Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 18:57   #10
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Wartownik zasalutował, stuknął ciężkimi butami i odwrócił się do Damiana
- Kapral Lawrenko! Wachta numer cztery! Czego potrzebujecie podróżni?! - Wykrzyknął.
- Chciałem zapłacić za parking i zapytać gdzie tu można znaleźć jakiś przyzwoity hotel.
- Opłata tygodniowa wynosi osiem, tyle zazwyczaj zostają tutaj podróżni, nie licząc ostatniego okresu. Hotele znajdują się głównie w dystryktach trzecim, piątym i siódmym. Najlepsze i najdroższe są w trójce, w siódmym zapadłe, tanie i niebezpieczne. To jest czwarty dystrykt. Jak będziesz się przechadzał po mieście, będą tabliczki, na których będzie napisane w jakim się znajdujesz. - Odpowiedział rzeczowo i spokojnie, bez musztry.
- Komu uiścić opłatę za parking?
- Cieciowi parkingowemu. Jest w budce przy wjeździe do parkingu. - Wskazał paluchem w prawo, na parking. Tam obok drewnianej budy ze szlabanem, stał grubszy facet z obrzydliwym, sumiastym wąsem. Rozglądał się po otoczeniu i drapał swoje krocze.
- Uhm. - Mruknęła Agata na ten widok.
- Osiem będziecie mu winni za tydzień, nie dajcie się orżnąć. Tylko wygląda na debila.
- Zrozumiałem, dzięki - i ruszył w kierunku ciecia chichrając się z reakcji Agaty. Usłyszeli jak strażnik salutuje i wraca do swojej poprzedniej postawy. - Miejsce parkingowe na tydzień - zaczął wyciągać osiem monet z kieszeni po czym podsunął je mężczyźnie na otwartej dłoni.
Grubasek spojrzał to na monety, to na Damiana. Oparł się jedną nogą o budkę, ręce założył za plecy.
- Chcesz miejsce V.I.P? - Zapytał grubym. jak tłuszcz odcinany od boczku, głosem.
- Nie - odpowiedział krótko niecierpliwiąc się i okazując to na twarzy - 8 za najzwyklejsze miejsce parkingowe.
- Ta? A chcesz pracę? - Przekrzywił głowę i spojrzał na Damiana chytrze.
- Chcę miejsce parkingowe - powiedział wyraźnie i powoli.
- Dobrze, dobrze. - Powiedział i wziął od Damiana kasę. Odwiązał szlaban od słupka i zaczął go podnosić. - Miałbyś miejsce za darmo po wsze czasy, ale jak chcesz.
- Dobra, co za robota?
- Pewien bardzo nieuprzejmy pan wraz ze swoim koleżką nie chcą uiścić zapłaty za parking. Jak im rozwalę wóz to mnie stłuką, albo i zabiją i uciekną zanim ktoś z Garnizonu znajdzie mnie... moje ciało. Dlatego zawsze jak trafiają się takie delikwenty, wynajmuję innego podróżnika do takiej roboty. Padło na ciebie. W nagrodę miejsce na parkingu za friko. Jeśli ich zabijesz to masz też to co należało do nich, samochód i to co mieli przy sobie. Poświadczę w Garnizonie, że byli bandytami i miałeś prawo do zabójstwa.
- Gdybym dostał ich ryje na obrazku mógłbym coś działać, w tej chwili nic nie zrobię - wzruszył ramionami, których ręce klapnęły o uda.
- No wiem, wiem. Są w... chyba w hotelu “Fallen”. Sąsiedni dystrykt, trzeci w sensie. Bogaty hotel, świeci się jak psu jajca na wiosnę. Obydwaj mają gdzieś... dwa metry? Prawie dwa metry. Bliźniaki. Blondyni, ale krótkie włosy. Agresywni. Mają topory. Pieprzeni barbarzyńcy. - Splunął na ziemię z pogardą.
Kiwał głową mechanicznie, a na kwestię o toporach i nazywaniu ludzi, którzy posługują się nimi obruszył się - Dzięki za komplement... Jak zobaczysz lecący w Twoją stronę toporek to możesz uznać, że mszczę się za nazwanie mnie barbarzyńcą... - uśmiechnął się lekko, tak sadystycznie.
- Nie, nie, nie. Małe toporki są fajne. Umiem nimi rzucać nawet. Oni mają TOPORY! Jebane olbrzymy. Każda z tych broni ma dobry metr. Ostrze większego od mojego brzucha. To jest broń barbarzyńców. Siła i rzeź, zero oryginalności. - Machnął ręką wściekle.
- Umiesz rzucać? Powiedzmy, że jak udupię tych dziwaków to podszkolisz mnie?
- Toporkami? Jasne. Mogę ci pokazać podstawy, które będziesz musiał udoskonalać i rozwijać. Może i nie wyglądam - pogładził się po wąsie - ale jestem w tym zajebisty.
- Masz rację, nie wyglądasz - uśmiechnął się - Żadnych nazwisk tych wypierdków nie znasz?
- Zwracali się do siebie per “Sanchez” i “Donatello”. Mówię ci, świry. Aha. Najlepiej jakbyś przyniósł mi ich sakiewki. Wiesz, żeby uiścić opłatę. - Mrugnął sprytnie, jakby właśnie powiedział super ironiczną rzecz.
- Obawiam się, że mogą gdzieś zaginąć... - potarł ręce z chytrym uśmieszkiem
- Przeżyję to. Zaparkuj już teraz i masz te swoje pieniążki.- Powiedział oddając monety
Agata złapała Damiana za ramię
- Eeee... jesteś pewien? To jakieś olbrzymy chyba są. Te topory... - Spytała niepewnie.
- Ludzie nigdy nie przebiją mutantów... Pod względem siły. Pod względem okrucieństwa tak - powiedział tylko i odebrał monety. Ruszył do samochodu starając się nie odwracać głowy, bo Agata ujrzałaby lekki rumieniec na twarzy.
- No ale... - Powiedziała stojąc w miejscu. Po chwili porwała się i pobiegła za Damianem do wozu. - Tak zabić ludzi? Może jakoś pokojowo to jednak rozwiążemy? Zabijesz mutanta - brak wyrzutów sumienia, dobry uczynek, nikt się nie zemści. Człowieka? Ktoś może chcieć się odegrać i... i w ogóle!
- Niech się mści, jego też udupię, ludzie to skurwiele. Potrafią być gorsi niż mutanty - wzruszył ramionami
- Dobra. Robimy jak uważasz. - Powiedziała nieco bardziej przekonana, choć bardziej przez samą siebie niż przez Damiana.
Gdy zaparkowali i wyszli z parkingu, ciec im pomachał i życzył powodzenia.
Najpierw i tak musieli udać się do jakiegoś hotelu. Zdecydował że najlepiej będzie w piątym dystrykcie. Oglądał się za siebie dość często, by sprawdzić czy Agata za nim idzie.
Dziewczyna nieśpiesznie dreptała za Damianem, wbijając wzrok w ziemię. Przeszli w końcu obok blaszanej tabliczki, stojącej przy wejściu do tunelu dla pieszych, która informowała, że właśnie wkraczali do piątego dystryktu. Nie było tu wielkiej zmiany, rura też się tutaj wiła, budynki jedynie były dłuższe lub większe, miały też sporo banerów, lub tabliczek na i przed sobą. Na jednym z nich było napisane “Hotel VIP”.
Zaczął się przechadzać po hotelach by ustalić mniej więcej różnicę cenową za dwa pokoje jednoosobowe.
Konkurencja w tej dzielnicy była zażarta. Pięć hoteli oferowała identyczne ceny... Ruszył do hotelu z napisem VIP. Hol wejściowy przywitał parę oparami dymu i ruską, mocniejszą muzyką.
Ex Sector Gaza - Dopilsya - YouTube
Parter widać służył również jako salon czy też bar. Składane stoliki, takie jakie kiedyś ludzie zabierali na kempingi, stały ustawione gęsto, przy nich zaś, na przeróżnych krzesłach, drewnianych, składanych i metalowych, siedziało od groma ludzi. Gdy Damian i Agata podeszli do drewnianego baru-recepcji, za którym stała podstarzała, ale cholernie chuda kobieta, z czerwoną chustą na głowie, zauważyli, że mało kto tutaj rozmawia w języku innym niż rosyjski. W tej też mowie odezwała się kobieta.
- Czego chcecie? Wódy czy wyra? - Potem spytała o to samo po polsku.
- Dzień dobry. Dwa pokoje jednoosobowe poproszę - powiedział zgrywając ważniaka.
- Dwa? Jeden dwuosobowy jest taniej. Wiesz, uczciwa jestem. - Mówiąc po polsku jej białoruski akcent był prawie niesłyszalny.
- Tamta pani nie życzy sobie jednego wspólnego. - pokazał ręką na Agatę.
- Nie? - Spytała Agata. - Jeśli są dwa łóżka to chyba nie ma problemu, nie? - Zaproponowała skrycie.i
- Jeden pokój dwuosobowy z oddzielnymi łóżkami poproszę - oparł się o ladę.
- Ósemeczka za 24 godziny i pokój numer osiem, piętro drugie, schody po prawej. - Powiedziała kładąc kluczyk na blacie i czekając na kasę. Gdy ją dostałą wyjęła dwa kieliszki i nalała do nich wódki. - Gratis od firmy na powitanie. - Uśmiechnęła się.
Wysypał monety i po odliczeniu zapłacił za tydzień. Wziął kieliszki i jeden wręczył Agacie - Umiesz to pić? - zapytał
Spojrzała to na niego to na kieliszki, tymi swoimi ślicznymi oczętami.
- Jak to? Przecież to napój, nie? Czym się może różnić od... nie wiem czego. - Powiedziała i wzięła od Damiana kieliszek po czym opróżniła go jednym haustem. Niestety od razu połknęła więc nie zdążyła wypluć wódy wprost na Damiana, tylko zaczęła się krztusić i kaszleć.
Kobieta za ladą zaczęła się śmiać i sama pociągnęła łyk prosto z butelki.
Mało się nie opluł ze śmiechu i po uspokojeniu przyłożył do ust swój kieliszek przechylając się nie głową, a całym kręgosłupem nieco do tyłu, zrobił to bardzo gwałtownie i równie nagle powrócił do normalnej pozy co wyglądało komicznie. Zakrył usta przedramieniem i dopiero po kilku sekundach odsłonił twarz kaszląc jeden jedyny raz i to prawie niezauważalnie - Dobre - powiedział i odstawił kieliszek - Aga, mam nadzieję, że po alkoholu nie jesteś agresywna... I dla swojego bezpieczeństwa - nie pij już więcej - wyszczerzył się do niej. Złapał kluczyk i puścił dziewczynę pierwszą. Niezbyt podobało mu się obcowanie z nią w jednym pokoju. Nie to, że mu się nie podobała, wręcz przeciwnie, ale właśnie dlatego wolał nie ryzykować. I tak już źle zrobił biorąc ją pod opiekę. Kiedyś kiedy był sam ładował się w najgorsze gówno jakie miało prawo istnieć na tym łez padole, teraz bał się że coś stanie się Agacie. Kiedyś nie martwił się, że on sam skona gdzieś na pustkowiach zapomniany przez świat, teraz nie może umrzeć bo pociągnie za sobą tę dziewczynę. Mimo, że potrafi strzelać i walczyć to jej doświadczenie na pustkowiach jest zerowe skoro nie potrafi nawet wypić kieliszka wódki. Czyli nie miała wielkiej styczności ze złem, może nie w takim stopniu jak on co procentuje dodatnio w opcji jej śmierci. Dlatego nie angażuje się bardziej w znajomość z Agatą. Ale... Wpadł mu do głowy pomysł - Aga, podoba Ci się to miasto? W takim chciałabyś zamieszkać? Bo mi osobiście się nie podoba, za dużo tu tego i za dużo biurokracji... Ja pamiętam czasy dosłownie przed wybuchem wojny i jej natężenie na świecie było cholernie, cholernie wielkie... - gadał niby to o pierdołach, ale ważna była kwestia czy jej tu pasuje.
- Nie bardzo, wiesz, nie bardzo... - Powiedziała wystawiając jęzor by w jakikolwiek sposób spróbować pozbyć się smaku alkoholu. - I nie myśl, że tak łatwo się mnie pozbędziesz... Przecież mogę ci się przydać jeszcze! - Fuknęła.
- Tylko zapytałem... - rozgryzła go, a to niedobrze - Mimo wszystko i tak źle się czuję ciągając Cię za sobą w najgorsze gówna...
- Daj spokój, zresztą jak bezpiecznie w tym mieście może być dla kogoś takiego jak ja? - Raczej miała na myśli swój wygląd i to jak obecnie większość osób w holu na nią patrzy. - Gdzie teraz idziemy?
- Do pokoju rozpakować się, a ja rozejrzę się za tymi dupkami co parkują za frajer...
- O! A ja? - Spytała zdziwiona.
- Przecież Ty nie lubisz się włóczyć po tym mieście, a poza tym... Zgubisz mi się gdzieś pewnie - zaśmiał się - Pani z dołu Cię wódką uraczy i sobie będziesz ćwiczyć picie w pokoju.
- Nie! - Fuknęła. - To sobie idź. Poczekam. Co wyryć na nagrobku jakby co?
- “Spieprzajcie skurwiele od mojego ciała, i tak wszystkie fanty wrzuciłem gdzie indziej” i taki wielki uśmiech - powiedział otwierając drzwi od pokoju.
- I myślisz, że ktoś da się na to nabrać?
- Jak nie to jego strata bo samochodem z tym całym moim złomem będziesz jeździć Ty.
- Oby nie. Strasznie wielka ta kierownica. W ogóle... bez urazy, ale wóz jest średni. Jasne - bardzo się przydaje jako transporter, wytrzymał, w miarę szybki i zwrotny, ale... brzydki jak... nie pamiętam jak to się mówiło... - Zamyśliła się, starając sobie przypomnieć.
Wzruszył ramionami - To będziesz popierdalać na piechotę - zaśmiał się.
- Nie wyrażaj się. Jeszcze nie jest po północy. - Powiedziała rozglądając się po pokoju. Dwa łóżka jednoosobowe były oddzielone stolikiem jadalnym. W jednym rogu stało biurko z dwoma szufladkami, w innym stała szafa, a po środku pokoju był podstarzały fotel w barwie pleśni. Po prawej były drzwi do łazienki. Nie wiadomo czy w tym mieście działała kanalizacja, kto ich tam wie co z tą rurą w końcu robili?
Rzucił torby na łóżko nieważne czyje i klapnął sobie na fotelu.
- Już? Poszedł zabijać dłużników ciecia? - Rozłożyła się na drugim łóżku szukając w torbie czegoś do jedzenia.
- Dopiero przyjechaliśmy do miasta, a w tej chwili mam czas by usiąść i odpocząć - rozwalił się bardziej, odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.
- Dobranoc więc. - Powiedziała kładąc się na łóżku na wznak, otworzyła puszkę kukurydzy, wzięła plastikowy widelec i zaczęła powoli jeść wpatrując się w dach i jego rozmaite barwy. Widać nie raz usuwano z niego grzyba i pleśń.
Nie chciał spać tylko usiąść i nic nie robić przez kilka minut, W końcu wstał i zajrzał do łazienki.
Tam zastał istny raj. Zardzewiały, ale działający prysznic, oczywiści tylko z zimną wodą (dodatkowa opłata) oraz umywalką i kiblem. Za spłukanie również dodatkowa opłata. Ciekawe co by było gdyby ktoś skorzystał, ale nie spłukał? Brak opłaty? Niech obsługa sobie radzi. Tak czy siak pomimo braku paru kafelków na ścianie i podłodze, łazienka była świetna. Najlepsza jaką Damian widział.
Wzruszył tylko ramionami i wrócił do salonu - I co będziesz tak to do końca dnia jadła? Nie chcesz wyjść się wyszaleć jak to młodzi w Twoim wieku?
Dziewczyna spojrzał na Damiana dziwnie, jakby mówił z zupełnie innym języku.
- Czy ja mam sześć lat, czy jak?
- Sześciolatki nie chodzą na biby, nie jarają zioła nie walą w czerep piwskiem, nie rozbijają się pożyczonymi od znajomych autkami...
- Nie jarałam zioła, nigdy go na oczy nie widziałam, choć co nieco słyszałam. Piwo mi nie smakuje. - Wystawiła jęzor wykrzywiając twarz. - Jak chcesz to idź się rozbijaj samochodami znajomych.
- A faceci? Nie chcesz obściskiwać się z jakimiś zapoconymi lalusiami ze śladami szminki na policzkach od miejscowych kurew barowych? Młoda jesteś, a w takim wieku ludzie robią takie rzeczy.
- Robili. Przed apokalipsą. I patrz do czego to doprowadziło. - Pokazała dłońmi otoczenie za zabrudzonym oknem.
- Ale jesteś nuuuudna - powiedział udając miejscowego cwaniaka.
- Tak, pewnie tak. - Rzuciła wbijając wzrok w puszkę.
- Żartowałem - uśmiechnął się do niej ciepło - Nie lubię “zabawowych” panien... Zbyt łatwe są.
Agata znacznie się ożywiła. Spojrzała na Damiana i z chytrym uśmiechem zapytała
- Ach... świetny temat. Powiedz mi więc, jakie panienki lubisz?
- Spokojnie, wrażliwe, pomocne i ogólnie sympatyczne.
Agata wyprostowała się dumnie.
- Cała ja, prawda? - Zdecydowanie nie oczekiwała negatywnej odpowiedzi.
- O Tobie mówiłem właśnie. - wzruszył ramionami i odwrócił się nagle bo zrozumiał sens tych słów. Toż to nieoficjalne wyznanie miłości czy coś.
Dziewczyna się zmieszała. Zabrzmiało to bardziej... poważnie niż się spodziewała.
- Dzięki. - Powiedziała cicho. Potem nagle chrząknęła, odstawiła puszkę i zerwała się z łóżka. - Dobra! To idziemy nakopać tamtym barbarzyńcom z toporami większymi ode mnie? - Spytała z uśmiechem.
- Idziemy - otworzył drzwi i przepuścił Agatę pierwszą. Upewnił się, że ma swój rewolwer, trochę pieniędzy i sztylet w bucie. Dopiero wtedy wyszedł. Skierowali się do dystryktu z najbardziej luksusowymi hotelami.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline