Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2012, 14:39   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ivor otworzył oczy i rozejrzał się dokoła.
Raczej nie wyglądało to wszystko na królestwo Kelemvora. A to by znaczyło, że Sucza Królowa wypuściła ich ze swoich zachłannych łap. Ale, jak łatwo było się zorientować, nie wszystkich.
Nim wstał, zmówił krótką modlitwę dziękczynną do Świętego Twórcy Wszystkich Rzeczy za to, że uratował życie swego młodego wyznawcy. Ci, co na niego w tym momencie patrzyli mogli dostrzec, że patrzące z opalonej twarzy brązowe oczy nie są tak wesołe, jak zawsze, a i z ust zniknął niemal zawsze tam widoczny uśmiech.
Wkrótce jednak Ivor się rozchmurzył. Żył, i to było najważniejsze.
Gdy wreszcie podniósł się poczuł, jak ziemia odrobinę kołysze mu się pod nogami. Całkiem jakby nogi nie do końca chciały uwierzyć, że znajdują się na ladzie, a nie na kołyszącym się bez przerwy pokładzie statku. Wyprostował się na całe swoje sto osiemdziesiąt (z kawałeczkiem) centymetrów i jeszcze raz rozejrzał by się przekonać, kogo los zesłał mu do towarzystwa. W sumie nie było aż tak źle.
Dziewczyna, która nagle do niego podeszła, wytrąciła go z rozmyślań o tym, na kogo został skazany. Znał ją, podobnie jak wszyscy pasażerowie i załoga “Godności”. Raczej trudno było nie znać Rae, jako że dziewczyna wprost rzucała się w oczy. A niekiedy i w uszy. Tym razem jednak bardziej w oczy, bowiem przemoczona sukienka pozwalała dojrzeć wiele ciekawych szczegółów. Tylko czemu akurat jego obrała na gwaranta swej... no, może nie czci... Swego bezpieczeństwa?
- Oczywiście, że ci pomogę - obiecał Ivor, zanim zdążył do końca przemyśleć ewentualne konsekwencje swych słów. - Ja pomogę tobie, a ty będziesz pomagać mi, zgoda? Umiesz gotować? - spytał.
- Oj, gotować? - zasmuciła się lekko, ale szybko wróciła do błagalnego i figlarnego spojrzenia. Zbliżyła się tak bardzo, że czuł dokładnie jej oddech a także dotyk dłoni. - Pan Klaine nigdy nie chciał, bym gotowała. Ale umiem robić wiele innych rzeczy, bardzo przyjemnych. I jesteś znacznie piękniejszy od mojego poprzedniego pana...
- Nic nie szkodzi
- zapewnił ją Ivor. Prawdę mówiąc niewielkie miał złudzenia co do jej umiejętności. Za to miał nadzieję, że da się coś w tej materii zmienić. Szyć pewnie również nie potrafiła... Eh... Każdy plus ma swego minusa, jak widać. - W takim razie razem będziemy się uczyć, bo inaczej umrzemy z głodu, a wtedy żadne inne umiejętności się nie przydadzą. Możesz mi troszkę pomóc? - spytał.
Coraz jaśniej widział, jaki kłopot wziął sobie na głowę. Noce co prawda mogły być chłodne i gorące towarzystwo pod kocem by się zdało... Szczególnie przy braku koca... Ale co innego nocne igraszki, co innego chuchać i dmuchać na dziewczynę, która będzie stanowić pewne obciążenie. Laleczka do pokazywania i... Nie dokończył myśli.
Zrobiła wielkie oczy w odpowiedzi na jego pytanie, rozglądając się dookoła.
- Pomóc? Teraz? - nagle po jej wargach przesunął się język a głos znów zmienił barwę na słodką. - A w czym?
Każdy, kto przebywał trochę dłużej w Chessencie mógł zauważyć, że choć otwartego niewolnictwa tam może nie było, ale bardzo wielu ludzi służyło bogatszym od siebie. Służyło niemal dokładnie tak jak niewolnicy, wyuczeni do jednej zwykle roli.
Wydawać by się mogło, że dziewczyna ma tylko jedno w głowie. I, tu nagle obawy Ivora wzrosły, chyba trudno będzie zmienić jej sposób patrzenia na świat i obowiązki...
- Widzisz te worki? - spytał Ivor, wskazując leżące na brzegu worki, wyrzucone tam przez mniej zachłanne fale. - Weź cztery lub pięć, wypłucz starannie i powieś na tamtych krzakach. - Kapłan wskazał kępę zarośli nieco wysuniętą z linii lasu. I jeszcze zabierz ze dwa bukłaki. Mogą się nam jutro przydać.
Spojrzała na niego wyraźnie rozczarowana i odsunęła odrobinę.
- To takie nudne! I ciężkie, cięzka praca szkodzi mojemu ciału. - Najwyraźniej seksu nie uważała za ciężką pracę. - Może powinnam zwrócić się do kogoś innego?
Popatrzyła na pozostałych mężczyzn z błyskiem w oku, jednocześnie ruszając wykonać polecenia Ivora. Powoli, niespiesznie i całkowicie bez entuzjazmu.

Do kogoś innego? To była myśl i to całkiem niezła. Śliczna główka i ciało to jednak nie było wszystko. Może ten cały paladyn Tora znalazłby w niej odpowiednią rozmówczynię i adoratorkę swej urody i odwagi? Wszak to paladyni powinni bronić czci i niewieściej... Chociaż jeśli plotki o Luntucjuszu mówiły prawdę, to z tą cnotą różnie być mogło...

Pozbywszy się na moment przynajmniej przyjemnego dla oka towarzystwa ruszył by pomóc Mrukowi w odciągnięciu od brzegu tych, których dusze odeszły na zawsze. Podobnie jak towarzysz podróży uznał, że wypadałoby pochować tychże nieszczęśników. No i, przy okazji, warto by sprawdzić, czy jednak nie mają nic przydatnego w kieszeniach.
Jemu zostało zdecydowanie niewiele. Szara koszula była w strzępach, tego, co zostało z brązowych spodni nie wypadałoby dać najbiedniejszemu z żebraków. A mówili, że z żaglowego płótna, takie solidne, nie do zdarcia. Dobrze chociaż, że z gołym zadkiem nie musiał paradować.
Buty... no tak... zrzucił je, zanim znalazł się w wodzie. Koszulka kolcza została w kabinie i pewnie teraz bawią się nią jakieś rybki. Ale pas? Kto mu zabrał pas? Jakaś panna wodna? Aż dziw, że pendent ocalał. I sakiewka. Nie ta z pieniędzmi, tylko narzędziami.
Może chociaż młot ocalał? Pamiętał dobrze, że go przywiązał do tej samej belki, której sam się trzymał. Tyle tylko, że potem belka popłynęła swoja drogą, a on - swoją. Jaka była szansa, że się tutaj spotkają? Ale spróbować było można.
Pływać za dobrze nie umiał, ale nie miał nic przeciwko ewentualnemu przeszukaniu dna morskiego, przynajmniej w najbliższych okolicach brzegu. Tak, żeby woda nie sięgała dalej, niż do pasa. Wolał nie prowokować Królowej Głębin. A nuż zechciałaby sięgnąć po zdobycz, która jej się wcześniej wymknęła?
Schylił się, wyciągając wielką muszę. Jej lokator opuścił schronienie jakiś czas temu, a jego byłą siedzibę można by wykorzystać, na przykład w charakterze kubka. Ruszył dalej, szukając najrozmaitszych rzeczy, które mogły się przydać, zwłaszcza do stworzenia narzędzi lub (a raczej - a zwłaszcza) broni. Solidny kawałek metalu, przywiązany do równie solidnego kija, od biedy mógł zastąpić młot, a kawał gałęzi nabijany gwoździami robiłby większe wrażenie, niż sękaty kij. A gdyby tak znaleźć solidny nóż... Gdy tylko wróci na brzeg, powyciąga wszystkie gwoździe, jakie tylko znajdzie.
Ruszył dalej wzdłuż brzegu, wpatrując się w dno morskie i wypatrując najlżejszego chociażby błysku metalu. Miał zamiar tak iść aż się plaża nie skończy.
 
Kerm jest offline