Pierwsze wrażenie, jakim Narwell przywitało Aelianę, nie spodobało jej się. Szaro. Brudno. Nudno. Tego ostatniego nie znosiła. Zostawić rudą w jednym miejscu bez zajęcia i mogło zrobić się nieciekawie. Teraz jednak musiała usiedzieć na rzyci bez prób umilenia sobie czasu. A wszystko przez pieprzony trakt. Gdyby nie straciła swoich łupów przed przybyciem do Narwell, mogłaby wynająć pokój w porządnej gospodzie i powiększyć fortunkę, którą odebrała swoim dawnym wspólnikom. Nie miała wyrzutów sumienia. Jeśli byli na tyle głupi, by dać się wrobić, należało im się. Była lepsza i cwańsza. Naturalna selekcja, nie zamierzała wchodzić jej w drogę. W Narwell jednak zacząć musiała od zera. I tak oto znalazła się tutaj, w „Piejącym Kurze”. Nie mogła przepuścić okazji na zarobienie kilku monet, których śpiew uwielbiała. Nie podobał jej się sposób na to, ale cóż, na bezrybiu i rak ryba.
(...)
Siedziała tak w krześle, z obutymi nogami na stole, to wzdychając, to kręcąc tyłkiem na siedzeniu. Zdzierżyć nie mogła owej nudy, która niepodzielnie panowała wśród nich. I już miała po raz setny ziewnąć, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Młodzian okutany w jakąś chustę krzyknął coś o jakimś napadzie, jej pracodawca piał ze złości, a ona zdjęła zgrabne nogi ze stołu i sięgnęła po kuszę. Nim jednak zdołała obrać cel, inni całkiem zręcznie uwinęli się z większością „bandytów”. Aeliana prychnęła, słysząc pytanie Kerin.
-
Złotko, chyba nie masz wprawy w tańcu.- Rzuciła z uśmiechem.
Dla rudej taniec kończył się uroczą wstęgą czerwieni, niemalże tak intensywnej barwy, jak jej loki.
-
No, chłopcy, któryś skory do tańca?
I z tymi słowami wycelowała w jednego z młodziaków, który ruszył w jej stronę.
Oj, za cienkiś jak na mnie, przeszło jej przez myśl, sekundę przed tym, jak bełt przeszył powietrze ze świstem.