Wchodząc do składu rozglądam się i wiem co wezmę... Tak będzie to napewno regulator płomieni na nos, smocza maska przeciwgazowa, mały garnek z ciepłą zupą grzybową (wielkości cysterny), bo w końcu mizerny jestem, wypaśną rękawicę na ogon nabijaną kolcami, pokrowiec na skrzydła, trapery i gumowce rozmiaru smoczego (555), wosk do polerowania samochodu (i łusek przy okazji), ciągnik od traktora (nie wiem co to jest, ale wziąłem na wszelki wypadek. Wychodzę i zastanawiam się czy czegoś nie zapomniałem, a tak! (klepę się w pyskonos niestety bez głośnego plasku
) biorę Satana pod pachę, razem z jego dobytkiem (czyt. złomem) i mówię
Chodź idziemy do roboty! A ty kaloryferze - zwracam się do Gogasa -
pójdziesz piechtą, albo mnie przeprosisz za tego grubasa, bo ja wrażliwy jezdem