Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2012, 22:52   #267
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Idąc przez las, Zabrak starał się nie tracić czujności. Już raz niemal został wbity w grunt przez Horranthy, drugi raz nie miał zamiaru dać się w taki sposób zaskoczyć. Choćby i z tego powodu, że zwyczajnie nie wypadało. Był jedynym rycerzem i powinien dawać przykład Ziewowi i Alerqowi. A póki co nie bardzo mu to wychodziło.

- Rozmawiałeś już z mistrzem Karnishem na temat testów na rycerza? - zagadnął idącego obok siebie Verpine’a.

>>Jakoś się nie złożyło … Optymizm … Coś wspominał, że niedługo, ale później ta jego misja i zostałem na razie z niczym.<<

Odpowiedział przekazem padawan. Mimo tego, że spędził w okolicach posiadłości najwięcej czasu, i on miał problemy z dobrą orientacją w terenie. Przyroda na Tythonie dość szybko upominała się o zabrane jej tereny, więc odnalezienie drogi nie było proste. No i musieli uważać na dzikie zwierzęta.

Tamir uśmiechnął się do Verpine’a- Zostałeś z wiedzą, że ten czas już niedługo cię czeka. - Zabrak mrugnął do padawana. - Jestem pewny, że przejdziesz je pomyślnie i zostaniesz rycerzem. Czeka cię świetlana przyszłość, przyjacielu. Będziesz wspaniałym Jedi. -

>>Dziękuję … Zakłopotanie … Duma … Może, jeśli Moc będzie tak chciała … Skromność<<

Sam nie był tak pewien, czy rzeczywiście czeka go świetlana przyszłość, ale bez żadnych wątpliwości wiedział, jaką ścieżką Mocy będzie podążał. W tym wypadku pobyt na Tythonie zaowocował w najlepszy możliwy dla Zakonu sposób. Ponieważ czuł się trochę niezręcznie, że konwersacja toczy się tylko między nimi, zagadnął do ich kompana.

>>A jak u Ciebie, Alerq? Jesteś gotów?<<

- Staram się o tym nie myśleć. Nie wiem zresztą czy jestem gotowy skoro zamiast bronić Republiki przyleciałem na tą planetę by, nie wiem jak to nazwać, “odpocząć”?

>>Ja też tu jestem i … Pocieszenie … Odpoczynek może być wstępem. Wojując nie skupisz się na innych aspektach bycia Jedi. Teraz jesteśmy zmuszeni, żeby walczyć, ale zwykle nie robimy tego, a nawet staramy się unikać. Pamiętasz?<<

- To prawda, ale nie bez przyczyny jesteśmy zwani obrońcami Republiki. Mimo iż nie powinniśmy świadomie dążyć do walki to powinniśmy być na nią przygotowani zarówno pod względem umiejętności jak i myśli.

Verpine uśmiechnął się do kolegi.

>>Ale wiesz, że nie zawsze Jedi byli mile widziani w Republice? W przeszłości Republika nawet wygnała Jedi z Coruscant, oskarżając ich o nieszczęścia, które wtedy ją dotykały. Być może odpoczywając tutaj właśnie najlepiej przysługujesz się Zakonowi, bo umiejętności walki to tylko mała i chyba nie najważniejsza część bycia Jedi.<<

Luźna rozmowa trochę rozproszyła czujność wszystkich jej uczestników, więc nie wyczuli na czas zbliżającego się niebezpieczeństwa. A po chwili stali oko w oko z potworem, którego tak naprawdę nie powinno tu być. Rancor! Niestety nie mieli czasu, żeby zastanawiać się nad tym, skąd się tu wziął, gdyż zostali dostrzeżeni i uznani za godnych zostania przekąską. Rancor zaszarżował.

Zabrak nie mógł uwierzyć w to, co wmawiały mu oczy. Jedna z istot, z którą spotkania chciałby uniknąć przez całe życie, właśnie na nich szarżowała. I wyglądało na to, że nie odpuści łatwo. To znacznie zmniejszało możliwości obronne trójki Jedi, a także ewentualny kontratak. Próba uspokojenia pewnie by pomogła, ale nie kiedy ta bestia już się do nich zbliżała. Trzeba było wymyślić coś innego i to szybko. Atak-tak. Atak teraz-nie. Unik. To było coś, czego w tej chwili potrzebowali. Mogliby też wykorzystać fakt, że było ich troje, ale Tamir jako rycerz czuł odpowiedzialność za dwójkę padawanów i nie mógłby ich wykorzystać jako przynęty. A przynajmniej do czasu, aż wymyśli jak ocalić skóry im wszystkim.

- Do góry! - wydał krótkie polecenie.

Drzewo za ich plecami było dobrym miejscem na uniknięcie pierwszych ciosów. Rancor był może i duży, ale drzewa na Thytonie nie były niskie, a do tego wytrzymałe. Stamtąd mogli zeskoczyć prosto na grzbiet Rancora i próbować wbić mu ostrze miecza prosto w czaszkę. Albo wypatrzeć jakiś staw, w którym można było spróbować go utopić. Tak, czy inaczej, wyjściowym miejscem do kolejnych akcji miało być drzewo. Dlatego też, wspomagając się Mocą, Zabrak zaczął wskakiwać jak najdalej poza zasięg ramion drapieżnika. Widok atakującego rancora mógł przestraszyć każdą, nawet najbardziej odważną, myślącą istotę, gdyż sam widok byl przerażający. Więc nic dziwnego, że pierwszym uczuciem, jakie padawan poczuł, był strach. Dopiero rozkaz przyjaciela spowodował, że Ziew otrząsnął się i natychmiast go wykonał. Szczęśliwie nie został sparaliżowany przez pierwsze uczucie, ale jakby dostał skrzydeł. I to prawie dosłownie, gdyż bez przygotowania wykonał skok wysoko w koronę drzewa, pod którym obozowali. Rękojeść jego miecza znalazła się w dłoni, zanim wylądował na konarze i natychmiast wysunęło się z niej niebieskie ostrze. Tam, chwilowo poza zasięgiem szponów, mogli mieć krótką chwilę na ochłonięcie i podjęcie decyzji, co dalej. I rzeczywiście, strach ustąpił, a verpine skupił się na Mocy, swoim największym sprzymierzeńcu, który do tej pory zawsze podpowiadał najlepsze rozwiązanie.
 
Smoqu jest offline