Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2012, 22:57   #34
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Saul wydawał się być poruszony słowami otuchy, które mu zapewniliście. Niemniej, westchnął ciężko, otarł pot z czoła i spojrzał w sufit w zamyśleniu.

- Mój syn… nie ma co sobie nim teraz zaprzątać głowy, albo nie żyje albo ukrył się tak, że nawet jak nie mogę go znaleźć a Zincher… jest zbyt potężny i wpływowy żeby mu coś zrobić, panowie. Nie, oficjalnie wszystko pomiędzy mną a nim jest wybaczone… niesprowokowani nie powinniśmy ściągać na siebie jego gniew. Jestem tylko słabym, starym właścicielem kasyna, co mogę zrobić? – kolejny raz westchnął i znowu spojrzał na zebranych.

- Dziękuję wam jednak za ofertę, być może jeszcze z niej niestety będzie trzeba skorzystać. A teraz rozgośćcie się w swoim kwaterach i jutro do roboty! – dodał serdecznie.

~*~

Na słowa Dona pijacy zaczęli burczeć i spoglądać na niego gniewnie. Kiedy więc cała ich uwaga była poświęcona wojownikowi, krasnolud z łatwością chwycił jednego z pijaków i powalił go na ziemię. Pijak zahaczył łokciem o stół z którego spadły dwie butelki i potłukły się na pijaku, rozlewając swoją zawartość i kalecząc człowieka.

Widząc to, inni pijacy szykowali się do bójki. Don wyciągnął miecz, a za plecami pijaków pojawił się Variel, trzymając szpic kija przy głowie jednego z pijaków. Osaczeni pijacy, zaczęli się rozglądać za jakąś pomocą albo bronią, ale nic nie znaleźli. Warknęli.

- Dobra, dobra, już idziemy, psiesyny. – Krasnolud uderzył go w brzuch, a ten złożył się w pół i przez chwilę próbował zaczerpnąć powietrza, chwytając się blatu stołu.

- Trochę szacunku gnido, bo następnym razem oberwiesz w dużo bardziej czułe miejsce. – dodał krasnolud.

Don wyprowadził pijaków na zewnątrz, sprzedając jednemu z nich kopa na pożegnanie. Pijak spadł ryjem w błoto i przez chwilę się w nim przewracał, będąc zbyt pijanym aby wstać samemu. Dopiero z pomocą innych dał radę.

Kiedy wrócił do kasyna Saul stanął na podejście koło skrzyni w centrum hali. Zaczął klaskać brawo.

- Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta! Podłe sługi czeluści! Chciałbym przedstawić wam pięcioro bohaterów, którzy wczoraj uratowali nas przed pożarem a dziś przed bójką! Przyjaciele! Dość już zbrodni czai się na ulicach, dość haraczy i naciągaczy! Dość! Od teraz to miejsce będzie bezpieczne, a ja jako właściciel tego przybytku, gwarantuję wam, że Złoty Goblin będzie teraz wolny od przestępstw! Przyjaciele! Brawa dla naszych bohaterów! Brawa! – krzyknął a publiczność rzeczywiście zaczęła bić entuzjastycznie brawo.

Saul zszedł ze sceny i udał się do grupki bohaterów.

- Jeszcze raz wam dziękuję, dzięki waszemu heroizmowi… dzięki wam zdołałem to zrobić, zdołałem przeciwstawić się temu bezprawiu i mierności. Dzięki wam, najpierw to miejsce stanie się bezpieczne, a potem może, za naszym przykładem, kolejne! – rzucił w waszą stronę w uśmiechem.

Choć oklaski umilkły, spośród tłumu nadal było słychać pojedyncze, powolne klaskanie. Źródło klaskania zaczęło się powoli zbliżać w waszą stronę, ani na chwilę nie przestając klaskać. W końcu, z tłumu i oparów dymu, wyłonił się człowiek w średnim wieku. Krótkie włosy i jakby gburowata twarz sprawiały niemiłe wrażenie, pomimo uśmiechu na jego twarzy. Oczy miał jednak czujne i pozbawione emocji, co z kolei czyniło uśmiech mało rzetelnym. Towarzyszyło mu dwóch osiłków, półorków, co można było poznać po zielonkawym odcieniu skóry i świńskiej urodzie.


- Brawo Saul, jestem pod wrażeniem. Twoje kasyno wygląda na doskonale prosperujący interes… i widzę, że masz nowych przyjaciół. – spojrzał na was i lekko się ukłonił.

- Clegg Zincher, prosty kupiec i właściciel niezbyt znaczących lokali, do usług. – przedstawił się i podrapał za uchem.

- Witaj Clegg, nie sądziłem że nas odwiedzisz… cóż sprowadza cię w nasze skromne progi? – spytał ostrożnie Saul.

- Ciekawość i troska, przyjacielu. Byłem zmartwiony wczorajszym pożarem i chciałem się przekonać czy wszystko u ciebie w porządku… jestem niezmiernie szczęśliwy, że jesteś cały… – spojrzał na „klucz” który Saul miał zamiast dłoni w odpowiedzi właściciel kasyna cofnął się o krok, Zincher uśmiechnął się- i zdrowy.

- Jestem ci niezmiernie wdzięczny za troskę. – odpowiedział mężczyzna, bacznie obserwując osiłków.

- Ależ nie ma za co, z uwagi na nasze wspólne dzieje… to przecież naturalne. Ale skoro nic ci nie jest to ja sobie jeszcze chwilę pogram i wracam do siebie. Bywaj, stary przyjacielu. – rzucił do Saula i oddalił się.

- Bywaj. – i westchną kiedy Zincher odszedł.

- Nie podoba mi się, że tu węszy… obserwujcie go i jego ludzi. Może tu być ktoś jeszcze z jego szajki…Saul ścisnął dłoń i szybko się oddalił.
 
Qumi jest offline