Zori przeciągnęła się w hamaku, który służył jej za koję. Lubiła spać skulona. A jeszcze bardziej lubiła to uczucie, że unosi się w powietrzu, kiedy statek płynie między chmurami. Podwójnie się unosi. Ale teraz wylądowali. „Głuptasie” – ramiona ojca podniosły ją, zakręciły wysoko i odstawiły na wąski reling – „Przecież jak statek leci, to ty też lecisz, nieważne, czy na koi, czy w hamaku”
„Nieprawda, tatusiu, nieprawda" – drobniutka dziewczynka z jasnymi warkoczykami balansowała na krawędzi – jak lecę w hamaku, to lecę dwa razy, dwa razy bardziej. Uwaga, skaczę! – zawołała, wybiła się i wylądowała bezpiecznie w ramionach ojca.
Starsza o prawie dwadzieścia lat Zori też wybiła się i opadła miękko na nogi. Wciągnęła wysokie buty i nie kłopocząc się szukaniem kurtki wyszła na pokład. Wiatr uderzył w jej nagie ramiona rozwiewając włosy, ale nie przeszkadzało to dziewczynie. Nigdy nie marzła.
Właściwie, mogła spać dalej – kapitan jej nie wyzwał, więc nie potrzebował. Ale z jakiegoś powodu obudziła się. - Kapitanie – przywitała się.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |