Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2012, 22:18   #4
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Przenikające zimno paraliżowało nie tylko ciało jak i umysł niziołka. Poważnie wysłużone niezdrowymi zwyczajami śluzówki teraz dodatkowo poddane wpływowi siarczystego mrozu sprawiały że Morfast musiał co chwila pociągać swoim idealnie teraz czerwonym nosem. Zdawał sobie sprawę że wytrzyma dalszego marszu przy tej pogodzie, w przeciwieństwie do krasnoluda który maszerował jakby miał silnik parowy w tyłku. Z tego powodu widok ruin które mogły dać im choć częściową ochronę przed zamiecią powitał niczym zbawienie
- Thorgalu - zagadnął, czy może raczej wymamrotał spod ubrań którymi był szczelnie owinięty do krasnoluda którego imię mimo dłuższej już znajomości nieodmiennie przywodziło mu na myśl miano barbarzyńcy z przypowiastek - Konstatuję że dalszy marsz w tych warunkach stanowiłby co najmniej absurdum i nas obu mógłby przyprawić o Congelatio. Pozwolę więc sobie stwierdzić, że chwila wytchnienia w niosących ochronę od porywistego wiatru ruinach pozwoli nam nie tylko uniknąć jakże przykrych konsekwencji dłuższej ekspozycji na zimno i odzyskać nadwątlone już siły ale i da okazję by przygotować posiłek.
Miał bowiem nadzieję, że nawet jeśli nie zmęczenie to wizja czegoś do zjedzenia pozwoli mu przekonać krasnoluda do urządzenia postoju

"A niech go szlag! Nie dość, że zimno pizga jak same odmęty północy, nizioł wlecze się niczym ociężała wiedźma to jeszcze o jakimś kongu i lecie zaczął gaworzyć. I co do cholery jest ten Kong? Jakiś dzwon czy co?" Krasnolud z wielką niechęcią spojrzał w dół na swego towarzysza. Warknął przez zęby niczym rozwścieczony pies by po chwili zdać sobie sprawę, że przecież Morfast cały czas proponuje odpoczynek w czymś bardziej cywilizowanym od wykopanej nory, czy powalonym pniu.
- A ta, ta. Można by. - Odrzekł tylko i spojrzał na ruiny starając się wywnioskować gdzie też mogła znajować się brama. Przebieżka dookoła murów nie była najciekawszą wizją. - Ale daj ty spokój temu dzwonowi.

"Dzwon? Jaki do cholery dzwon" przebiegło w pierwszej chwili przez umysł niziołka. "Czyżby krasnolud nie zrozumiał dokładnie jego słów przez zamieć czy może doświadczał ostrej halucynozy alkoholowej? A może przemroził swój organizm do tego stopnia że powoli przestawał pracować umysł, jedynie ciało pchane do przodu przez buzujący w żyłach alkohol funkcjonowało u krasnoluda jak należy?" Tym bardziej paląca stawała się konieczność zatrzymania się na odpoczynek i to dla nich obu. Przemówił więc łagodnie, jak do dziecka (a przynajmniej tak jak sądził, że do dzieci się mówić powinno, nie jego wina że większość dzieciaków uciekała w takim przypadku z krzykiem).
- Już dobrze Thorgalu, żadnych dzwonów. Widzisz jakieś wejście do środka? Bo jak dla mnie zaspy są ciut za wysokie

Ruiny muru można było obejść w paru miejscach, niestety wymagały solidnej wspinaczki co w tych warunkach mogło być uciążliwe nawet dla Thorgala nie mówiąc już o Morfaście. Niedaleko jednak krasnolud dostrzegł coś co kiedyś musiało być bramą a właściwie małym przejściem. Co prawda solidna zaspa sięgała niziołkowi niemal do ramion ale tarczownik szybko ją przekopał i znaleźli się w środku.
Żaden z nich nigdy nie był w ludzkim zamku toteż nie mieli pojęcia jak on jest duży. Zaraz po prawej, gdzie mur zakręcał zauważyć można było zawaloną wieżę, a tuż po lewej stos nadgniłych desek na planie z grubsza przypominającym prostokąt. Dwójka niziutkich poszukiwaczy przygód ruszyła dalej na dziedziniec, gdzie dało się dostrzec pełny obraz zniszczeń.
Centralnie przed nimi kiedyś musiał stać zamek, jednak ludzka konstrukcja ustąpiła niszczycielskim działaniom czasu i sił natury sprawiając, że większość ścian, a tym samym i piętro (albo piętra) przemieniły się w stos kamieni, teraz przykrytych śniegiem. Tworzyło to nie miłą naturalną pułapkę, w którą mogli by wpaść, gdyby zachciało im się nieuważnie przeszukiwać ruiny. Większość budowli nie nadawała się jako bezpieczne schronienie oprócz jednej części budynku którą krył nawet dach.
Oprócz zamku, podróżnicy dostrzegli jeszcze jeden ocalały budynek znajdujący się pod lewym murem. Kamienne ściany obiecywały najskuteczniejszą ochronę przed wiatrem.
Gdy dotarli na dziedziniec dostrzegli prawdopodobnie człowieka opuszczający ową ostatnią ostoję ludzkiego murarstwa. Wysoki mężczyzna owinięty szczelnie zimowymi ubraniami, szybko oddalał się w stronę jednej z dziur w murze obronnym która niegdyś mogła pełnić dostojną funkcję bramy. W dłoniach dzierżył kuszę oraz sprawiał wrażenie gotowego do jej użycia. Na szczęście nie zauważył zmarzniętych gości.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline