Doktor polany wodą ocknął się i podniósł z trudem. Przycisnął dłoń do skroni w miejscu gdzie trafił go kawał węgla i rozejrzał się.
-
Nie! - krzyknął widząc Lidię majstrującą przy sterach statku.
Nim jednak poderwał się na nogi by powstrzymać dziewczynę TARDIS wpadł w wibracje. Mimo że wściekły Mikołaj nie uderzał już w drzwi statek trzęsł się, a konsola wydawała z siebie dziwny dźwięk, jak by metal tarł o metal.
W końcu uspokoiło się a Doktor skoczył ku monitorowi i przez kilka chwil obserwował symbole jakie się na nim pokazywał, po czym podszedł do drzwi i otworzył je.
-
Przeskoczyliśmy o dwa tygodnie. Tylko nie wychodźcie, powietrze jest bardzo trujące - powiedział, a jego głos całkowicie stracił wcześniejszy wigor.
Na zewnątrz panował postapokaliptyczny krajobraz. Ulice pokryte były jak by pajęczyną, jak i kilka szkieletów ciągle mających na sobie ubrania. Niebo pokrywała krwawa łuna, budynki były z niszczone.

-
Abura Terra - powiedział Doktor. -
Rodzaj pająkowatych stworzeń które zajmują się niszczeniem planet. To taka ich religia. Znajdują jeszcze nie rozwiniętą planetę i umieszczają tam trzy pojemniki które w odpowiednim momencie wypuszczą gas, który niszczy pewien związek chemiczny. Stary, dobry h2o, czyli woda. Parzy ich niczym kwas siarkowy.
Doktor zamknął drzwi i podszedł do konsoli.
-
Można to jeszcze zmienić. Są jeszcze dwa pojemniki. Nasz Mikołaj za nimi pogoni. Myślę... myślę że nie dam rady sam. Więc, co powiedzie że weżniemy pistolety na wodę i uratujemy świat?