mu czas. Jak wiele, nie miał pojęcia? Ale wiedział, że od teraz nie zmarnuje ani godziny.

Jeniec zaczął się trząść, adrenalina najwyraźniej powoli ustępowała, a postępował ból od ran. Goran ruszył w kierunku wozu opancerzonego, mógł się do niego przekraść bez większych problemów. Gorzej było z wejściem - właz na górze wydawał się otwarty, ale jednocześnie pojawienie się na górze mogło go wystawić na ostrzał wroga.
Thomson bez słowa przyglądał się temu, co wyprawiał Jorgensten, dochodząc do wniosku, że ten człowiek zupełnie nie nadaje się do życia w normalnym świecie. Jego metoda z przystawianiem pistoletu mogła zadziałać, ale nie na oszołomionego i wyglądającego na wręcz zdychającego pilota. Równie dobrze mógł grozić kurczakom. Inna sprawa, że w czasach obecnych przydawali się także tacy jak Swen. Należało zwyczajnie ich wysłuchać, a potem zrobić swoje. Gdy motocykliści oddalili się, Thomson zbliżył się do samochodu z jeńcem, wyciągając ze swojego ubrania latarkę. Być może nie trzeba będzie go nawet oślepiać. Poczekał, aż podadzą mu zastrzyk. Do gróźb zawsze dadzą radę dojść.
- Spokojnie żołnierzu. To ja. Niedługo trafisz do ambulatorium. Straciłeś przytomność, zestrzelono wasz śmigłowiec. Czego tam szukaliście? Muszę złożyć raport, wiesz komu, a lekarze mówią, że przez jakiś czas będziesz nieprzytomny.
Trzymał latarkę w pogotowiu, gdyby tamten chciał mu się przyjrzeć to zamierzał go zwyczajnie oślepić. Dużo zależało od tego, jak bardzo był skołowany i jak mocny środek mu podała kobieta, która przyjechała z Jorgenstenem. Uważał, że warto spróbować, tak czy inaczej.

Swen i Goran bez większych problemów dotarli do wozu opancerzonego, kołowego pojazdu o wielkości dużej furgonetki. Drzwi od ich strony były zablokowane, ale właz na górze nawet przy praktycznym braku światła, wydawał się otwarty. Było spokojnie, żywe trupy, nawet jeśli były gdzieś w pobliżu, nie dotarły jeszcze do tego miejsca i Jorgensten mógł praktycznie bez przeszkód wejść na pancerz, a potem wślizgnąć się do środka. Wnętrze pogrążone było w całkowitych ciemnościach, ale i tak władował kulkę w to, co wyglądało na głowę trupa. Nieruchomego, ale w końcu przezorność mogła go kiedyś ocalić. Szybko także doszedł do kolejnego wniosku: bez światła będzie miał spore problemy z opaleniem tego wozu. Na dobrą sprawę nie widział nawet kierownicy, nie mówiąc już o reszcie, a nigdy wcześniej nie był w tym typie pojazdu, aby móc poruszać się na ślepo. Zapalił latarkę, nie dostrzegając żadnych innych trupów, jedynie wodę, wlatującą tu przez otwarty właz. Światło latarki jednak zostało zauważone, znajdował się zbyt blisko wciąż płonącego wraku. Kilka kul odbiło się od pancerza, być może tamci nawet nie wiedzieli w co strzelają. Goran odpowiedział im granatem, który rozerwał się na moście. W tym samym czasie Swen wcisnął zapłon. Silnik zawarczał i zgasł, ale druga próba była lepsza. Zaskoczył, pracując na wolnych obrotach. Wskaźnik benzyny pokazywał, że nie zostało jej wiele - zdecydowanie jednakże wystarczająco do tego, aby się stąd wyrwać.

Thomson tymczasem patrzył w białe niemal oblicze jeńca. Człowiek usilnie próbował dojrzeć jego twarz, złapać się jego ręki, zwłaszcza po tym, jak dostał zastrzyk, który znacznie zmniejszył jego ból. Tyle, że detektyw widział w jak opłakanym stanie był ten mężczyzna, ostatkiem sił trzymający się życia, które mogło potrwać może nawet tylko kilka chwil. Gdy David włączył na chwilę latarkę, oślepiając go, mógł przyjrzeć się jego okrwawionemu ciału. Do tego musiały dochodzić krwotoki wewnętrzne. Rozmawiał z trupem.
- Co... kim jesteś? Jak... kazy...? - nie kontaktował, Thomson powtórzył więc swoje pytanie. - Śledziliśmy ...gnał..., nie, sygnały... - poprawił się. - Nałożyły... w Twisp... mieliśmy... sprawdzić...
Zaczął kasłać, David zbyt szybko cofnął dłoń. Krwawa ślina ubrudziła większą jej część.
- Boli... pomóżcie...

Tymczasem Swen mozolnie przepychał pancerniakiem tarasujące szosę i pobocze auta, kiedy trup kierowcy wyleciał na bruk. Torował sobie przejazd. Nie, nie tylko sobie. Chciał namówić resztę do przeprawy przez most, więc na wszelki wypadek odsuwał wraki na tyle, aby wszyscy mogli się przecisnąć przez karambol, a nie by tylko teraz wraz z Goranem mogli się z mostu jakos wydostać z nowym nabytkiem.
Kiedy był już przy kolumnie ich kilku pojazdów wyszedł na zewnątrz aby przepakować rzeczy i uzupełnić benzynę w nowym środku transportu.
- Możemy spróbować przejechać tym mostem. Nie wiadomo czy drugi nie jest w gorszym stanie... - wskazał ręką w kierunku odgłosu walk przy szpitalu na peryferiach.

Thomson popatrzył raczej beznamiętnie na zdychającego pilota, kręcąc głową sam do siebie. Nie mogli mu już pomóc, a człowiek ten zabiłby ich bez wahania, gdyby miał jasność myśli. Nie miał do niego innych pytań, wszystko było jasne. Umbrella miała nadajniki, przynajmniej dwa i jeśli oba połączyły się w Twisp lub za nim, to jeden musiał być w pojemnikach, a drugi przyjechać z Jorgenstenem i Greenem. David z trudem wyciągnął człowieka z wozu i zrzucił na ziemię. Uderzenie kolbą w czaszkę dokończyło sprawę. Nie była to piękna śmierć, ale przynajmniej nikt prócz stojących najbliżej jej nie widział. Potem wrócił Swen, detektyw wyłuszczył więc wszystkim to co usłyszał.
- Mogą nas namierzyć, ale nie zostawię szczepionki. Do cholery, John może potwierdzić, że to działa. Ale jest też drugi nadajnik, przyjechaliście z nim.
Ostatnie słowa skierował bezpośrednio do motocyklistów.
- Wóz zmienialiście, więc jest w was lub w sprzęcie, który macie. Trzeba będzie to załatwić, gdy będzie trochę czasu. Weźmiemy wóz pancerny, humvee i land rovera, jeśli przejedziemy szybko to tylko bronią przeciwpancerną nas mogą zatrzymać. Wątpię, by taką mieli.


MONTROSE, THOMSON, JORGENSTEN, GREEN

Przekroczenie rzeki wymagało sporo przygotowań, zwłaszcza tych związanych z przenoszeniem pojemników ze szczepionką. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciał się z nią rozstawać, a na szukanie jakichś lokalizatorów, bez specjalistycznego sprzętu, nie miało w tej chwili sensu. Przenieśli co się dało do wozu pancernego, w którym bez trudu zmieścili się jeszcze Swen i Goran. Pojazd był kołowy, jego konstrukcja była raczej lekka, nie był także przystosowany do przewożenia ładunków - a raczej ludzi, a jeszcze bardziej: do wspierania oddziałów piechoty i patrolowania. Jorgensten zdawał sobie sprawę, że ten typ bardziej skierowany był do działań za Bliskim Wschodzie - specjalny projekt niewątpliwie zakładał odporność na wybuchy min. Ckm był wymontowany, ale znaleźli trochę amunicji, która pasowała także do broni z Humvee, zapewne identycznego nawet modelu karabinu maszynowego. Tam zresztą zmieścili się pozostali, prócz rodziny Montrose, całej zajmującej miejsca w Land Roverze. Reszta samochodów została porzucona, a także kilka pojemników ze szczepionką, których już upchać się nigdzie nie dało.
Wkalkulowane straty, pickup ani stary Ford nie miały szans przetrwać ostrzału biernych jak na razie ludzi Umbrelli.

Ruszyli, oświetlając reflektorami drugi koniec mostu, który wreszcie ukazał się ich oczom. Nie było tam wozów pancernych a tylko zwyczajna blokada policyjna, nie przerwana przez żadnego szaleńca. Wydawała się tak samo opuszczona jak ta po drugiej stronie, ale chwilę potem światła samochodów odkryły ruch po drugiej stronie i zagrał ckm, szatkując policyjne i cywilne samochody. Swen natomiast nie oszczędzał nogi, wciskając gaz i celując w lukę między samochodami. Po drugiej stronie był korek, ale tylko w jedną stronę, nie torujący drogi.
Kule zaczęły uderzać w pancerne karoserie samochodów, gdy zbliżyli się już na odległość umożliwiającą skuteczny ostrzał przeciwnikom - tyle, że dla tamtych było już za późno. A może zwyczajnie ich środki były zdecydowanie niewystarczające. Wóz pancerny wbił się z hukiem i zgrzytem metalu pomiędzy dwa radiowozy, roztrącając je i rzucając gwałtownie Goranem, Swenem i całym ładunkiem w środku pojazdu. Nie zatrzymali się, nie zwolnili nawet za mocno, a chwilę potem przez powstałą wyrwę przemknęły także dwa pozostałe pojazdy. Któryś z ludzi Umbrelli początkowo chciał ich jeszcze gonić, odpalając jakąś terenówkę, ale kule z ckm-u wybiły mu natychmiast ten pomysł z głowy. Wkrótce most i blokada zniknęły im z oczu, a po tym co się działo świadczyły tylko ślady po pociskach, widoczne zwłaszcza na tylnych szybach Humvee i Land Rovera, które oberwały już po zjeździe z mostu.

Po tej stronie rzeki szczęśliwie nie było zatorów, choć po drugiej stronie szosy stał rządek samochodów, martwych i cichych. One także skończyły się po niecałym kilometrze. Najwyraźniej większość ludzi uciekała na południe, przynajmniej w tym miejscu stanu Waszyngton - zapewne gdzieś dalej istniały inne blokady, które z kolei zatamowały ruch na północ. Przez długi czas jednak na nic takiego nie natrafiali, mijając najpierw Orondo, a potem tamę Rocky Reach, aż dotarli do pierwszego rozgałęzienia, w Sunnyslope. Był tu most na drugą stronę, a na południu rozciągało się miasto. Tutaj też znaleźli kolejne blokady, teraz zablokowane dokładnie w przeciwną stronę, niż zmierzali oni sami. Na południu wyglądało na to, że zator jest poważny, ale most wydawał się przejezdny, jeśli przebiłoby się najpierw przez blokadę.
Było tu spokojnie, choć szybko pojawiło się kilku zarażonych, jawnie dając znak, że nie można się tu zatrzymywać, a jedyną szybką możliwością był most. Była to też droga, którą chciał udać się Thomson i Montrose, nawet jeśli nie z jednakowych powodów, a może nie w jednakowe miejsce. Detektyw jednakże przekazał pozostałym informacje, że na północny wschód od ich pozycji zebrała się spora grupa ocalałych, do których chciał dołączyć.

Przebili się przez most, znów trafiając na typowo górską drogę oznaczoną numerem 2. Ku ich zaskoczeniu wszystko szło gładko, i już przed dwudziestą dojechali do jeziora Wanatchee, od którego na północ znajdowała się Ann i grupa ocalałych, z którymi udało się skontaktować za pomocą CB-radia.

Teraz każde z nich znów mogło zadecydować, co czynić dalej. Mimo, że duża część z nich była zarażona, Boven obiecywała, że zrobi wszystko, aby usunąć wirusa X z ich ciał, a przy pomocy szczepionki mogło się jej nawet udać.
Albo nie.

Czas dopiero miał to zweryfikować.


UMBRELLA CORP
RAPORT
20161027#44
TAJNE
**zakażenie opanowane**porozumienie C#234 zawarte**testy zaakceptowano**nakazać działania czyszczące**zarażenie tylko poprzez kontakt z krwią**czynniki zewnętrzne usunięte**przewidywany czas całkowitego oczyszczenia: 12 miesięcy**rozpocząć działania natychmiast**
KONIEC RAPORTU 20161027#44


Dziękuję wszystkim za grę w Cenie Życia.
 
Sekal jest offline