Takie tańce to nasz Roland uwielbiał. But tu, but tam, piącha w ryj, sztylet w kark. Zabawa na całego. Tylko widząc po minie wujaszka, temu chyba to się nie podobało. Czemu? Że brudno? Oj tam, oj tam, wypiorą dziewki podłogi, a flaki jakieś kundle biedne wyjedzą.
Chwilę później wujaszek Albrecht nieco rozjaśnił sytuację, czemuż to on taki nie rad ze sposobu załatwienia sprawy. Wszak byli ochroniarzami, to ochraniali. I to jak! Skutecznie! Pięciu drabów weszło, żaden nie wyszedł! - A to, że niby my, eee, niedobrze, że go ubili? – Zapytał wujaszka, po czym sam roztropnie zauważył. - Aaaa, niedobrze, bo jak to syn tamtego ważnego. To tamten ważny może być zły jak się dowie. A jak się jeszcze dowie, że to my, to i zły będzie na nas. Nie? - Wydedukował, patrząc jednak na innych, by potwierdzili jego słowa. - Coś się wymyśli… spokojna głowa twoja wujek – rzekł młody Rost. Chwilę podumał, drapiąc się po wielkiej mordzie, po czym doszedł do wniosku, że propozycja Dextera spodobała mu się. - Wujak, on przecie dobrze prawi. Mądrze, nie? Wyniesiemy gdzie ciało, gdzie go szast, prast. Ty wezwiesz kobitki do pucowania podłogi, wypucują, wyczyszczą i wszystko jak nowe. A my tamtego pociachamy se i… i do pieca na przykład. Napalone że masz przecie? On się spali, nie? Ja żem widział kiedyś, jak się palił kiedy jeden. I jak się spalił, to go nikt nie mógł poznać, nie? To i tego nie poznają, szczególnie jak posiekany. Ha! – Wytłumaczył po czym stanął w dumnej pozie. Raz, że tak sprawnie walczył. Dwa, że tak sprawnie myślał. |