Zori wyplatała się z uprzęży. Nie znosiła ograniczeń. Nie znosiła również burz, a w szczególności magicznych – co do tego, że taka była takową, nie miała żadnych wątpliwości (chociaż poziom jej zdobności magicznych oscylował w przedziale – 1 – 0. Nawet bliżej dolnej warności. )
Nie znosiła również Kapitana, który – oczywiście! – jej nie posłuchał. Oraz siebie, że lojalność znów zwyciężyła u niej nad zdrowym rozsądkiem.
Lekko przeskakując nad kawałkami walającego się wszędzie omasztowania , kawałków drewna i innego tałatajstwa, zeszła na półpokład. Po drodze ogarnęła wzrokiem – pobieżnie – statek. „Nie jest tragicznie” oszacowała.
Przejechała spojrzeniem po towarzystwie zgromadzonym na półpokładzie, przez chwile w jej oczach zalśnił szczery podziw, kiedy zobaczyła nagiego mężczyznę łaszącego się do stóp bosman. „Ta to potrafi ustawiać mężczyzn…” – pomyślała z zazdrością i cichą nadzieją, ze ona tez kiedyś uzyska taką siłę oddziaływania. - Mówił ci ktoś już, Valentine, że to zje****ś? To było bardzo złe lądowanie.
- Wyjątkowo zgodzę się z Iaculisem – powiedziała. – Nigdy nie wspominałeś, Kapitanie, że masz gadającego kota.. On tez się mało odzywał, pewnie wcześniej nie miał nic ważnego do powiedzenia. – przez chwile miała ochotę posmyrać zwierzaka po szyi, ale wydawało się to jakoś nie na miejscu, w zaistniałych okolicznościach – Czy właśnie ropiździłeś naszego sponsora? – dopytała zamiast tego - Rozumiem, że rozmowy na temat mojej podwyżki zostały przesunięte?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |