Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 14:27   #207
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To... niemożliwe.
Harikawa patrzył na szczątki porozwieszane na drucie kolczastym, niczym makabryczne pranie suszące się na słońcu. Patrzył z szeroko otwartymi ustami, patrzył znieruchomiały z zaskoczenia i przerażenia.
To niemożliwe.
A dźwięki wydobywające się z ust trupów tylko zwiększały absurdalność sytuacji.
To niemożliwe, że przegapili coś takiego po drodze. Nie mogli tego nie zauważyć. Bo niby jak?
Przecież ganiali po tym przeklętym polu tam i z powrotem. Ciężko nie zauważyć zasieków z porozwieszanymi zwłokami. Zwłaszcza takich, które wydają odgłosy.
Skąd więc się to coś wzięło?
Skąd się wzięły trupy?
I jakim cudem wydawały takie odgłosy?
Z osłupienia wyrwały go słowa Noltana. Yametsu skinął odruchowo i pomógł w przenoszeniu rannego White’a.
Nie miało znaczenia, czy radiooperator ma rację, czy nie. Każdy powód był dobry, by odsunąć się od tego porozwieszanych na zasiekach trupów.
Japończyk zerknął w kierunku sylwetki dowódcy, która rozmyła się gdzieś w ustępującej mgle.
Przyczaił się przy rannym i trzymając w dłoni karabin rozglądał się bacznie. Choć dowodzenie jednoosobowym oddziałem, zakrawało na kpinę, Yametsu zamierzał wykonać rozkaz sierżanta. Czekać kwadrans, a potem... uchodzić wraz z rannym i Noltanem na plażę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline