Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2012, 02:51   #133
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kilka decydujących godziny przesiedział przy krasnoludzie, a i potem spędzał w świątyni więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Może w zrozumiałej obawie o życie kompana, może z troski o własne zdrowie, wszak też wyniósł spod magazynu kilka pamiątek, a siostrzyczki bohaterom Bögenhafen świeżych bandaży poskąpić przecież nie mogły.

A może wreszcie dlatego, że w świątyni nie brakło przede wszystkim ciszy i spokoju. Jakoś Spielera triumf nad Teugenem, czy też tym, co go opętało, nie uradował szczególnie. Zdawać się to mogło niektórym wręcz niesmaczne, że tak siadywał jeden ze zwycięzców w kącie milczący i ponury jak wejrzenie skazańca. Z początku tylko dumał nad czymś głęboko. Potem przyniósł sobie skądś szczypce i zwój żelaznego drutu, żeby godzinami całymi cerować, jak umiał, rozdartą klingą Tschernego kolczugę.
Nie znał się na takiej robocie, ale koszulka była już stara, mocno zużyta i zapobiegliwie sprawiona w uniwersalnym rozmiarze na półtora chłopa, żeby dla żadnego strażnika nie była zbyt ciasna. Dodatkowy szew na zakładkę ani jej zepsuć, ani zeszpecić bardziej nie mógł, zaś Spielerowi oszczędził wydatków i dostarczył zajęcia dobrze służącego rozmyślaniom.
Na inne rozrywki stracił jakoś ochotę. Pić niby pił, gdy była ku temu sposobność, ale bez dawnej werwy. Wyraźnie nie robiła mu zbyt dobrze spóźniona bögenhafeńska gościnność.

Któregoś dnia wybrał się zobaczyć, czy aby nie stała się jaka krzywda Astrid, która wsparłszy go w trudnym momencie, naraziła się przecież miejscowym oprychom. Ale nawet jej widok – całej i zdrowej, zmysłowej i rozpromienionej jak nigdy wcześniej ani te niezawodne kobiece sposoby, w których stosowaniu miała niepoślednią wprawę, nie przywróciły mu pełni humoru.

Wrócił od niej późno, ale jeszcze chmurniejszy i bardziej mrukliwy. Nikt go wprawdzie specjalnie do rozmowy nie skłaniał, ale kiedy Konrad, któremu najbardziej się chyba znudziły uroki miasteczka, znów niewinnie podsunął temat dalszych losów drużyny Płomiennego (jak o nich teraz mawiano) odezwał się w końcu także Spieler. Niegłośno, acz gwałtownie. Jakby dłuższy czas już te słowa przytrzymywał w gębie, ale i tak rozstawał się z nimi niezupełnie chętnie. Widać udzieliła mu się jednak Gomrundowa wylewność.

– Muszę się dostać do Nuln. – Przeniósł niewesołe spojrzenie z kufla na towarzyszy i potarł kark w zakłopotaniu. – Zapoluję z wami na ghoula, Płomienny. Ale potem... muszę tam jechać.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 27-05-2012 o 02:55.
Betterman jest offline