Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2012, 23:37   #6
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
- Biedne zwierzę. - powiedział sam do siebie przymarzający mężczyzna.

Koń skręcił najprawdopodobniej nogę nie zauważywszy wyboju sprytnie ukrytego pod niedawno upruszonym śniegiem. Białe cholerstwo. Czarnowłosy przełknął ślinę dobywając równocześnie lśniącego miecza. Krótka klinga zaskowyczała w powietrzu kończąc swój lot w ciele rannego zwierzęcia. Biały jak dotąd śnieg zaczął przybierać jasno-czerwoną barwę. Niski i wątłej postury zielonooki człowiek chwycił swój dobytek mieszczący się w plecaku, owinął się obszerniej płaszczem i ruszył wzdłuż traktu...

***

Benwolio spodziewał się wielu okropieństw, które mogły go spotkać. Nie będąc wojownikiem bał się bandytów i mutantów, nie będąc człowiekiem lasu bał się dzikiej zwierzyny... Coś jednak dodawało mu sił. Ta okropna, potężna energia sprawiła, że jego ciało parło przez zaśnieżony trakt niczym goniec przez znajomy tunel górniczy w swej ojczystej twierdzy. Cicero nie zastanawiał się nad tym co nastąpi zaraz jakby będąc myślami gdzieś daleko. W niedostępnych dla oczu ciekawskich, plotkarskich imperialistów ciemnych, tajnych miejscach. Bo tylko tam mógł szukać powodu, dla którego opuścił ciepłe nadworne łoże i zdecydował się na podróż traktem. Tylko tam i nigdzie indziej...

Po jakimś czasie wędrówki, gdy trzeszczący pod grubymi butami śnieg i bijąca zewsząd biel stawały się nie do wytrzymania gawędziarz natrafił na wspaniały, monumentalny widok. Zamczysko! Wielkie, wyniszczałe, pewnie pełne tajemnic... Idealne aby opisać je w jednej z swych opowieści. Jeszcze lepsze aby tu się schronić...



***

Szóstka spotkanych wojowników nieco zaskoczyła barda. Początkowa obawa została jednak szybko zastąpiona przez poczucie bezpieczeństwa. W końcu rozbójnicy dawno zrobiliby mu krzywdę. Ci natomiast poczęstowali gulaszem, wódką, ugościli przy ognisku. W ramach podziękowania Benwolio chciał opowiedzieć im jedną z swoich ojczystych legend. Tylko którą... Ród Giovannich! Tak. Ta będzie idealna...

Cichy aczkolwiek pewny głos krasomówcy poniósł się po ruinach koszar na chwilę odciągając wszystkich zebranych od tego co jest za drzwiami. Zimna, śniegu, ciemności i niebezpieczeństwa...

***

- No to idzim. - podążył wesoło krasnolud, wyobrażając sobie cieplutkie ognisko, soczystą pieczeń i pełne kufle miodu pitnego. Co prawda brutalna rzeczywistość jak zwykle uderzy go Kafarem Smutnej Prawdy i zostawi z wódką i jakąś ciapką bogatą w wartości odżywcze o smaku błota i szpinaku. Jednak marzył póki mógł.

- Żaden ambaras, na który natknęliśmy się w trakcie naszej peregrynacji nie był na tyle poważny, by zatrzymać krasnoluda, tak długo jak ikry dodaje mu gorzała. - wymamrotał niewyraźnie niziołek pociągając nosem na zakończenie zdania po czym podreptał w ślad za krasnoludem.

Przekraczając próg koszar Benwolio zatupotał nieco nogami chcąc zrzucić z obuwia śnieg nazbierany podczas spaceru. Gawędziarz spojrzał z uśmiechem na zebranych najemników i rzekł:

- Zobaczcie kogo przyprowadziłem. Kolejni podróżni, których zaskoczyła ta nikczemna zamieć. Może ktoś z was byłby na tyle miły aby poczęstować brodatego przyjaciela gorzałką? No i drugiego z naszych gości rzecz jasna.

W byłych koszarach siedziało obecnie pięciu ludzi. Wszyscy pod bronią, różną i to bardzo. Tu nadziak, tam miecz a gdzieś kusza... Z dalszej części garnizonu Torgal z Morfastem usłyszeli rżenie koni. Ilu nie byli w stanie określić. Między ludźmi płonął nikły ogień a przez dziury w dachu uciekał dym. Wszyscy siedzący wpatrywali się w nieludzi, niektórzy chwycili za broń. Jeden z nich, Casamir, szef kompani najemników jak wiedział Benwolio w końcu się odezwał.

- A niech pierdolną. Znam krasnoludy, bitny naród. Miejsce i wódka dla takich się znajdą. Bart podaj im bukłak.

Pryszczaty młodzieniaszek, który już chwytał za miecz podał wódkę Torgalowi. Casamir po sekundzie ciągnął dalej.

- Kiep ten, który nie udzieli pomocy na gościńcu. Z daleka idziecie?

W momencie, gdy niziołek po raz pierwszy od wielu godzin znalazł się w ciut cieplejszym pomieszczeniu ogarnęło go przemożne poczucie ulgi. Zaraz też zdjął kaptur i zaczął odwijać kolejne warstwy chust, którymi dodatkowo owinął głowę zostawiając tylko wąski pasek by cokolwiek widzieć. Nie wypadało bowiem witać się i przedstawiać gdy rozmówca nie mógł zobaczyć twarzy - zdziwiliby się jednak wszyscy, którzy pod chustami spodziewaliby się pucołowatego i rumianego oblicza typowego dla niskiego ludu. Owszem, policzki i nos faktycznie miał zaczerwienione od zimna jednak nawet ten rumieniec nie zdołał ukryć chorobliwej bladości skóry Morfasta od przemrożenia wpadającej teraz miejscami w fiolet. Jedno oko przesłonięte miał opaską, źrenica drugiego była natomiast tak jasna że wręcz biała przez co niziołek na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie ślepego. Zaraz też odpowiedział na słowa najemnika, porzucając jednak poprzedni styl mówienia i przybierając manierę podłapaną w nieco dalszej przeszłości - domyślał się bowiem, że gdyby spróbował mówić do prostych ludzi w normalny sposób prawdopodobnie nie zostałby zrozumiany.

- I kiep ten, co z takiej pomocy nie skorzysta a potem gospodarzowi należycie nie podziękuje, zwłaszcza że długa droga za nami. A wiadomo, trakty zwłaszcza na dalekim południu łatwe do przebycia nie są. - zakończył niziołek łypiąc rozbieganym spojrzeniem raz na Thorgala a raz na Casamira.

- Ano kiep i ciul skończony. - rzekł krasnolud zdejmując hełm i szybkim kręceniem swej czachy strzepnął śnieg z brody. Ogniście czerwone warkocze spływające mu na pierś były nie lichym powodem do dumy. Zaś po prawej stronie twarzy widniała mu dość nieprzyjemnie wyglądająca blizna, jarząca się zielonym poblaskiem. Owa rana była niezbyt miłym widokiem dla oczu i mogła wzbudzić lęk w co słabszych psychicznie rozmówcach. - Thorgal żem jest, z południowych twierdz mego ludu przybywam. - chwycił manierkę i pociągnął solidny łyk. “Zagryzł” w rękaw i podał naczynie swemu kompanowi. - A w takie zimno, miejsce przy ognisku miłe dla serca i duszy.

Casamir sięgnął po miskę i nabrał coś z kociołka stojącego nad ogniskiem. Tuż przy nim leżał półtorak.

- Częstujcie się, upolowaliśmy sporo zwierzyny i sami nie zjemy tego gulaszu. Zwierzaka wprowadźcie do tamtego pomieszczenia, są tam też nasze konie. Nazywam się Casamir a ten młodzik to Rein, tamten dryblas w napierśniku nazywa się Jekil, ale i tak wszyscy na niego wołamy Niedźwiedź. Knypek z ognistą rurą to Diel a tamten obok niego bezpalcy zwie się Eugen.

- Nazywam się Morfast. Morfast Wesołek. - w momencie, gdy podawał swój przydomek malec skrzywił się wyraźnie, najwyraźniej nieszczególnie za nim przepadał. Nie marnując więcej czasu, który równie dobrze mógł spędzać w cieple ogniska wprowadził swojego kuca do sąsiedniej komnaty, zdjął z niego siodło oraz juki i odłożył je pod ścianę. Otworzył również worek z owsem wiedząc że jeśli koń, nawet hodowany przez krasnoludy nie słynące z rozrzutności nie dostanie po takim wysiłku solidnego posiłku to może paść przez noc. Dopiero, gdy kuc był należycie oporządzony wrócił do głównego pomieszczenia, zabierając ze sobą jedynie plecak z podręcznym ekwipunkiem, z którego po tym jak zasiadł przy ogniu wydobył menażkę i z wyraźnym zadowoleniem skorzystał z propozycji przywódcy najemników.

Benwolio natomiast z uśmiechem usiadł blisko ognia aby jego nikłe źródło nieco ogrzało jego ciało i odzienie. Gawędziarz widocznie ożył jednak cały czas na coś czekając. Był to wojownik, który miał opowiedzieć historię tego zamczyska i zapewne całego dworu za czasów jego światłości.

- Skoro już się wszyscy znamy może zaczniemy opowieść o tym zamczysku? Prawdę mówiąc nigdy jej nie słyszałem, ale jestem bardzo ciekaw. Tylko niech reszta się stawi. W podzięce może opowiem wam później o kapitanie Massino i jego okrutnej brygadzie najemników. Wprost z Tilei... - mężczyzna rozglądał się wokół cały czas mówiąc z egzotycznym akcentem.
 
Lechu jest offline