- Nathander Zeder się zwę. - odpowiedział zakonnikowi wyciągając ku niemu rękę. Początkowo zaskoczyło go jego ufne podejście, po chwili jednak ujrzał symbol sowy na jego szyi, a widząc jego połączenie z bielem szat mężczyzny zrozumiał, iż jest to akolita Vereny. Nathander poczuł się pewniej, wiedział że brat, zgodnie ze swą wiarą nie może w osądach kierować się strachem, nienawiścią… czy brzydotą. - A nie znasz tej twarzy - kontynuował - bo właśnie większość reaguje na nią tak jak i ci co mnie tu palić chcą. Jako potwora... jako mutanta... jako zarazy siewcę. Nie chcąc takich sytuacji ryzykować wiele w miastach nie bywam, a i z Kiffendorfu z pewnością nie jestem.
- Rozumiem. Wyjdź z ukrycia. Nic złego cię tu nie spotka. Skoro nie jesteś uciekinierem z Kiffendorf, to nie masz powodu do ukrywania się. Nie widzę w twoich oczach kłamstwa. Czuj się bezpiecznie. - zapewniał braciszek robiąc przejście dla Nathandera. - Wdzięcznym wielce za osąd twój sprawiedliwy bracie. Niech pochwalona będzie boginii Verena. - Odrzekł skinąwszy głową. Mijając Otta spytał nieśmiało braciszka. - A może bracie możliwym jest imię Twe poznać i powołać się na nie później, w okolicznościach podobnych jak te? Poszanowanie widać tu wzbudzasz niemałe.
- Otto. Miło mi cię poznać... Czemu nie zatrzymaliście się w oberży? Potrzebujecie pieniędzy? - zapytał ciepło zakonnik sięgająć do sakiewki.
- To my już pójdziemy bracie! Miłego dnia! - powiedzieli strażnicy i odeszli w swoją stronę włócząc halabardami. - Dziękuję za pomoc, będę uważać, by ponownie się tu nie narażać. Choć myślałem, że znajdę spokój i nieco normalności w tej mieścinie, to chyba ponownie będę musiał szukać sobie miejsca na jej obrzeżach - westchnął. - A co do oberży, to potrzebowałem spokoju po ostataniej egzekucji. Dziwnie mi patrzeć, jak ktoś płonie... nawet gdy na oczyszczenie ten ktoś zasługiwał.
- Płomienie już zgasły. Nie ma nawet prochów po egzekucji. Możesz spokojnie wrócić do miasta. - Teraz? Widząc jak na mnie strażnicy reagują? Toż to szaleństwo się samemu tam z moją facjatą pokazywać. Jak to mawiają uczeni w księgach: Consideres vita vestra, homo. Noli exponere te ad periculum obstupescas – odpowiedział.
- Możesz mi zaufać. Jeśli cokolwiek by miało ci się stać to stanę w twojej obronie. Niczego się nie obawiaj. Bogini sprawiedliwości czuwa nad tym miastem.
Nathander spojrzał na braciszka chwilę się zastanawiając. - W takim razie udam się tam, choć może nie do oberży. Może znasz spokojniejsze miejsce? Zmierzasz może Bracie też w tamtą stronę?
- Idę do Kiffendorf aby pomóc zarażonym. Jeśli chodzi o spokojne miejsce, możesz poprosić akolitów w świątyni Sigmara, aby udostępnili ci cele gościnną. Powołaj się na mnie. Nie odmówią.
Nathander kolejny raz podziękował braciszkowi, po czym ruszył w powrotną drogę. Miał zamiar zgodnie z poleceniem Ottona udać się do świątyni Sigmara. Lepszego rozwiązania teraz nie widział. |