Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2012, 02:35   #5
Radomir
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
„Rzeki krwi”


Wstęp


***

Krwistoczerwona smuga znaczyła niebo od dwóch, może trzech tygodni. Na początku zbyt mała, żeby ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. Teraz zbyt duża, by ktokolwiek był w stanie ją przeoczyć.

„O zmierzchu jest najpiękniejsza” – pomyślał Vion.

Wsparty o okiennicę przydrożnej gospody wysoki i chudy mężczyzna przyglądał jej się od… No właśnie od kiedy? Co wieczór szukał w jej blasku natchnienia do nowej ballady. Już nawet nie pamiętał kiedy napisał ostatnią, której i tak nikt nie chciał słuchać.

- Kurwa jebana mać – zaklął Vion pod nosem i splunął przed siebie. Otarł spocone czoło i ruszył w kierunku drzwi do karczmy. Ostatni raz odwrócił wzrok w stronę komety i wszedł do środka.

***

Siwowłosy i siwobrody, potężnie zbudowany mężczyzna w sile wieku siedział na potężnym dębowym tronie. Po jego lewej i prawej ręce stało dwóch odzianych w pełne zbroje rycerzy. Ich napierśniki przyozdobione srebrem z wymalowaną na środku kometą połyskiwały w blasku potężnego ogniska płonącego przed nimi. Twarz starca wyglądała na zatroskaną i zmęczoną, jakby nie spał od kilku dni. Głowę wsparł na dłoni i zamknął oczy. Mijał czas i wszystko w potężnej komnacie jak gdyby zastygło w bezruchu. Wszystko poza potężnym ogniem wznoszącym się kilka metrów w górę.

Siwowłosy wstał unosząc potężne ciało, którego pozazdrościłby mu nie jeden młodzieniec, na umięśnionych rękach wspartych na zdobionym tronie. Ruszył przed siebie, stawiając kilka niepewnych kroków. W jego oczach płonął blask szaleństwa, a może tylko odbijał się ogień. Kroki stały się pewniejsze i bardziej sprężyste.

„Daj mi siłę Sigmarze, daj część swojej mocy bym mógł sprostać próbie” – modlił się starzec.

Jeden z rycerzy drgnął i chciał ruszyć przed siebie, ale drugi położył mu okutą w stal rękę na ramieniu powstrzymując go. Siwobrody zbliżył się do ognia tak bardzo, że jego włosy zaczęły się kurczyć i skręcać od gorąca. Starzec przyklęknął na kolano i zaczął mamrotać pod nosem jakąś modlitwę. Od ognia bił niemiłosierny żal, skraplając pot na jego czole. Nagle starzec wstał i ruszył prosto w ogień! Zrobił kilka kroków, jego szaty zapłonęły, a on sam ryknął:

- SIGMAAAAAARRRR!!! – jego krzyk przeszedł w charczenie, kilkoma chwiejnymi krokami cofnął się i z głuchym łoskotem padł na marmurową podłogę.

Dwóch rycerzy nieomalże równocześnie pobiegło w stronę leżącego starca. Szaty już dogasały. Rycerz, który już wcześniej chciał go powstrzymać zgasił tlącą się brodę. Zdjął hełm i otarł pot z czoła. W tym samym momencie drugi z rycerzy wyciągnął miecz i potężnym ciosem odrąbał mu głowę. Otworzyły się ogromne drzwi i do komnaty wbiegło kilku mężczyzn w zbrojach oraz dwóch w powłóczystych szatach, wszyscy z wymalowaną kometą na piersi.

- Sigmundus wepchnął Wielkiego Teogonistę w Święty Ogień! – krzyknął rycerz z obnażonym mieczem – Volkmar nie żyje.

Rycerz padł na kolana, odrzucił miecz i wsparłszy głowę o ciało Wielkiego Teogonisty zapłakał. Leżąca obok głowa martwego już rycerza miała otwarte oczy. Wzrok padał na krwistoczerwoną kometę z podwójnym ogonem lśniącą na niebie.

***

Chudy jak szczapa chłopak biegł za wozem. Miał brudne i podarte ubranie, ale miał już buty. Od wczoraj. Odkąd wszyscy z coraz większym niepokojem, albo podziwem przyglądali się komecie jego stan posiadania znacznie się zwiększył. Wcześniej za każdego złapanego szczura straż miejska płaciła mu miedziaka.

Odkąd ceny jedzenia pogalopowały w górę za tego samego szczura miejscowy rzeźnik płacił mu potrójną stawkę. Dzięki temu zarobił na buty. Co prawda używane i trochę na niego za małe, ale po kanałach i brudnych zaułkach Middenheim lepiej boso nie chodzić.

Biegnąc za wozem chłopak dotarł do rzeźni. Wszedł pewnie do środka i zza pazuchy wyciągnął trzy tłuste gryzonie. Podał je rzeźnikowi, a ten uśmiechnięty odliczył dziewięć miedziaków i wyciągnął je ku chłopcu. Otworzyły się drzwi i uśmiech natychmiast zrzedł. Do rzeźni powoli wkroczył mężczyzna odziany w czarny płaszcz, twarz przesłaniało mu rondo olbrzymiego kapelusza, a na każdym z ramion miał przyczepione główki wilczych szczeniąt. Pogwizdując podszedł do chłopca i chwycił go za dłoń, w której jeszcze trzymał złapane szczury. Kiedy ścisnął mu nadgarstek gryzonie upadły na podłogę z nieociosanych desek. Przerażony chłopiec próbował się wyrwać, ale nie miał szans z może i średniej postury mężczyzną, ale za to silnym jak tur. Mężczyzna patrzył mu w oczy i powoli obracał dłoń chłopca. Kiedy kości trzasnęły chłopiec krzyknął, a jego w oczach pojawiły się łzy.

- Masz sześć palców – syknął nieoczekiwany przybysz i szarpnął chłopaka ku wyjściu.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi rzeźnik jak gdyby nigdy nic podniósł szczury i zabrał się za oprawianie i patroszenie.

Rankiem następnego dnia zapłonął stos. Chłopiec płonął na oczach ludzi, w swoich nowych butach. Krzyczał wzywając wszystkich dobrych bogów na pomoc, a potem przeklinając wszystkich gapiów imionami bogów chaosu. To tylko utwierdziło mężczyznę w kapeluszu, że podjął właściwą decyzję. Obok niego stał mały chłopiec z parą szczurów zawieszonych u pasa spodni. Kiedy tylko ogień zgasł mężczyzna w kapeluszy kucnął i podał mu srebrną monetę.

- Dobra robota – świszczącym głosem rzekł mężczyzna. Malec przerażony szybko wmieszał się w tłum i zniknął mu z oczu.

Joachim Wilcze Serce jeszcze raz zerknął na stos i ruszył przed siebie. Wysoko nad głową świeciła kometa przecinając niebo na dwie części.


---***---

Mam nadzieję, że teraz trochę lepiej.

Przygoda będzie się działa w Imperium, gdzie los poprowadzi bohaterów - czas pokaże.

Jeśli chodzi o profesje nie widzę żadnych ograniczeń. Dla każdego znajdzie się coś ciekawego. Przydałoby się jednak powiedzmy dwóch, może trzech zbrojnych i jakiś uczony.

Mechanika drugoedycyjna odpada - nie mam o niej zielonego pojęcia. Natomiast postacie stworzone w tej mechanice jak najbardziej akceptowalne. Skutki działań w głównej mierze opierać się będą, jak już pisałem, na logice i umiejętnościach postaci.

Dzięki za krytykę i jeśli nadal jest coś nie tak jak trzeba proszę o dalszą.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-07-2012 o 09:11. Powód: Post pod postem
Radomir jest offline