- Eh, Mademoiselle Solaris, ranisz mi serce.- Westchnął kapitan, poprawiając couvre-chef utrzymującą jego pół-długie włosy.
Bardzo ciekawiło go, co też rektor ma mu do powiedzenia, że nie wolno mu zabrać Kossa, czy choćby Miss Harkonnen... Zawsze we dwójkę to raźniej, a we trójkę to już w ogóle. No ale jednak Valentine postanowił nie oponować.
- Udam się do pana rektora Savoy, gdy tylko dopilnuję rozładunku. Proszę być o to spokojną, madame.- Kapitan skłonił się płytko w pas, lecz jego wzrok skierował się przelotnie ku rozchichotanej grupce dziewcząt, ani chybi studentkom akademii. Valentine uśmiechnął się, jednak w uśmiechu tym był tylko cień lubieżności. Wyprostował się i z godnością odwrócił się, by wrócić na pokład swojej wiernej łajby - "Winowajcy". Iaculis odwrócił jeszcze głowę i posłał Solaris sykliwe prychnięcie, ale na tym skończyły się jego kroki zaczepne, bowiem odległość od "przeciwnika" zwiększała się z każdym krokiem jasnowłosego kapitana.
Kapitan Kaiser stanął obok swojej pani bosman, by z jej perspektywy poobserwować chwilę podwładnych.
- Cóż mi pani powie, Miss Harkonnen?- Zapytał. Na jego twarzy nie gościł tym razem (jeszcze! przypisek Fila) charakterystyczny uśmieszek, oblicze nie wyrażało prawdę mówiąc żadnych głębszych emocji.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |