Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2012, 16:35   #8
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt znał etykietę żołnierską… w końcu nie raz i nie dwa przy takim ognisku bywał. Z żołnierzami, z najemnikami… i z maruderami, szabrownikami czy inszymi dezerterami. W tym wypadku nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z tą ostatnią grupą. Nie zaprzątał sobie jednak nadto tym głowy… Starym zwyczajem podziękował za miejsce przy ogniu i puścił w koło swój zapas wina, nie oczekując iż wróci do niego. Nie zachowywał się jak typowy rycerz… mimo, iż przedstawił się z tytułu. Nie budował muru z urodzenia czy też nadmiernej praworządności… część opowieści o mało rycerskim akcie dokonanym na niewieście skwitował krótko – Wojenna to rzecz, że się baby psowa. Jedna da rzyć inna gardło. Mówił to tak beznamiętnie, że nie można było mieć złudzeń iż ten proceder traktuje jak oczywistą oczywistość.

Kompania nie była może idealna to jednak nie zamieniłby tej stajni… śmierdzącej i pełnej dezerterów na nocleg pod goły niebem. Ten kto powiedziałby, że rozsądek nie był jego najmocniejszą stroną miałby pewnie odrobinę racji… jednak gdyby powiedział, że herr Fleischer jest wśród swoich miałby jej znacznie więcej. Szybko wymiarkował, że niewiele wcześniej pojawił się w towarzystwie zakuty krasnolud o dziwnej bliźnie na ryju – nieco śmierdzącej chaosem, niziołek śmierdzący chaosem jeszcze bardziej… a może nekromancją i Tileańczyk pachnący z całą pewnością pizdą. Jednak to co kazało mu się ulokować w ich towarzystwie i zaznajomić bliżej to nic innego jak arytmetyka. Bo jeżeli miało się pokazać, że cosik pomylił się w ocenie Casamira i jego drużyny to rachunek nie będzie już dla rycerza, aż tak niekorzystny i pozwoli zamienić sytuację z beznadziejnej” jeno na „nie do pozazdroszczenia”. Kiedy przydzielano warty swoim obyczajem zabrał głos i dał swoje propozycje. Od słowa do słowa wyszło na tym, że chciałby aby żołnierzy fortuny wspomagali na każdej zmianie nowo poznani. Oczywista nie gwarantowało to całkowitego bezpieczeństwa ale przezorny zawsze…

Casamirem się nie przejmował. Trudno było stwierdzić czy obawa tutejszego szefa rodziła się z tego że swój poznał swego, czy może z faktu że nie w smak mu było przesiadywać z herbowymi co to mogli go rozpoznać… lub złupiony ekwipunek. A może bał się odebrania przywództwa… jeden czort go raczył wiedzieć. Raubitter nie zamierzał turbować sobie tym głowy, owszem miał na niego większe baczenie niż na innych jednak z całą pewnością ten typek nie spędzał mu snu z powiek. Kiedy wrócił z obchodu kończącego wartę dotarł do krasnoluda… szturchnął go budząc z drzemki i poinformował o zmianie czuwającego. Łyknąwszy z manierki, opatuliwszy się szczelnie kocem usnął z głową na siodle.

Alkohol, jadło i ciepły kąt uczyniły to co uczynić powinny wedle wszelkich prawideł… ululały go do snu. I tylko dłoń ukryta przed ciekawskim spojrzeniem zaciśnięta była na rękojeści sztyletu.

Bazyliszek


„Co jest kurwa?” przemknęło przez głowę Kurta… i pozostało tam na dłużej. Zamek… obcy ludzie… dziwne głosy… pochodnie… służba… gwar. - Co jest kurwaaaa, warknął. Nim się zdążył jako tako odnaleźć w tej pokrzywionej sytuacji już jakiś czarniawy czaru-magus prowadził go do jadalni. - Mój panie. Uczta czeka. Trzeba odpocząć przed ciężkim dniem. Odrzekł czarniawy. Pierwszy puchar wina pomógł Bazyliszkowi przepędzić nieproszonego gościa w tył głowy. Ten zamknięty niczym w okratowanym wozie obserwował co się działo na zewnątrz nie bardzo wiedząc jak z tej całej kabały się wypisać… albo jak coś dla siebie ugrać. Widział więc ludzi i nieludzi z nerwami na postronku. Przypatrywał się młodemu paniczykowi blademu niczym ściana. Dostrzegł panią tego zamku co to pod swoje skrzydła przyjęła taką hałastrę… ku własnej zgubie. Patrzył na dziewki służebne ganiające pomiędzy stołami co i rusz znoszące misy z jadłem mimo iż to na stołach nie chciało znikać… i gęsta niczym krew trolla atmosfera… Niczym dalekie echo do jego myśli docierały obelgi… drwiny i przytyki do męskości i honoru rycerzyka. Obserwując coś co w zamiarze miało być dla Bazyliszka lub Tankreda ostatnią wieczerzą a było jeno jakąś cholerną farsą… nie mniejszą niż obecność tutaj wyzutego honoru rycerza co to lubił brać siłą cudze dziewki. Fleischer wyszedł z mroku tej zakutej pały. Jęknął pod nosem – Kurwie syny, psie kutasy i jebana Hexensnacht…


Gestem głowy przywołał Araba. – Zbierz ludzi, ostaw mi jeno Hansa… sam nie wiedział skąd pojawiło się to imię i naznaczona bliznami twarz topornika. – Czekajcie na mnie wy chwosty jedne stanicy i nosa nie wychylajcie do mego powrotu. Widząc zdziwienie na twarzy maga warknął niczym wilk – Rzekłem ty pustynny szczurze. Idź odczynić te gusła, które miałeś przyszykowane nad zbroją i bronią. Zostaw mi flakony do posmarowania miecza i tą skrzyneczkę z medykamentami alchemicznymi a potem w koń i czekać jak przykazałem nim mnie cholera weźmie. Mag przez chwilę mu się przypatrywał cierpko próbując przeniknąć w głąb jego głowy… jakby szukając tam kogoś. Intruza… Kurt nie pozwolił się odnaleźć. Capnął maga za szatę przyciągnął go tak aby ten mógł poczuć odór bijący z jego ust i wysyczał. – Rób co nakazałem albo ci każę uszy oberżnąć jak na nic ci są! Hassan ibn Sorrensar nie ryzykował gniewu… odszedł.

Kurt uwięziony w ciele Bazyliszka dalej obmyślał co dalej… co dalej… co dalej… Milczał, już nie pozwalał temu tępemu osiłkowi się wyrywać… już mu nie dawał dojść do głosu. Już nie. Przełknął kolejny puchar reilkandzkiego wina i wstał. – Dobra, do stu tysięcy wychędożonych dziewek. Popiliśmy. Poczucztowaliśmi. Pora potańcować. Przybyłem tutaj jako chciałeś Tankred… nie wiem po jakie gówno ale jestem. Jednak ta gościna strasznie mi zbrzydła tedy jak chcesz ze mną tańcować to nie czekajmy do jutra… ino teraz tej nocy. Pokaż czy jesteś taką samą pizdą jak twoja żoneczka czy jednak masz między nogami kutasa… chociaż sądząc po tym jaką radość jej dałem to przyrodzenie musisz mieć iście mizerne. Widząc jak ten zaciska pięść na rękojeści miecza rzucił. – Za dwa kwadranse na majdanie! A wy dobrodziejko przygotujcie jakieś pochodnie. I wyszedł nie słuchając nikogo… uznał sprawę za postanowioną.

W komnacie czekał na niego wojenny moderunek przygotowany przez arabskiego demonologa i skrzyneczka z kilkoma eliksirami zamknętymi we fiolkach z rżniętego kryształu. Dokładnie opakowanych w słomiana wyściółkę. Kurt sięgnął do skrzyneczki przyjrzał się jej zawartości z zadowoleniem a następnie dorzucił tam mieszek z kamyczkami na czarną godzinę zrabowanymi przez Belzebuba. Chwilę wspominał cóż też za budowle ostały kiedy to wraz z giermkiem do ruin się zbliżyli a następnie przywołał Hansa. I polecił mu ukryć fanty w dokładnie przykazanym miejscu w stajni… wydając bardzo konkretne polecenia co do sposobu i lokalizacji. Następnie miał wrócić pomóc oblec mu zbroję. Najemnik zjawił się mocno zziajany i ze strachem w oczach bo dość długo go nie było… zaczął wyjąkiwać jakieś przeprosiny jednak Kurt upewnił się czy ukrył skrzyneczkę tam gdzie mu nakazano, a potem kazał mu się zamknąć i pomóc ze zbroją… Kiedy ten zapinał klamry i paski przytraczanej płyty Kurt snuł opowieść.

- A pamiętasz ospowaty jak to parę miesięcy nazad do tej karczmy na rozdrożu z pismami cię posłałem? Ten tylko przytaknął. – A pamiętasz jak tam bachorowi karczmarza palec żeś poobcinał bo ci konia źle oporządził?

Hans nieco zdziwiony przyglądał się swojemu panu nie bardzo wiedząc do czego ów zmierza… Przytaknął tylko – No może i tak było… jak sobaka źle oporządził to mu się należało…

- Podaj miecz i tarczę. Rozkazał a kiedy ten obracając się sięgnął aby wykonać polecenie poczuł jak dwie dziesiątki zimnej, tileańskiej stali przeszywają mu nerki. Kurt przytrzymał go mocniej aby ten nie wierzgał i wrzeszczał. Podciął mu gardło beznamiętnie. – No to widzisz bratku ta noc jest nocą zapłaty.

***

Kiedy Bazyliszek stanął na oświetlonym kręgiem pochodni dziedzińcu ciało Hansa stygło w kałuży krwi. Z mieczem w prawicy i tarczą w lewicy zaryczał. – Stawaj Tankred nim ze starości przyjdzie mi zemrzeć. Kurt wolał nie ryzykować przeżywania bólu śmierci w tym ciele dlatego postanowił jak najprędzej uporać się z tym rycerzem i odjechać z tego zamku nim nastanie świt!
 
baltazar jest offline