Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2012, 21:59   #1
Dragor
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
[Doctor Who]Cross a River

Jaka Polska jest każdy widzi. Rozkopana, częściowo odnowiona, częściowo zaniedbana, trochę pomalowana przez wandali i trochę zarośnięta krzakami. W wielkim miastach tak tego nie widać, jak na przykład w Krakowie, czy Warszawie, ale podróżniku zbocz na chwilę w stronę wielkich blokowisk, starych kamienic i pustych ulic. W miejscach gdzie żul lubi sobie posiedzieć z winem, łysi nastolatkowie palą i starasz ludzi, gdzie ludzie chodzą ze spuszczonymi głowami lub wzrokiem utkwionym na końcu ulicy byle by nie rozglądać się na boki.

W takim właśnie rodowitym kawałku Katowic to się zaczęło. Na wystawie sklepowej stał Mikołaj. Był co prawda maj, ale miejsce zamknięto w styczniu więc ozdoba naturalnej wielkości dalej straszyła zza brudnej i popękanej szyby. Nie było w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że Mikołaj się poruszył. Kurz z jego czerwonego stroju wzbił się w powietrze gdy święty uderzył dłonią w już pęknięte szkło. Szyba rozsapała się na kawałki, a Mikołaj wiecznym uśmiechem na plastikowej twarzy wygoił pręty chroniące okno i wyszedł na zewnątrz.

W ceterum handlowym Silesia City Cenetr trwał chaos. Wszystkie elektryczne zabawki, ruchome manekiny, cała elektronika zawzięcie atakowała kupujących którzy w popłochu uciekali do wyjścia. Pewna grupka nastolatków w dresach po tym jak odkurzacz zaatakował babcie jednego z nich uzbroiła się w sklepie sportowym w kije bejsbolowe i teraz metodycznie rozwalała każde napotkanie urządzenie. Maszyny wałczyły, sypały wyładowaniami, dusiły kablami. Podobno w całym mieście sytuacja przedstawiła się podobnie. Jednak ciężko wierzyć kilku siłową znajomego usłyszanym przez komórkę nim ten zaczął odgryzać ci uszy.
Całość zaczęła się dwie godziny temu, gdy zaczęły wariować sprzęty w punkcie RTV i AGD. Ponoć tuż przed tym ktoś widział człowieka przebranego za św. Mikołaja. Było to oczywiście niemożliwe, w końcu jest maj, i nawet najbardziej zwariowany terrorysta by się tak nie przebrał.
W samy sercu całego tego bałaganu w pawilonie tropikalnym stał mężczyzna w brązowym płaszczu narzuconym na niebieski garnitur. Stał w płytkim basenie sztucznej laguny bawiąc się czymś, jak by długopisem z niebieską diodą na końcu. Maszyny trzymały się z daleka od wody, więc chwilowo go nie atakowały.


Mężczyzna odwrócił się zaskoczony gdy samozwańce komando łysych nastolatków wpadło do pawilonu i roztrzaskało grupę wiertarek skradających się ku niemu.
- Oi! Wy jesteście... ci... to słowo..., a! Skini? Dresiarze? W każdym razie sądząc po wyglądzie gdzieś w tych okolicach. Dobra robota, tak nawiasem, podziwami odwagę, ale lepiej uciekajcie - osobnik mówił poprawie po polsku, ale słychać było mocny angielski akcent.
- Ty urwa, spier***aj, pier***ony angolu, bo urwa tobie też przy***rdolimy! - opowiedział członek komanda.
- Ach, ten sang! Miły dla ucha. Już mnie nie ma - Zapewnił Anglik i wyskoczył z fontanny. Jego przemoczone tenisówki piszczały na kafelkowanej podłodze.
Komando pobiegło do kolejnej alejki niszcząc wszytko na swojej drodze. Tymczasem Anglik ruszył w przeciwnym kierunku. Nim minął zakręt natrafił na kilkoro młodych ludzi zagonionych w ślepy zaułek w sklepie z kryształami Swarovskiego przez trzy kosiarki i i piłę tarczową poruszającą się na swoim ostrzu niczym upiorna poradnia jednokołowego roweru.
Anglik skierował niebieskie światełko z niby-długopisu. W powietrzu rozległ się donośny trel. Całe szkło kryształowe wpadło w wibracje i pękło z hukiem. Jednocześnie kosiarki i piła wydały z siebie żałosne jęki, i wypuściły dym ze wszystkich otworów. Były przepalone na amen.
- No i super! - ucieszył się nieznajomy. - Tylko trochę tych szkiełek szkoda, były ładne. A, co do was jeśli chcecie przeżyć to uciekajcie. Albo lepiej - uciekacie ze mną. Allons-y!
Anglik ruszył przed siebie biegiem, a jego mokre tenisówki piszczały radośnie.






Okej. Czyli kto chce być towarzyszem Doktora?
A teraz na serio. Chcę wam przestawić sesję w świecie Doctor Who, i będzie to oczywiście storytelling. Zabawę zaczniemy w naszej ojczystej Polsce na początku dwudziestego pierwszego stulecia, czyli mniej więcej teraz. W miarę gry możecie się podróży na podkładzie TADRIS, ale najpierw trzeba uratować Świat i oczywiście mniej lub bardziej zapyziałe Katowice.
Chcę sesji dynamicznej i wezmę góra trzech graczy. Odpisywać będę wam regularnie, raz na tydzień, chyba że gracze będą odpisywać wcześniej.
Wcielić się można tylko w człowieka, ale skoro jak wiadomo powszechnie we wszechświecie "Polak potrafi' nie przeszkadza umiejętność, na przykład skutecznego majsterkowania przy każdym urządzeniu lub czarny pas karate. Do wyboru będziecie mieli trzy dowolne umiejętności i możecie wpisać co się tam żywnie podoba. Można być każdym, lub opisać samego siebie. To tylko wasz wybór. Prosił bym tylko o wiek tak od 18 do 30 lat.
To chyba wszystko, serdecznie zapraszam wszystkich chętnych. Czekam dwa tygodnie, od dziś na karty.

KARTA POSTACI

Imię i Nazwisko:

Wiek:

Wykonywany zawód/kierunek studiów/szkoła:

Wygląd Zewnętrzny:

Miejsce zamieszkania (nie muszą być Katowice):

Charakter:

Umiejętność specjalna:
1.
2.
3.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!

Ostatnio edytowane przez Dragor : 14-05-2012 o 22:20.
Dragor jest offline