Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2012, 23:56   #2
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Little Sunset. Miasto, wokół którego kręcił się ścigany listem gończym „Glue”, było już na horyzoncie. Majaczyło na nim, niczym fatamorgana na pustyni. Łaciaty koń, parsknął na ten widok, nieco uradowany. Niestety zapadał już mrok, a Andy nie miał w zamiarze go spędzić na ganianiu za pokojem, ale się wyspać. Dlatego też ujechał jeszcze kilka metrów i zatrzymał się pod pojedynczym, samotnym drzewem.
Do niego też przywiązał konia, chociaż był pewien że i tak mu nie ucieknie. Kilka leżących w okolicy gałęzi i sucha trawa, posłużyły za budulec, na niezbyt wielkie ognisko. Sam obok płomienia rozłożył skórę jelenia którą wyciągnął z juków, na której się rozłożył i popatrzył w niebo.
”Jeszcze dzień, dwa i w końcu spłacę ten cholerny dług” – pomyślał.
Po chwili, znużony podróżą i zbolały, po trudach i znojach jakie go spotkały w drodze, zasnął…

* * *

Rano, obudziło go bystre, pustynne słońce. Otworzył sennie oczy, podnosząc się do siadu. Rozejrzał po okolicy, z bolącym karkiem. Na szczęście, tylko on go bolał, bo przeważnie przez godzinę nie mógł się ruszyć, tak go wszystko bolało. Ognisko już wypaliło się zapewne nad ranem, ponieważ pod popiołem nadal był żar. Rozgrzebał go patykiem, dokładając trochę kory z drzewa, które zdarł nożem.
Kiedy się zajęła ogniem, ustawił na niej kubek z wodą, a kiedy ta zaczęła bulgotać, wsypał do niej trochę kawy i zamieszał. Czarny wywar, wypił duszkiem, mimo swojej temperatury. Był nauczony do picia gorącej kawy prosto z ogniska, lata spędzone na prerii, przy wypasie bydła odcisnęły się znacznym piętnem na nawykach i przyzwyczajeniach Cornella. Głodny jeszcze nie był, więc zaoszczędził mięso.
Po skończonym posiłku, otrzepał skórę z piachu, po czym ją zwinął i schował na powrót do juków przy siodle. Czekało go też miasto, też sprawdził czy Remington i Spencer jest naładowany i nabity. Były oba. W pochwie przy pasie, po lewej stronie spoczywała hiszpańska szabla.
Z uśmiechem na twarzy, poprawił kapelusz i ruszył w kierunku miasta. Nie śpieszyło mu się, wręcz przeciwnie. Miał cały poranek na dojechanie ma miejsce, tak więc i zrobił. Granice miasta, przekroczył dopiero popołudniu.
Z miejsca spotkał się z nieprzychylnymi spojrzeniami jego konkurentów, z którymi nie miał zamiaru się dzielić. Jeszcze kilka kilometrów od miasta, postanowił zapolować na niego samemu, ewentualnie zaproponować to trzem, dwóm osobom dodatkowo. I mieć nadzieję, że nie strzelą mu w plecy, gdy przyjdzie co do czego. Dlatego też nie odpowiadał na zaczepki pijanych łowców nagród, kiedy mijał saloon.
Swojego konia, skierował w stronę posterunku szeryfa, który był zamknięty. Cóż, przy takim natłoku ludzi, pewnie patrolował miasteczko. Na szczęście, zostawił kilka listów gończych na ławce pod budynkiem, Andy wziął jeden. Spojrzał w pysk bandyty, o którym krążyły takie plotki. Wręcz legendy. Andy wiedział po sobie, że nie należy wierzyć w ani jedno, ani drugie. Złożył List we cztery i schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. Na to przyjdzie jeszcze czas. Wrócił do konia. Teraz skierował się do saloonu.

* * *

Kiedy uwiązał konia przy popręgu, wolnym krokiem przeszedł przez próg budynku. I w tym progu już został, w jednej ręce ściskając karabin, a w drugiej torbę. Wiedział już, że nie znajdzie tu wolnego miejsca w pokoju. A dlaczego? Bo nie było ani jednego wolnego krzesła nawet, a kilku ludzi siedziało nawet na skrzynkach po alkoholu, niektórzy na swoim dobytku. Andy rozejrzał się tylko, jedna wyjątkowo ładna kobieta zbierała się też do wyjścia. Tak samo jak jakiś młodzik, zapewne młodszy od niego. Przypominał mu jego najmłodszego brata.
Zdziwiło go, że tak młodzi i ludzie polują już na przestępców pokroju Glue, ale najbardziej zdziwił go widok kobiety. Wiedział, że przyjechała tu w tym samym celu, co on. I miał nadzieję, że szybko wróci tam, stąd przybyła. Banda tego bandziora, z pewnością nie obeszła by się z nią zbyt ostrożnie. A jeśli by ją dorwali żywcem, jasna cholera, Andy nawet nie mógł sobie tego wyobrazić.
Znowu objuczył swojego konia, karabin wieszając na plecach i zastanowił się przy koniu, gdzie można by szukać tego Freda. Jedynym sensownym wyjściem, wydawało mu się pojechanie w wąwozy. Najlepiej z kimś. Już miał zamiar zaproponować to młodzikowi i kobiecie, kiedy jego uwagę zwrócił szeryf. A przynajmniej gwiazda na piersi, kazała tak pomyśleć.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline