Mierzwa podszedł do elfki, spojrzał jej prosto w oczy i powiedział:
- Dziękuję długoucha. Jakiś Bies z Otchłani mnie opętał na tym wozie. Gdyby nie Ty... - nie dokończył.
Dopiero po chwili podjął silniejszym głosem.
- Powiadam Wam. Ta dziewczyna nie jest zwyczajna. Jest jakaś przeklęta - odrzekł do wszystkich zgromadzonych z widoczną goryczą.
- Nie dziwota, że trzymali ją w klatce, a ja tymczasem jak głupi chciałem ją uwolnić. Ten łowca czarownic Eisenherz, tak? On nie taki fanatyk! Trzeba było dziewczynę cholera pozwolić spalić! Czarna szabla, moja wyszczerbiona.
-
Gdy zawiesiła na mnie swój wzrok od razu mnie pochwyciła. Diabelskie nasienie! Tfu! - kozak splunął za siebie odczyniając sprawdzone uroki przeciwko Złemu.
Na pytania Alberta Flicka Kislevita pociągnął go na bok, zakręcił nerwowo wąsa i rzucił:
- To co ona zrobiła tymi oczami, magiku. Niesamowite. Obłóż ją jakimiś czarowięzami, magicznymi pętami, egzorcyzmuj, bo nie tylko mnie może spotkać ten los. Ja jej nie będę pilnował, czarownicy jednej.
- A i jeszcze jedno - ściszył głos, żeby tylko magik słyszał.
- Jeśli prawda to, że Twój Zakon walczy z ciemnymi mocami, to... Jak byś chciał ją przepytać, to kleszcze na wiedźmie pomogę Ci rozgrzać. Prawdę nam powie gamratka demonów.
Gdy skończył rozmowę z czarodziejem, przyszła pora na Kacpra. Kozak nie silił się bynajmniej na uprzejmość.
- Co to za psa urok ?- wskazał wyszczerbioną szablą na powóz, gdzie spoczywała klatka.
- Co Wam czarodziej nakazał z nią czynić? Co ona umie, hę? Czego się można spodziewać? Gadajże, człowieku!
***
Gdy przyszło do narady, jaką wybrać drogę kozak jak zwykle miał swoje zdanie.
- Wybierzmy drogę lądową, jak prawi Gottri. Ranni pójdą dłuższą trasą, a Ci zuchwalsi przedrą się przez bagna. Musimy dojść do klasztoru czem prędzej jak gadał Antara, ale... co nagle to po diable. Ranni też muszą przeżyć tę drogę.