Krasnoludka burknęła będąc powoli podirytowaną pytaniami- Jam Gollengina Othdrinsdotir, żona Arnaldura Dirikssona, syna Dirika Vilhelmssona - wymieniała dumnie. - Prawowitych spadkobierców Kuźni! Wraz z mężem i jego podległymi przybyliśmy tu z Kislevu, gdzie wiedliśmy nasze życie. Co wiem o tym miejscu?! Wiele lat temu prawowici jego władcy musieli opuścić je i rozpierzchnąć się po całym świecie. Z pokolenia na pokolenie przekazywali jednak, nie pewien naszyjnik, jak go nazwałeś, tylko rodowy klejnot! Przekazywali go wraz z legendą o tym miejscu. Gdy mój mąż otrzymał ten dar postanowił tu przybyć. Przybyć po to, co mu się należało. I okazało się to prawdą, było kowadło, był naszyjnik, to wszystko było prawdą! Tylko czemu nie zadziałało? Czemu? Zginął! Zginął na szczycie rażony piorunem! Martwy! Zwęglony! Tak być nie miało! - Tym razem jej żal wydawał być się prawdziwszy. Po chwili przestoju kontynuowała. - Wracając słudzy martwego męża uznali, że coś im się z tej wyprawy należy, zabrali się więc za szabrowanie grobów przodków. Byłam przeciwna! Jednak kolejną rzeczą, którą pamiętam to ciemność i lodowate dotknięcia duchów. I sny, sny w których śniło mi się, że uwięziona w szponach Ojca Ciemności, boga Hashuta, jestem. O burzy nie wiem nic, ale po tym jak śmiertelnie głodna jestem i po tym jak wyglądają teraz te jaskinie, to myślę że więcej niż parę dni nieobecna byłam. Wystarczy ci człowieku?!
- Spojrzała na Detlefa. |