Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2012, 15:56   #2
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Niewysoki, szczupły mężczyzna zamarł z drewnianymi pałeczkami w lewej dłoni oraz z idiotyczną miną na twarzy. Spojrzał w kierunku drzwi... po czym zaklął w myślach. Nie spodziewał się bandytów. Niby był zatrudniony jako wykidajło, ale nie zamierzał wdawać się w jakieś bójki. Przybycie zbójów psuło jego idealny plan łatwego zarobienia mamony. Szmaty.
Pierwszą myślą jaka pojawiła się w jego głowie było - "spierdalać". Nie lubił walczyć, szczególnie, że nie był w tym zbyt dobry. Ale gdyby zrobił to co zwykle pewnie nie dostałby wypłaty, a kasa w obecnym momencie była mu cholernie potrzebna, zanim nawiąże w tym mieście kontakty i zwącha jakiś szemrany interes.
Szczerze mówiąc to był pacyfistą. Jakim cudem ten typ został przyjęty do pracy jako ochroniarz?!

***


- Słyszałem, że szukasz pracowników - niewysoki, szczupły mężczyzna odezwał się zaskakująco niskim głosem. Był młody, miał jasną cerę, krótkie brązowe włosy i szare oczy, mierzące groźnym i bezlitosnym spojrzeniem tłuściutkiego karczmarza.
Mała iluzja i trochę świetnego aktorstwa sprawiało, iż ten na co dzień miły typ wyglądał całkiem groźnie.
Albrecht jednak zdawał się tym nie przejmować. Ze spokojem wycierał za pomocą szmaty brudne kufle.
- Wojowników i ochroniarzy. Nie wyglądasz na...
- Jestem kapłanem.
- To nie jest robota dla świętobliwego męża.
- Nie jestem świętobliwy - rzucił przybysz, po czym się roześmiał. Jego śmiech brzmiał cokolwiek... złowieszczo. - Rzekłbym nawet, że wręcz przeciwnie. Dzięki mocy swego boga zetrę na proch każdego, kto zakłóci spokój tej karczmy! - Dla zaakcentowania swej wypowiedzi grzmotnął pięścią w ladę. - Oczywiście, jeśli zapłata będzie godna...
- Jeśli mogę zapytać... Jakiemu bogu służysz?
- Lepiej dla ciebie byś tego nie wiedział... - Rzeczywiście, gdyby karczmarz się dowiedział, iż rzekomemu "potężnemu kapłanowi" patronuje Olidamarra pewnie wybuchł, by śmiechem, a potem kazałby go wyrzucić swoim mięśniakom.

***


Sorley szybko się opanował. Nie było czasu na wahanie, ani na okazywanie niezdecydowania. Musiał grać rolę potężnego kapłana, więc w jednej chwili stał się potężnym kapłanem. Niech będzie Hextora. Bóg Masakr powinien być odpowiednio przerażający, by ich wystraszyć...
W jednej chwili pałeczki upadły na podłogę, a w jego lewej dłoni zjawił się sztylet, tak na wszelki wypadek. Prawa zaś została wycelowana w herszta bandy.
- W imię Hextora, na kolana, kurwie syny! - Ryknął zadziwiająco głośno jak na osobę tej postury. Jednak jeszcze dziwniejszym było to, iż przemawiający w imieniu grupy młodzian w czarnej chuście rzeczywiście padł na kolana.
Tylko Sorley wiedział, iż było to spowodowane dzięki boskiej mocy zesłanej mu przez Olidamarrę.
Zrobił groźną minę i przyjrzał się zasłoniętym obliczom pozostałych bandziorów.
- Może oszczędzę wasze marne żywoty, jeśli podążycie za jego przykładem...
 
Wnerwik jest offline