Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 18:58   #10
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Agata poszła dumnie przodem, pewna, że Damian zapomniał o tym, że mówił o tym jak to sam pójdzie i ich załatwi. Po chwili wróciła się pędem i zabrała pistolet.
- Dałabym radę bez, ale... nie chciałam żebyś się ciskał. - Mruknęła na usprawiedliwienie nierozgarnięcia.
Powoli zapadał wieczór, jednak ludzi na ulicach było coraz więcej. Na dodatek byli coraz dziwniejsi. Starzec z trzecią ręką i jednym okiem oraz dodatkowo - garbem, kobieta prawie dwa razy wyższa od Damiana, niektórych można było łatwo pomylić z mutantami. Przynajmniej Agacie, która parę razy w przestrachu kładła dłoń na pistolecie. Damian nauczył się już rozróżniać chorych od zmutowanych.
Trzeci dystrykt był zdecydowanie bogatszy od wcześniejszych. Mało było tu niskich, blaszanych budynków, większość miała piętro, lub dwa, a czasem jeszcze więcej. Zbudowane były z cegieł, marmuru i paru innych rzadkich dziś materiałów. Łatwo odnaleźli hotel “Fallen”, nazwa odnosiła się zapewne do upadłego świata, nazwa mało oryginalna, ale odnajdywała potwierdzenie na szyldzie, na którym widniała kula ziemska, pęknięta na pół.
W środku nie pachniało tytoniem, alkoholem i szczynami tak jak w “VIP-ie”. Olejek lawendowy? Tak się to nazywało? Damian nie był pewien, ale ten śliczny zapach roznosił się po całym, schludnym szaro-białym pomieszczeniu, którego ściany zdawały się błyszczeć dzięki specjalnemu oświetleniu wiszącemu na suficie i ścianach. Za błyszczącą się od czystości ladą, do której prowadził miękki, czerwony dywan, stała śliczna kobieta, ubrana w czarno-czerwony mundur. Po prawej stronie od lady wiły się kręcone schody z wypolerowanego drewna.
Hotel zdawał się być jakby w innym świecie. Gdzieś z boczku sączyła się cichutko muzyka poważna.
- Witamy w hotelu “Fallen”! - Ekspedientka olśniła Agatę i Damiana swoim czystym głosem i białymi ząbkami. - Czym mogę państwu pomóc? Pokój? Dwa? Czy też może chcą państwo skorzystać z naszej restauracji? Zarówno ona jak i hotel są najlepsze w całym mieście. - Patrząc po wystroju, Damian nie miał co do tego wątpliwości.
- Dobry wieczór - ukłonił się nisko. Zmienił postawę na snoba - Chciałbym na wstępie zapytać czy byłaby możliwość otrzymania informacji o gościach tego hotelu, chodzi mi bardziej o dwójkę mężczyzn, są bliźniakami, blond włosy, wysocy. Jestem w sprawie zawarcia umowy z tymi dwoma panami, a jak na złość nie mogę ich dziś znaleźć, a dostałem tylko ich opis wyglądu... Rozumie pani, żadnych danych osobowych nie można podawać od tak w tych czasach - złożył ręce na brzuchu i uśmiechnął się lekko spoglądając na kobietę.
Recepcjonistka się skrzywiła. Najwyraźniej rzeczywiście byli barbarzyńcami, którzy dostali się tam gdzie nie pasowali.
- Tak... Pokój numer czternaście. Poprosić ich? - Spytała zniesmaczone.
- Nie, nie trzeba, dziękuję bardzo. A czy są z nimi jakieś kłopoty?... Mógłbym zawsze coś pomóc w sprawie z nimi gdyby jednak rozmyślili się z podpisania umowy... Proszę się nie bać, cała rozmowa zostanie między nami.
- Cóż.. - Wbiła wzrok w ladę, przestraszona lub zawstydzona. - Gdy uznali, że ich steki są nie dość krwiste, poszli do kuchni i mocno obtłukli kucharza, obcięli mu tasakiem jeden palec i włożyli dłoń do wrzącej zupy... Robią wielki bałagan, hałas i... i... zgwałcili... - Zakryła usta dłonią. Zaczęła chyba cichutko szlochać. - Sio...siostrę... - Otarła oczy i wzięła głębszy oddech. Spojrzała na Damiana. - Garnizon powiedział, że mają jakiś immunitet, więc i ochrona hotelowa ich nie tknęła. Nie wiem co to za immunitet. Więc nie wiem czy rozsądnie jakby próbował nam pan pomóc.
- Tak myślałem, że oni z organizacji Pokój na Pustkowiach nie przychodzą... Można tu mieć broń palną przy sobie? I czy w pobliżu ich pokoju jest ochrona? Kamery? - zaczął się cicho dopytywać.
- Kamery? - Spytała zdziwiona. - Przykro mi nie wiem o czym pan mówi. Ochroniarzy jest trzech. Jeden na piętrze, jeden w restauracji i jeden zazwyczaj tutaj, ale ma przerwę. I nie, nie można tu mieć broni palnej. Oczywiście tych chu... - Dziewczyna zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech i wydech. - Dżentelmenów to nie dotyczy.
Wyjął rewolwer zza paska - Gdzie go oddać? - zapytał i spojrzał na Agatę - Aga, oddaj pistolet.
Kobieta wytrzeszczyła oczy. Wyciągnęła ręce w stronę Damiana.
- Na litość! Proszę mi to dać w tej chwili, jak ktoś zobaczy, że w ogóle tu z tym weszliście!! - Syknęła przerażona.
- Spokojnie, przecież nie machałem tym jak wariat - położył broń na jej dłoni i znów spojrzał na Agatę - Aga słyszałaś? Tu nie można wchodzić z bronią PALNĄ - nacisnął na ostatnie słowo i mrugnął do niej, chciał się dowiedzieć czy ma coś niepalnego.
Mruknęła coś po czym oddała broń. Jakby obrażona złożyła ręce na piersi.
- Nie wszystko stracone. - Fuknęła.
Pokiwał lekko głową i machnął ręką - Nieważne. Chodź tu na chwilę - zawołał Agatę i ściszył głos - Ty robisz za czujkę, staraj się odganiać wszystkich od tego pokoju gdzie oni mieszkają. Zajmie mi to chwilę i masz się tam nie pchać choćby nie wiem co się działo. Ewentualnie - wręczył jej pieniądze - przekup kogo trzeba i zdobądź nasze zabawki z powrotem - po czym ruszył do pokoju Barbarzyńców.
Agata też weszła po schodach.
- Chyba lepiej będzie jak zajmę się ochroniarzem z tego piętra. I... - powiedziała niepewnie - powodzenia, uważaj na siebie i takie tam.
- Powodzenie dla takiego idioty jak ja nic nie pomoże - zaśmiał się - Jak Cię zacznie obmacywać to strzel go w pysk, albo poczekaj na mnie i ja to zrobię.
- Eeee, nie znasz się. Zawsze takich kopię w krocze. - Machnęła ręką i ruszyła w głąb długiego korytarza, drzwi były usiane gęsto, ale Damian szybko odnalazł pokój numer czternaście.
- Dobra - szepnął - Bajeruj ochroniarza, a ja zaraz wrócę - wyjął sztylet z buta i schował go za plecami. Odczekał aż Agata pójdzie i zapukał kilka razy knykciami do drzwi dzikusów.
Odpowiedział mu jakiś dziwny rumor i pojedyncze przekleństwo w języku rosyjskim. Usłyszał ciężkie kroki, po chwili drzwi otworzył mężczyzna, który nie mieścił się wzrostem i szerokością barków w drzwiach. Przez jego twarz przemawiał tylko gniew i brak myślenia.
- SZTO?! - Spytał wściekle po rusku.
Zadał ręką ze sztyletem mocne i szybkie pchnięcie od razu po wypowiedzeniu przez niego “O” celując w krtań dzikusa.
Sztylet wszedł gładko w mięso, przebijając się przez wielkie jabłko Adama. Z ust olbrzyma zaczęła sączyć się krew zmieszana z pianą. Próbował coś powiedzieć, jednak wychodził mu tylko ohydny warkot.
- Yuri?! Kto to?! - Wrzasnął ktoś z głębi pokoju.
Złapał dzikusa i szarpnął do siebie chcąc go wywrócić i rzucić na ścianę. Odkrzyknął zmieniając ton głosu na niższy - Jebane sprzątanie! - dał krok do pokoju i trzasnął drzwiami. Próbował się nieco wychylić żeby zobaczyć gdzie jest ten drugi.
Krew z gardła opryskała dekolt i twarz Damiana, ale chwilowo się tym nie przejmował, otarł tylko oczy i usta.
- Yuri! - Olbrzym wyłonił się nagle z sąsiedniego pokoju. Był całkiem nagi, w jednej dłoni trzymał topór tak wielki, że Damian nie był pewien czy podniósłby go dwoma rękoma.
Uznał, że nie ma szans - Witaj, kolega wyszedł, coś przekazać? - zapytał siląc się na żart choć był wystraszony, że mało się nie poszczał. Rzadko odczuwał aż taki strach przed czymś.
Brat Yuriego wytrzeszczył oczy zdziwiony. Warknął wściekle. Strużki śliny wyleciały mu z ust, od razu rzucił się w stronę Damiana zamachując się znad ramienia toporem.
Rzucił się gdzieś na bok, na ścianę, byle gdzie, byle dalej od toporzyska. Gdyby znalazł się za plecami wielgusa próbowałby pakować mu sztylet w kark. Gdy odskakiwał miał wrażenie, że urwało mu lewą rękę. Poczuł jeszcze jak coś z niej tryska. Gdy spojrzał na olbrzyma dostrzegł na jego piersi plamę krwi. Topór utkwił w ścianie. Jednak gdy Damian próbował atakować, wielkolud wykazał się ogromną szybkością i korzystając z długości ramion, przygrzmocił Damianowi w ryj tak mocno, że Marko miał przez chwilę wrażenie, że straci przytomność. Wpadł na szafkę nocną i prawie się przewrócił. Olbrzym już na niego skakał z gołymi pięściami. Na jednej miał tylko krew swojego brata, zabraną z twarzy Damiana.
Ścisnął sztylet mocniej i czekał, aż wielkolud na niego wpadnie, głupie ale i tak nie miał szans. Odczekał kiedy dzikus będzie wystarczająco blisko i wyprostował rękę ze sztyletem mając nadzieję, że agresor się na niego nabije niczym na włócznię.
Zarówno nóż Damiana jak i pięść wielkoluda dosięgnęły celu. Markowski poczuł ogromny ból w skroni oraz to jak ostrze przechodzi przez ciało. Usłyszał jęk przeciwnika i zemdlał.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline