Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2012, 20:30   #9
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
-Spalmy ich - tym razem słowa Kala były zrozumiałe.-Jeżeli są tu jakieś zwierzęta i tak bez kłopotu wygrzebią ciała z piasku. - Wciąż strasznie rzęził i mówił dość cicho.
-Jeżeli ktoś widzi coś, co mogłoby nadać się na naczynie, to z pewnością się przyda.
Ciało nie do końca jeszcze chciało go słuchać, a taszczenie martwych członków załogi zmęczyło go bardziej niż się spodziewał, toteż nie czuł się na siłach do zbierania dobytku wyrzuconego na brzeg.
- Nie powinniśmy chociaż sprawdzić, czy jest tu bezpiecznie na nocleg? – Sil nieśmiało zwróciła się do Mruka, patrząc w stronę drzew. – Nie musi być daleko, ale chociaż kawałek…
Nie wyglądała przy tym, jakby zgłaszała się na ochotnika. Zresztą nawet, jeśli byłaby w pełni sił, nie była wojownikiem. Na wpół świadomie, w zasadzie jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, przyłączyła się do zbierania szczątków z plaży.
- Cóż za zacny pomysł, milady! - wciął się zachwycony paladyn, który już od paru chwil omiatał wzrokiem plażę, nie mogąc znaleźć dla siebie godnego zajęcia. Wszak nie po to służył latami w najszlachetniejszych zakonach, by teraz kopać doły, czy - o zgrozo - grzebać w jakichś śmieciach...
- Na honor! Niechaj każdy o mężnym sercu i dłoni przyuczonej do żelaza zbierze się wokół mnie! Wedrzemy się w tę mroczną, obcą puszczę, wyrywając jej sekrety!
Przymrużył oczy, spoglądając na zachód słońca.
- Bogowie nam sprzyjają - orzekł tonem znawcy - Robi się ciemno, a wiadomo wszak nie od wczoraj, że mrok jest sprzymierzeńcem złych kreatur. Nie będą się spodziewać, iż zaatakujemy właśnie teraz, gdy mają złudną przewagę swych plugawych ślepi!
- A ty, towarzyszu!
- zawołał donośnie, wskazując Mruka, dla którego pierwotnie przeznaczona była propozycja kobiety - Jak ci na imię!? - niemal wrzasnął mu do ucha rozochocony słusznym ferworem nadchodzącej walki. - Nie odpowiadaj! - dodał prawie natychmiast. - Sprawimy, iż tego dnia przemówią za nas nasze szlachetne czyny, a nie imiona, czy tytuły! Do boju! - zawył, wskazując ponownie gęsta ścianę lasu.

W międzyczasie, gdy zbierali zwłoki, ekwipunek i zaczęli swoją naradę, ciemnoskóry marynarz wciąż siedział w jednym miejscu, patrząc przed siebie dość nieprzytomnym wzrokiem. Alex wstał, poprawiając kaptur i zaczął czegoś szukać pośród szczątków statku, natomiast kobieta ze skały zeskoczyła z niej i podeszła do ułamanej włóczni. Znalazła dłuższy kawałek prostego kija i zaczęła wiązać go do części z grotem, starając się wydłużyć broń. Podeszła do nich przy okazji, słysząc na pewno ryki palladyna.
- Jeśli coś tam było i zna nasz język, to już wszystko wie. Ucisz się, piękniutki. Jestem Isha, znam las. Mogę pójść na zwiad, sądzę jednak, że nawet jeśli coś tam jest, to potrafi się ukryć przed naszym wzrokiem.
- Przynajmniej powinno być tam suche drzewo na opał. To
- czarodziejka zrzuciła pod nogi zebrane przez siebie kawałki - na razie do niczego się nie nadaje.
Jej wzrok padł na siedzącego w oddali czarnoskórego. Pomimo krzyków, deklaracji i bez wątpienia głośnej odwagi Luntucjusza, mężczyzna nie poruszył się prawie w ogóle. Nie było się co dziwić, skoro stracił właśnie wszystkich swoich towarzyszy na statku...
- Nie powinniśmy zwlekać. Mogę pójść, nazbierać trochę drewna, ale nie umiem walczyć. Mogę za to pomóc z ogniem.
Znów zerknęła na marynarza, w myślach postanawiając, by uważnie go obserwować.
- Miecz! - rudowłosa dziewczyna wypuściła z objęć wielkiego nowofunlanda i zbliżyła się do pozostałych - Co za niebywały zbieg okoliczności, moje zaginęły!
Chwyciła szybko broń zanim ktokolwiek zdążył wyrazić protest i wykonała kilka sztychów ważąc dłoń w ręce.
- Ujdzie - orzekła w końcu łaskawie, klepiąc po głowie psa, który podreptał za nią - A na zwiad się piszę. Razem z Momo. Ale.. eee...Luntucjuszu to nie jest bohaterska walka, powinieneś tu poczekać i nie ryzykować skalania swojego świetlistego niczym najjaśniejszy diament honoru. A my tymczasem sprawdzimy czy można tu coś złapać do jedzenia, a może w pobliżu znajdzie się jakieś źródło z słodką wodą? Wszędzie czuję piach. Nawet w majtkach do cholery.
Paladyn wydął wargi.
- A niech nas słyszą! - dodał w odpowiedzi na słowa tropicielki. - Niech wiedzą, że nie jesteśmy łatwym łupem i nie zawahamy się stanąć do boju!
- Co zaś tyczy się twoich obaw
- zmierzył wzrokiem drobne, dziewczęce ciało rudowłosej. - Młoda panienko... - uśmiechnął się pobłażliwie. - Odważnaś niczym prawdziwy rycerz i tako samo szlachetna w swych obawach, jednak nie mogę pozwolić, by tak delikatna istota narażała się niepotrzebnie na niebezpieczeństwo.

-[i]Wody jest pod dostatkiem w morzu, wystarczy, że znajdzie się na nią jakiś zbiornik[i] - rzekł Kal. Który najwyraźniej wciąż nie kontaktował, bowiem nikt normalny nie proponowałby picia słonej wody.
Mruk był wdzięczny, że rozmowa zeszła trochę na co innego. Podrapał się po głowie z lekkim zakłopotaniem, patrząc trochę zbyt długo na prawie nagie ciało Ishy.
- Akhem. Dziewczyny na pewno lepiej sobie poradzą, ja to na lasach się nie znam. Chyba, że któraś podejmie się mnie nauczyć, nauki nigdy nie za wiele i zawsze jest na nią dobry czas. I mają broń, więc mnie obronią.
Uśmiechnął się, niemal sympatycznie - do pełni sympatycznego uśmiechu nie pasowała trochę jego twarz.
- Za stary jesteś na naukę. W tym wieku to już pierdzieć w stołek i dziatki robić, a nie zwiadów się uczyć. A niebezpieczeństwa zamierzam unikać! Słowo cny rycerzu!
Pomysł wzięcia paladyna na zwiad zmroził Kornelii krew w żyłach.
- Tu są bardziej bezbronne panny! Im winieneś zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim!
Wskazała gestem na Sil i Rae nawet nie zauważając, w którym momencie przejęła nadęty styl mowy rycerza.

- Potrafię o siebie zadbać, Kornelio, ale dziękuję za troskę - Sil uśmiechnęła do dziewczyny serdecznie. Wzrok rudowłosej dobitnie świadczył, że chciała trzymać paladyna jak najdalej od prawdziwej roboty.
- W razie czego zawsze mogę użyć najlepszej kobiecej broni, jaką kiedykolwiek wymyślono: krzyku wniebogłosy. Albo odrobiny ognia.
- Ja?! Za stary?!
- mężczyźnie zajęło chwilę przetrawienie obrazoburczych słów rudowłosej. - Ledwie kilka lat starszy, a na wiedzę nigdy nie jest za późno. Moim zdaniem powinniście puścić do boju naszego dzielnego palladyna, wystraszy wszystkich swoją groźną postawą i lśniącym mieczem.
Podszedł do zbrojnego, którego imienia nie potrafił za dobrze spamiętać i poklepał go po ramieniu.
- A wy pójdziecie w nieco inną stronę, by nie wchodzić mu w drogę.
- No to ustalone
- Kornelia uśmiechnęła się szeroko i podeszła do włóczniczki, która zapowiadała się na ciekawą towarzyszkę - Idziemy Momo! A ty Lutek nie pozabijaj wszystkich wrogów nim wrócimy! Ahoj!
Isha skinęła tylko głową, nie dając się wciągnąć w tę dyskusję. Poprawiła prymitywne mocowanie dwóch części włóczni i ruszyła w stronę lasu.
Paladyn wysłuchał całej tej gadaniny, wpuszczając ją jednym uchem i wypuszczając drugim. Na końcu tylko zaśmiał się perlistym śmiechem, pokazując, że docenia poczucie humoru współrozbitków i od razu ruszył za podążającą w stronę lasu Ishą. Cóż by o nim mówiono, gdyby on, rycerz, pozwolił dwóm niewiastom zagłębić się samym w potencjalnie wrogim terenie? Jakby to wyglądało, gdyby im się coś stało, gdy on będzie zbijać bąki w obozie?
- Ej, a jak nas zaatakują?! - krzyknął za nim Mruk. - Zabraliście całą broń, nawet nie ma czym drewna porąbać!
Nie żeby zależało mu na tej broni, ale paladyn w dżungli? Usłyszą go i zobaczą natychmiast. I tak już zrobili strasznie dużo hałasu.
- Mieczem chcesz rąbać, ćwo.. E nie, no. Świetny pomysł!
Sekundę zajęło Kornikowi połapanie się w planie Mruka.
- Ale do tego powinien być solidny miecz! Rycerski! Nie taka igiełka jak ten tutaj.
Sam pomysł użycia rycerskiego oręża do tego typu chamskiej pracy był tak niedorzeczny, że paladyn nawet nie wiedział jak go skomentować. Postanowił więc po prostu przyjąć, że go nie słyszał. Uniósł jedynie wzrok ku niebu, modląc się o to, by bogowie wyzwolili go z tej wyspy i zawiedli wreszcie na łono cywilizacji, gdzie jego poświęcenie i szlachetna dusza zostaną należycie docenione.

***

Dyskusja została wreszcie zakończona i wszyscy rozeszli się, starając się wykonywać najlepiej to, na czym się znali. Albo przynajmniej tak im się wydawało, w końcu tak naprawdę to niewiele było do zrobienia wśród szczątków “Godności”.
Isha i Kornik zagłębiły się pomiędzy pierwsze drzewa, przedzierając się z trudem przez gęste haszcze. Ubrana w barbarzyński strój kobieta radziła z tym sobie nawet lepiej od rudowłosej, która najpierw musiała oswoić się z rodzajem lasu, którego nie było w stronach, gdzie uczyła się na tropicielkę. Nadrabiała jednak lekkością i miękkością, z czym nie radził sobie ani Momo, nie przyzwyczajony do takich krzaków, ani goniący kobiety Luntucjusz, który dżunglę to znał tylko z opowieści. Już pierwsze gałązki źle się ugięły i zostawiły delikatny ślad na jego szyi, co pogardliwym prychnięciem skwitowała Isha. Ona, mimo tego, że była przecież prawie naga, nie miała żadnych śladów na swoim ciele, nie licząc tatuaży i pozostałości po niefortunnej burzy. Gdy już plaża została za nimi, zagadnęła nawet do Kornelii.
- Wyglądasz jak wiewiórka, umiesz skakać po drzewach jak one?
Ruszyła głębiej w puszczę jako pierwsza, prowadząc pozostałych. Palladyn szybko zaczął zostawać w tyle, nieprzyzwyczajony do takich miejsc i tylu paskudnych niebezpieczeństw dla jego urody. W końcu musiał też zawrócić, nie mogąc dotrzymać tempa znającym się na dziczy kobietom. Robiło się coraz ciemniej i ich zwiad także zdawał się być pozbawiony już sensu, zwłaszcza, że i tak nie widziały dalej niż na kilka metrów, a śladów odnaleźć w tym miejscu nie szło, to tuż przed podjęciem decyzji o powrocie na plażę, dostrzegły coś nowego. Co kilkanaście metrów znajdował się wbity w ziemię pal, na którym zatknięta była czaszka, sądząc z kształtu - jak najbardziej ludzka. Isha skrzywiła się, nie przekraczając niewidocznej granicy, jaka została tu wyznaczona. Warknęła.
- Oznaczenie terytorium, mój lud robi podobnie. Przekroczenie granicy grozi śmiercią, całkiem jasny przekaz. Wracajmy, mogą już wiedzieć o naszej obecności.
Gdy z powrotem znalazły się na plaży, słońce już prawie zupełnie zaszło.

Pozostali w tym czasie zdążyli rozpalić ognisko, zasilając je głównie mokrym drewnem. Dzięki talentom Sil nie było w tym jednak większej trudności, chociaż może kopciło nieco za bardzo... ale i tak znacznie mniej niż palone w znacznej odległości od obozowiska trupy marynarzy, nad którymi odmówiono bardzo szybką modlitwę. Ciemnoskóry członek załogi nawet wtedy się nie podniósł, siedząc cały czas w jednym miejscu, wpatrzony w horyzont. Inni zdecydowanie woleli ruch, korzystając z ostatnich promieni słońca.
Mruk, Ivor, Sil i Alex zajęli się przeczesywaniem plaży i dna morza, tuż przy brzegu, gdzie woda była na tyle przejrzysta, by widać było dno. Przedmioty łatwo ginęły w piasku, ale sprawne oczy i delikatne rozkopywanie piasku prowizorycznymi łopatami z desek, pozwoliło odkrywać przynajmniej te większe przedmioty. Sahara wyciągnęła z piasku całkiem dobry, długi sztylet oraz stalowe lusterko, które odbijało ostatnie promienie słońca i łatwo było je przez to odnaleźć. Mruk wydobył z wody sakwę, którą można było przymocować do pasa. W środku było trochę rozbitego szkła, ale także cztery flakoniki, wciąż zapieczętowane. Woda chyba się do nich nie wlała - dwa z nich były przeźroczyste, zawierając błękitny, gęsty płyn. Dwa pozostałe były gliniane i zalakowane, więc nie można było stwierdzić co jest w środku, zwłaszcza, że na buteleczkach nie było oznaczeń czy opisów. Alex wyciągnął na plażę dużą belę czerwonego jedwabiu a także namoknięty i dziurawy plecak, w którym ocalało trochę sprzętu jakiegoś podróżnika - pozbawiona szklanej osłony lampa, hubka i krzesiwo a także zwijane posłanie, wszystko rzecz jasna mocno nasiąknięte wodą. Tego, co należało do niego nie znalazł, bowiem nie odzywając się wrócił do swoich poszukiwań. Ivor, który oddalił się od miejsca, w którym się ocknęli, natknął się na długą, wyglądającą na nieuszkodzoną gizarnię, a w ostatnich promieniach słońca dostrzegł odbijający światło, srebrny pierścień z ciekawym zdobieniem. Potem zrobiło się na tyle ciemno, że dalsze poszukiwania nie miały sensu.

Kalayaan w tym czasie robił coś, co zastanawiało poważnie wszystkich pozostałych. Wybierał ze szczątek okrętu szczątki beczek, sprawdzał czy wciąż utrzymują w sobie wodę i jeśli taki test zdawały, ustawiał je w jednym miejscu i napełniał morską wodą. Rae, która przyglądała się temu przez chwilę, podeszła bliżej.
- Wyglądasz na człowieka obeznanego z niebezpieczeństwami. Być może ty zechcesz mnie chronić? Ten jasnowłosy każe mi tylko pracować, worki rozwieszać albo o gotowanie pyta. A nie o moje prawdziwe talenty. A to jest przecież takie nudne!
Uśmiechnęła się kokieteryjnie, łapiąc za brzegi swojej sukienki i wyraźnie się przed mężczyzną wdzięcząc.
Zanim jednak zdążył jej odpowiedzieć, słońce zaszło zupełnie i jedynym światłem stało się płonące ognisko. Gwiazdy na niebie zasłaniały chmury, które tylko tu i ówdzie przepuszczały ich blask, zbyt mało jak na ich gust. Mimo, że ścieniało się powoli, to jednak ta całkowita niemalże ciemność, przyszła nagle. A wraz z nią miarowe uderzenia w bębny, wyraźnie słyszalne mimo szumu fal. Nawet ziemia lekko wydawała się od nich drżeć. Były daleko, ale wraz z czaszkami w puszczy tworzyły niepokojące połączenie. Na domiar złego, ciemnoskóry mężczyzna skulił się nagle.
- Mallisaa’en eksuulaar! - mamrotał w niezrozumiałym języku. - Przyjdą po nas i zatańczą po naszych duszach, pożerając nasze serca! Duchy przodków, chrońcie mnie...
 
Lady jest offline