Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2012, 12:47   #22
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Bluurrp! - trącące nieco korzennym aromatem chłodne piwo z karczemnej piwniczki pomagało przywracać jasność myśli Nulneńczyka. To był już drugi kufel, chociaż wciąż nie wyglądało, by pragnienie wielkoluda zostało ugaszone.
Siggi odstawił wreszcie niemal puste naczynie na poplamiony w czasie wielu libacji stół i otarł usta wierzchem dłoni, co stłumiło nieco donośne beknięcie.

Jak przez mgłę przypominał sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Pechowy Vincent wyglądał, jakby złapał Sigmara za kolana. I wypił też co niemiara, zanim wygadał się, skąd u niego tyle brzdęku. Pamiętał swoją zdziwioną gębę, gdy tamten wstał i rzucił na stół pięć karli. Pięć karli! Przecież to całkiem spora sumka była. Mówił, że da znać za kilka dni o jakiejś robocie od cyrulika. Siggiego aż świerzbiła ręka, by pójść za pijanym i ulżyć jego sakiewce. Opanował się, bo wyczuł większy zarobek.

"Brudder. Cyrulik. Trza mu siem przyjrzeć, jak nic."- rozmyślał.

Nie był zainteresowany jakież to dokumenty interesowały konowała... - no, może trochę. Na tyle, na ile mogło mu się to przydać.

"Może wiencej tych papierów potrzebuje? I cenę lepszą można by utargować, niż ten niedorajda Vincent..." - kalkulował.
"Jeśli ten łachudra mógł je zorganizować, to to jakaś łatwizna była. Bułka z masełkiem..." - rozmarzył się na myśl o rychłym zarobku.

Gdyby Sigismund miał trochę więcej oleju w głowie, to by głębiej przemyślał temat. I zaraz nabrałby podejrzeń co do prawdziwej natury zlecenia, które mógł wykonać taki partacz, jak Vincent, a które dało mu tak wiele złota... Cóż - o ile na krzepę nie mógł narzekać, o tyle rozumu bogowie Siggiemu poskąpili. Dlatego nie zaniechał zamiarów wejścia w układ z tym całym Brudderem.
Martwił go za to jeden szkopuł. Vincent wspominał coś o kilku dniach, a wiecznie pustawa sakiewka Sigismunda nie miała zamiaru tyle czekać. W końcu nie chodziło o jakieś marne miedziaki, tylko o złote korony! Musiał pogadać z cyrulikiem wcześniej. Najlepiej już dzisiaj.

Zamówił szybkie śniadanie, co w przypadku tego wielkoluda wcale nie oznaczało małej porcji. Gdy uporał się z porcją smażonej kiełbasy z cebulą, niespełna pół bochenkiem świeżego chleba oraz małym dzbankiem smalcu ze skwarkami i kilkoma kiszonymi ogórkami, zapłacił należność z miło brzęczącej sakiewki i pokrzepiony posiłkiem, jak i planami na najbliższą przyszłość, ruszył w miasto.

Miał zamiar poszukać Vincenta i korzystając z jego niewątpliwie kiepskiego samopoczucia zmusić go do ujawnienia większej ilości szczegółów lub do zorganizowania kontaktu z Brudderem.
Zaczął od burdelu - w końcu tam wczoraj wybierał się Vincent. Jeśli go tam nie zastanie, to popyta obsługi gdzie ów polazł. W ostateczności odwiedzi dom mężczyzny lub zasięgnie języka wśród miejscowych. Co jak co, ale lokalny półświatek nie różnił się aż tak bardzo od tego, który go wychował. Może skalą działania i zasięgiem wpływów. Ale złoto i odpowiednio użyta groźba otwierały niejedne drzwi i niejedną jadaczkę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline