Alexander natomiast podszedł do rudej kobiety, która wyglądała na tracącą siły z minuty na minutę. Rękaw sukni przesiąkł przybierając karmazynową barwą. Valiarde delikatnym ruchem odebrał jej broń i zagarniając opiekuńczym gestem Lady Drucillę poprowadził w stronę wozu którym przyjechali. Kobieta musiała być w delikatnym szoku wywołanym upływem krwi i bólem, gdyż nawet nie zająknęła się by zaprotestować. A może po prostu potrzebowała męskiego ramienia.
Dwie pary ruszyły przez las odprowadzone wściekłym spojrzeniem osamotnionej bliźniaczki. Beatrice raz czy dwa miała przeczucie, że mogłaby wskazać miejsce z którego łypała na nich zła wampirzyca, jednak słońce skutecznie utrudniało skupienie się na czymkolwiek innym niż ucieczka.
I tak Valiarde czuła w powietrzu, że cel jest blisko. Czuła się coraz bezpieczniejsza. Czuła słodki zapach...
... konie nie żyły. Wóz stał jak wcześniej.
Z Alexandrem, który wydawał się niswój, zupełnie niezdolny do podejmowania decyzji. Z ranną Drucillą i wampirzycą - Beatrice w śmiertelnym niebezpieczeństwie, wszelkie decyzje spadły na barki Zonda. Nicholas miał prawo być wściekły na młodego Valiarde. Widać sława tej rodziny wyprzedziła umiejętności adaptacji do sytuacji. I jedyną rzeczą, która mogła powstrzymać wybuch złości, była talia właścicielki, która właśnie ocierała się niecierpliwie o ramię Nikko.