Pierwszy krok w to obce pomieszczenie miał w sobie coś upiornego, był jak przekroczenie pewnej granicy, spojrzenie prawdzie w oczy - że teraz już trzeba iść naprzód, że to jedyna opcja. W tym momencie można było spodziewać się wszystkiego, nie wiedząc jeszcze niemal nic o warunkach i zagrożeniach czychających wewnątrz. John - nerwowy, ale zdeterminowany - wszedł jako pierwszy. Reszta przyglądała się mu od tyłu.
Nagle zachwiał się, ale zdążył oprzeć się o ścianę i nie upadł. Krzyknął coś niezrozumiałego. W jego głowie pojawiła się wizja, wraz z bolesnym, wysokim dźwiękiem.
Pokazywała wiele osób, takich jak on, które zostały tu wysłane. Tak jak on po kolei dokonywały pierwszego kroku w ten kompleks, następnie szły dalej, od komnaty do komnaty... a potem ginęły. Bez wyjątku, co do jednego. Prędzej lub później, lecz ten los spotykał wszystkich. Niektórzy ginęli w czyhających na nich pułapkach, część zabijała się nawzajem... część nawet popełniała samobójstwa gdy tylko była w stanie zapewnić sobie pewną i w miarę bezbolesną śmierć. [Trauma bazowo +5]
Z zewnątrz trwało to raptem parę sekund, lecz wizja wydawała się Johnowi trwać dużo dłużej. Mimo to, być może przez ten dźwięk, a być może przez to, że wizja była dziwnie przyspieszona, nie dał rady się skupić na szczegółach. Wynotował jedynie dwie rzeczy: w brązowych komnatach ludzie znajdowali coś do jedzenia. Druga była taka, że w wizji nie pojawiły się te istoty, o których mówiła kobieta, która ich obudziła, i z ktorych jedna ścigała ich na stacji. Po wszystkim John oddychał ciężko, a uszy (i chyba mózg również) nadal bolały go od nieistniejącego dźwięku.
Kiedy reszta przeszła przez próg, nie doznała tego efektu. Najwyraźniej dotykał on jedynie pierwszej osoby. |