Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2012, 21:45   #202
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Summers


Summers wcisnął się nie bez trudu w wąski otwór i zaczął czołgać się przed siebie, byle dalej od pełzającej grozy.

Luke był sprawnym i dobrze wysportowanym mężczyznom i w miejscu, gdzie wielu nie dałoby rady wykonać szybko określonych manewrów, dawał sobie doskonale radę. Przydało się szkolenie, kiedy czołgał się w błocku, pod wąskim tunelem z drutu kolczastego, tachając BARA i kuląc się, gdy sierżanci pruli nad ich tunelem z karabinów. Po raz pierwszy mógł podziękować wrzeszczącym na rekrutów instruktorom ich zaangażowanie.

Pełzł na ślepo, najszybciej jak się dało i w pewnym momencie wyczul przed sobą wolną przestrzeń. Nie wiedział, czy potworność popełzła za nim tunelem, ale nie ryzykował. Na łeb na szyję wypadł z tunelu i po chwili zorientował się, że z mlaśnięciem i rozbryzgiem znalazł się w czymś, co przypomniało niezbyt płytką, pełną szlamu kałużę lub rozlewisko.

Szybko stanął na nogi, czując, ze znajduje się w cieczy głębokiej do połowy jego ud. Woda, jeśli to była woda, była gęsta i cuchnęła jak padlina.

Wszędzie wokół niego było ciemno, więc nie za bardzo potrafił powiedzieć, gdzie się znalazł.

I naraz usłyszał jakiś dźwięk. tak niespodziewany, że aż wydawał się być omamem, ułudą.

Bełkotliwy, mroczny, męski głos dochodzący gdzieś z ciemności, odbity echem od kamiennych ścian i wody.

Głos ucichł równie niespodziewanie, jak się zaczął.





Chi, Jones


Ruszyli w stronę dymu omijając rozlewisko i chatę na drzewie.

Powoli, czasami brodząc w wodzie pełnej mułu i pijawek czepiających się ich ciał, czasami przedzierając się przez gęste krzaki i nadbrzeżne rośliny, coraz bardziej wyczerpani kontynuowali swój desperacki marsz.

Wiedzieli obaj, że kilometr przez dżunglę w tym stanie może zając im nawet dobrą godzinę, ale nie rezygnowali. Czasami jedynie zatrzymywali się na moment, aby zaczerpnąć oddechu i oderwać kilka pijawek od ciała.

W końcu, po całej chyba większości opuścili grząski, podmokły teren i wyszli na solidny, twardy grunt.

Potem to poczuli.

Zapach spalenizny. Byli naprawdę blisko.

Kilka minut później ujrzeli kłęby dymu i poczuli charakterystyczny odór płonącego paliwa.

Kucali dość blisko siebie, ukryci pomiędzy drzewami i wśród roślinności.

I widzieli wyraźnie to, do czego zmierzali taki szmat czasu.

To był samolot. Płonący wrak transportowca, na którego widok w sercu Jonesa pojawiło się drżenie. Znał takie samoloty.

Przypomniał sobie deszczową noc. Nieudany skok. Wrzeszczących ludzi. Wypadających ludzi. Wiedział, że był jednym z tych, którzy wyskoczyli na czas. Ale nie pamiętał niczego więcej.

Samolot musiał stoczyć się z pobliskiej góry, znacznie wyższej i nie mniej stromej, niż ta, z której zeszli. Paliwo już się dopalało. Wokół ujrzeli porozrzucane wojskowe skrzynki, niektóre rozbite, inne nie.

To była szansa na zdobycie czegoś cennego.

Jednak pojawiła się przeszkoda.

Wokół wraku kręciła się grupa japońskich żołnierzy. Szóstka uzbrojonych ludzi najwyraźniej zajęta przeszukiwaniem okolicy wraku.

Na widok twarzy dowodzącego grupą heicho zabiły im szybciej serca.

Znali tą twarz! Znali ją dobrze. Wykrzywioną. Straszną. Okrutną. Chi wiedział, że to właśnie ten żołnierz wyrwał mu paznokcie. Wiedzieli, ze nazywa się Okumoto Yamaguchi. A jego twarz nigdy nie zostanie przez nich zapomniana.

Zaznali bowiem sporo poniżenia i bólu z rąk tego właśnie człowieka.

Żołnierze byli czujni, a oni na tyle daleko, by nie zostali zauważeni, jeśli oczywiście nie zrobią czegoś niemądrego, lub Japończycy nie ruszą w ich stronę.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 26-05-2012 o 22:01.
Armiel jest offline