Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2012, 18:37   #9
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Chwile oczekiwania były dla Benwolio niczym ciernie na błogosławionej głowie pomazańca. Ciężkie, kłujące, nie do przyjęcia - bolesne. Jego serce jakby trawiła dziwna siła. Czuł, że poznając historię tego miejsca zbliży się do wypełnienia swojej misji. Każdy kto spojrzał na twarz gawędziarza pod osłoną uśmiechu mógł zobaczyć to co naprawdę mu doskwiera. Nieprzenikniona ciekawość. Gorycz zniknęła jak ręką odjął, gdy w pobliżu ognia pojawił się kusznik. Bełt sterczący groźnie z jego ciała skrzywił twarz Benwolio. Tileańczyk niemal od razu pomasował swoje ramię jakby to miało pomóc zbrojnemu.

Wiadomość o zbójach od razu popsuła i tak już nadszarpnięty humor artysty. Cicero nie spodziewał się, że ktoś mógł zaatakować człowieka uzbrojonego w kuszę. Broń nie tyle potężną co patroszącą wroga niczym prosię. Dobrze wystrzelony bełt przebijał grubą zbroję płytową, godził boleśnie ciało a często zabijał na miejscu. Dobrze, że mości rycerze byli w pobliżu, bo jak kusza nie pomogła - Guntera mogłoby już nie być wśród żywych.

Benwolio przyglądał się barczystemu mężczyźnie w płycie jakby czekając aż się odezwie. Nie wyglądał na szlachcica, ale pozory mogły mylić. Nawet jak nie był szlachetnie urodzonym to widać, że był rycerzem. Może najemnym, ale jednak. Walczyć na pewno potrafił.

Benwolio z dziwną ciekawością przyglądał się opatrywaniu rany przez Mofrasta. Sama krew była co prawda odstraszająca, ale umiejętność opatrywania takowych ran była nieoceniona. Może kiedyś sam się czegoś takiego nauczy? Tak. Za parę lat. Jak większa od szyszki rana nie będzie już u niego wywoływać arytmii serca i bladości skóry.

W końcu zaczęła się opowieść. Historia Zamku Gołębicy bardzo ciekawiła tileańczyka o czym świadczyło wpatrywanie się w mówiącego niczym w wyrocznię. Nie liczyły się teraz umiejętności mówcy, jego gesty czy wygląd zbójca. Liczyła się tylko opowieść. Zamek Zdrady, spór panicza Tankreda z nikczemnym Bazyliszkiem i to jak się on zakończył... Po opowieści gawędziarz chwilę milczał. Układał ją sobie w głowie, myślał nad charakterami bohaterów, szczegółami ich motywów i skutkami poczynań. Jakby miał z tego napisać historię do wyłożenia na scenie.

Po jakimś czasie Benwolio zajął głos i zabrał się za opowiadanie jeszcze jednej historii rodem z Tilei. Jego umiejętności wspięły się na wyżyny mamiąc słuchaczy. W tę czarną, skutą lodem noc opowieść ta zyskała niemal mistyczny wymiar. Każdy z zebranych mógł ją zinterpretować inaczej. I to właśnie było w niej najlepsze... Po epickim finale opowieści o kapitanie Mossino i jego najemnikach gawędziarza zmorzył sen więc szczelnie owinięty płaszczem położył się do snu...


Jakże zdziwił się tileańczyk, gdy otworzył oczy a ognisko i przyjemne ciepło z niego bijące zniknęło. Pojawiła się natomiast wielka, kunsztownie zdobiona sala jadalna oświetlona przez świece, pochodnie i bogate latarnie. Benwolio parokrotnie mrugnął jednak cała sceneria pozostawała równie prawdziwą jak wcześniej. Gwar rozmów, przyjemne jedwabne odzienie i wypolerowany do granic możliwości szlachecki miecz nie były jego! To nie jego świat! Nie jego bajka!

Siedzący obok bogato odziany mężczyzna w pewnym momencie do niego się zwrócił:

- Nie zamartwiajcie się, paniczu Tankredzie. Ten nikczemnik Bazyliszek posmakuje sprawiedliwości. Gwarantuję! Tak się stanie gdyż ja, fechtmistrz Magnus, osobiście spędził żem całe lata na szkoleniu was w fechtunku. Pamiętajcie. Spokojny umysł, gniewny oręż...

Odruchowo, z szacunkiem i gracją, głowa należąca do tileańczyka przytaknęła. Ale dlaczego?! Od nie chciał tego zrobić! Powoli, miarowo Benwolio dochodził do tego co się właśnie dzieje. On jest Tankred! To jego kobieta została zbeszczeszczona i to on zimną stalą ma wymierzyć sprawiedliwość! Po jakimś czasie Cicero czuł, że z wielkim oporem może ruszać palcami, głową... Mógł, ale nie musiał. Siedziała w nim też jakby inna osoba. Silna. Nie poddająca się napastnikowi w swoim ciele. Jego wola również była silna.

Gdy służba przyniosła kolejne dania uczta jakby ożyła... i nie tylko ona. Wizja ukochanej! Benwolio czuł jak serce w ciele Tankreda zaczęło szybciej bić. Chociaż w tym byli zgodni! Droga, walka, sprawiedliwość! Kathrenia! To ona! W końcu ją odnalazł. Chociaż w wizji, która mogła ukazać się równie nikłą jak poranna mgła. Zwrócił ku niej szybko wzrok i zobaczył ją. Konstancję. Pani serca Tankreda zgwałcona i skrzywdzona przez Bazyliszka. Wiedział co Tankred czuł! Wiedział co musi zrobić i jaki będzie tego skutek! On nie był wojownikiem. Nie gawędziarzem, ale też nie szermierzem. Co robić?! Tankred dobrze walczył! To jest to! Wystarczy się poddać silnej woli panicza a walka zostanie wygrana. Jedyne co szpieg w ciele szlachcica mógł zrobić to podsycić jego ogień. Jego chęć walki. Jego rządzę. Zrobi to, bo go rozumie. Zrobi i wygra. Jak w opowieści Adreda!

Ale chwila! Ten wzrok! To spojrzenie Konstancji mówiło coś więcej niż "Liczę na Ciebie". Nawet coś więcej niż "Kocham Cię". Było to spojrzenie zdziwienia! Katherina?! To ona?! Już miał się nad tym zastanawiać, gdy odezwał się on. Bazyliszek. Nikczemny drań. Gwałciciel. Zwyrodnialec. Po wysłuchaniu jego mowy Tankred uspokoił się jeszcze bardziej. Wiedział, że gniewny wróg to słaby wróg.

- Bazyliszku nikczemny czyżbyś myślał, że się zlęknę twego bełkotu?! - zawołał za nim basem Tankred. - Tyś jest niczym więcej jak łajnem na drodze ku spokoju i sprawiedliwości! Łajnem, które już niedługo zostanie uprzątnięte! W końcu zapłacisz za wszystkie zbrodnie jakich się dopuściłeś!

Po zebranych poniosła się fala szeptu. Nikt nie wiedział czego się może spodziewać. Banwolio w końcu odzyskał częściową kontrolę nad ciałem Tankreda. Spojrzał na kobietę obok siebie i przemówił do niej:

- Możemy zamienić parę słów na osobności, ukochana? - zapytał.

***

"Ta wizja to klucz w mojej podróży! Wystarczy, że porozmawiam z Konstancją! Podejrzewam, że do jej ciała mogła trafić Katherina. Może to i głupie i błędne myślenie, ale muszę spróbować. Muszę. Jak to nie ona to czas pokonać Bazyliszka, jego ludzi, demona i się stąd zbierać. Oby to była ona. Katherina. Teraz albo nigdy. To Noc Wiedźm. Lepszej okazji nie będzie…”
 
Lechu jest offline