Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2012, 00:01   #10
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Nienawidziła bezczynności, a niestety sama podróż nie obfitowała w rozrywki. Znudzona Draconka zaczęła co chwila spoglądać na członków swego oddziału rozważając opcje pokonania nudy. Im więcej czasu upływało, tym szerszy uśmiech pojawiał się na jej twarzy... a taki nigdy nie wróżył niczego radosnego dla osób, które go wywoływały. Nuda tak bardzo męczyła Nerahye...
Mon-Keigh najwyraźniej postanowiły przysłużyć się nastrojowi Draconki.
Nerahye momentalnie doskoczyła do burty transportowca kładąc dłoń na swoim, uczepionym po lewej stronie, mieczu i wyglądając w dół, obserwując przyszłe ofiary... może niewolników? Eldarka spojrzała poirytowana na pilota widząc, że znajdują się jeszcze zbyt wysoko, aby mogła zeskoczyć do przeciwników.
- Na dół. - warknęła do niego i wróciła wzrokiem do znajdujących się niżej Mon-Keigh. Nałożyła hełm, zabijając tym samym chociaż chwilę nieznośnego oczekiwania; tym bardziej nieznośnego, że rozrywka znajdowała się tak blisko...
Zbyt cieszący się faktem życia pilot momentalnie zanurkował, było to też dobre bo trudniej było ich w ten sposób trafić. Znajdowali się jakieś dwa metry nad ziemią, a najbliższy z ludzi znajdzie się pod nimi za kilka sekund.
Nerahye odmierzała sekundy dzielące ją od upragnionej zabawy, a kiedy tylko znaleźli się nad odpowiednim miejscem...
- Za mną! - krzyknęła do swojego oddziału, po czym nie czekając na ich reakcję zwiesiła się na zewnątrz statku i puściła, lecąc w dół. Gdyby nie hełm, widoczna byłaby mimika jej twarzy, wyrażająca czystą żądzę walki.
Draconka wylądowała na jednym z ludzi, miażdżąc jego kości impetem. Nerahye była pewna, że usłyszała jak istota zaskomlała przed śmiercią. Najbliżsi towarzysze poległego spojrzeli z przerażeniem na Eldarkę celując do niej z broni. Zauważyła, że Mon-keigh odpowiedzialny za wyrzutnie rakiet, również celował w jej pozycje.
Nerahye sapnęła spadłszy na pechowego, a może szczęśliwego, Mon-Keigh, po czym działając jedynie instynktownie przeturlała się w bok, byle zmienić swoją pozycję. Złapała za uczepiony z tyłu pistolet rozpryskowy i wystrzeliła w stronę człowieka trzymającego wyrzutnię rakiet.
Powinien czym prędzej odłożyć zabawkę, zbyt skomplikowaną dla jego rodzaju. Może zrobić krzywdę swoim towarzyszom.
Człowiek stęknął kiedy kryształki wystrzelone przez broń Nerahye przebiły jego mizerny pancerz. Chwilę potem kręcił się zdezorientowany i krzyczał z przerażenia. W nagłym ataku paniki nacisnął na spust, wyrzutnia wystrzeliła, a rakieta trafiła dwóch sojuszników Chaosyty.
W tym momencie pozostali członkowie oddziału Draconki wylądowali przy niej i rozpoczęli ostrzał pozostałych ludzi.
- Mon-Keigh! - Nerayhe krzyknęła z wyraźnym rozbawieniem. Naprawdę, ludzie powinni zakazać swoim używania takich zaawansowanych broni jak wyrzutnia rakiet. Przecież już pistolet laserowy może niektórym z nich sprawiać kłopoty w opanowaniu go, nie mówiąc o celnym strzelaniu.
Ta walka robiła się bardziej interesująca, niż Draconka mogła przypuszczać, niemniej nie można było się dać ogarnąć monotonii.
Przełożyła pistolet rozpryskowy do drugiej dłoni, a prawą złapała za uczepiony boku miecz energetyczny, może nie mający takiego, radosnego działania, jak zawarta w pistolecie trucizna, ale czyniący naprawdę poważne szkody- tym zabawniejsze, im słaby pancerz posiadała ofiara.
A te ofiary nie mogły się poszczycić posiadaną ochroną.
- Chcę któregoś żywego. - warknęła krótko przez komunikator do członków oddziału. Nie spojrzała nawet na Prawdziwie Narodzonych, pochłonięta już dalszą walką. Nic innego się nie liczyło, tylko ruch, tylko działanie.
Rzuciła się w stronę najbliższych ludzi, z mieczem gotowym do ataku, zupełnie ignorując zagrożenie, jakie pociągał za sobą ten manewr. Ukrywanie się za osłonami, czy ostrzał z pewnej odległości przez cały czas, i to mając za wrogów Mon-Keigh, było poniżające oraz niezmiernie nudne, zabierające całą radość starcia. Członkowie jej oddziału powinni już być przyzwyczajeni do takich reakcji dowódcy, chociaż z drugiej strony Nerahye powinna się nauczyć, iż tego typu działanie nie zawsze kończy się przyjemnie.
Uśmiechnęła się paskudnie pod hełmem. Najpierw strzał, później atak bezpośredni, o ile niewolnik nie zacznie uciekać w przerażeniu i to niekoniecznie tylko z powodu działania trucizny.
- NA KOLANA! - krzyknęła do ludzi, musząc skalać swój język prymitywną i szorstko brzmiącą mową tej pośledniejszej rasy. Niemniej i tak było warto.
Dość przyjemną niespodzianką dla Draconki było posłuszeństwo jednego z heretyków. Kiedy tylko padła komenda człowiek padł na kolana przed nadciągającymi Eldarami. Pozostali byli mniej rozważni. Dwóch zaczęło uciekać, pozostali momentalnie otworzyli ogień. Ich broń, albo strzały nie były jednak najcelniejsze. Oddział Nerahye szybko doskoczył do swych przeciwników. Strzały z ich broni powaliły czterech ludzi, reszta czekała aż ich dopadną.
Nerayhe uśmiechnęła się nieprzyjemnie, chociaż nikt nie mógł zobaczyć tego wyrazu twarzy. Mon-Keigh były zgubione i wiedziały o tym, a jeden z nich najwyraźniej postanowił być posłuszny swym panom w desperackiej próbie ocalenia życia. Draconkę zastanawiało dlaczego ci ludzie zdecydowali się na atak, bo chociaż ich mizernie siły zdołały zniszczyć jeden pojazd pośledniejszej Kabały, to jakie miały szanse z całą resztą, szczególnie że towarzyszyło im Czarne Serce?
Draconka szybkim ruchem uczepiła ponownie miecz u pasa i sięgnąwszy do tyłu złapała inną z jej ulubionych broni. Być może rozdwojony sztylet do pchnięć nadawał się raczej do specyficznej walki, jednak ten miał aktualnie za zadanie przywitać przerażonego Mon-Keigh w świecie Mrocznych Eldarów.
Nerahye skoczyła w stronę klęczącego mężczyzny i zraniła go w ramię tą niepozorną bronią.
Człowiek wrzasnął z bólu, padając na ziemię. Nerahye czuła agonię istoty i jej towarzyszy, energia tego uczucia wypełniało ją, dając jej siłę. Czuła się odnowiona, pełna energii, gotowa do działania, gotowa zabijać więcej. Kącikiem oka zauważyła, że pozostałe transportowce nie zatrzymały się.
Nerahye mogłaby upajać się widokiem cierpiącego mężczyzny jeszcze długo, ale czas nie działał na ich korzyść. Zerknęła na wciąż pogrążonego w bólu człowieka i warknęła do niego.
- Leż. - nie wiedziała czy do istoty dotarło znaczenie jasno sformułowanego rozkazu, jednak nie martwiła się jego problemem. Musiała się pośpieszyć, jeżeli nie chciała, aby oddział zabrał całą zabawę dla siebie.
Pozostawiwszy Mon-Keigh sparaliżowanego bólem ponownie złapała za miecz energetyczny i rzuciła się na pozostałych przy życiu heretyków. Nie potrzebowali w tym momencie tak wielu niewolników.

Rzeź była szybka i bolesna, przy życiu oprócz tych co uciekli, zostało jeszcze dwóch. Jeden ciągle zwijał się po ciosie Nerahye, drugi patrzył na Draconkę, jeden z członków jej oddziału trzymał pistolet przy jego głowie, przerażenie kierowało jego wzrokiem wszędzie.
Draconka zerknęła przelotnie na wciąż zwijającego się z bólu Mon-Keigh, po czym odezwała się do członków swojego oddziału poprzez komunikator:
- Niech ktoś zabierze tego niewolnika na transportowiec. - mruknęła wskazując leżącego, a po chwili podeszła do przerażonego człowieka. Uśmiechnęła się pod hełmem widząc strach heretyka i odezwała do niego, ponownie będąc zmuszona skorzystać z mowy podrzędnej rasy - Na co masz nadzieję? - zapytała z rozbawieniem.
-Śmierć moją i waszą. Wielkie Siły obronią moją duszę, ale Slaanesh pożywi się waszymi! - pomimo siły swych słów człowiek wątpił w ich ziszczenie się.
Nerahye gwałtownie zbliżyła się do człowieka, a jedynie hełm sprawiał, że nie była widoczna jej złość.
- To czemu tak się boisz? - wysyczała z jakąś okrutną nutą w głosie, po czym zwróciła się do towarzyszy - Chce ktoś to ścierwo?
Oczywiście cały oddział zawołał żądając łupu dla siebie. W końcu skończyło się na tym, że Rakh'verze przypadnie człowiek. Załadował go na pojazd i spojrzał na swoją dowódczynie.
-Lecimy za resztą?
Mroczna Eldarka skinęła głową.
- Przecież nie oddamy im zabawy. - spojrzała na Rakh’vera i dodała - Jeżeli twój niewolnik wypowie ponownie chociaż jeden raz Jej imię, to ukarany przeze mnie zostaniesz ty. - po tych motywujących słowach weszła na pokład i rozejrzała się za drugim schwytanym człowiekiem.
Człowiek siedział przykuty do burty transportowca. Delikatnie zaskomlał kiedy ujrzał zbliżającą się Eldarkę.
-Nie krzywdź...
Nerahye przykucnęła przy żałosnym stworzeniu.
- Rozumiesz swoją sytuację? Rozumiesz kim jesteśmy? Kim jesteśmy dla ciebie teraz?
Człowiek nerwowo kiwnął głową. Widziła teraz na nim ślady niezdarnych tortur, łamania ducha bez finezji. Och, efekt oczywiście był, ale nie było w nim sztuki.
- Więc... - przysunęła się trochę bliżej - Co tacy słabi Mon-Keigh jak wy zapuścili się na nasze tereny? Czego mogli poszukiwać?
-Mieliśmy was spowolnić. Mieliśmy wam nie pozwolić przerwać planów.
Nerahye zabębniła palcami o pokład.
- Spowolnić nas umierając? Faktycznie, nawet wy znacie sensowne zastosowanie dla swojej rasy. - zaśmiała się cicho - Jakież to plany uknuliście?
Człowiek zbladł momentalnie, albo nie znał odpowiedzi, albo bał się powiedzieć.
Nerahye odczekała chwilę, jakby dając mu czas do namysłu. Bardzo krótką chwilę. W pewnym momencie uśmiechnęła się krzywo pod hełmem i bez ostrzeżenia chwyciła człowieka za gardło przyduszając.
- Chyba nie zrozumiałeś jednak kim dla ciebie jesteśmy. - uścisk się wzmocnił - Panami. - wysyczała, po czym poluźniła chwyt, ale nie puściła mężczyzny. Czekała.
-Nie wiem!- przerażenie wypełniało jego oczy - Nie mówili nam! Miało to doprowadzić do zwycięstwa Chaosu.
- To oznacza, że masz większe problemy, niż dotychczas. - mruknęła zimno - Kto wam nie mówił, ścierwo? - warknęła poirytowana.
-Panowie.... wysłannicy Wielkiej Czwórki, wielcy jak domy z darami od Mrocznych Potęg....- Draconka zobaczyła zachwyt w oczach istoty... temu żałosnemu stworzeniu imponowały zmutowane powłoki Chaosytów.
Nerahye parsknęła.
- Nauczysz się jeszcze prawdziwego szacunku. - mruknęła i jakby od niechcenia kopnęła człowieka - Rakh'vera! - odsunęła się od człowieka - Twój coś mówi?
-Nic ponad standardowy bełkot tych wariatów. Nie chce powiedzieć niczego konkretnego, a nie mamy czasu, aby go torturować.
Pewnie nawet ich “panowie” uznali te ścierwa za tak nieważne, aby nie mówić im niczego. - westchnęła z irytacją, po czym podeszła do pilota - Ruszaj, na co czekasz? Nie możemy dać się pokonać tym pomniejszym Kabałom.
Pilot momentalnie włączył silniki transportowca, Czarnemu Sercu zostało jeszcze sporo drogi do nadrobienia.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline