Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2012, 16:23   #201
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Widły

Kapłanka najpierw odpowiedziała na pytania Mierzwy.

- Dzieci było siedmioro, jak je porwali, ale teraz to już zostało tylko czworo. Wiemy na pewno, bo ciała reszty ludzie widzieli… Dziewczynka, Hanka, ma osiem lat. Chłopcy mają sześć, siedem i osiem lat. Olaf, Hans i Jols. Jeśli nie są ranne to powinny same móc uciekać. Gobliny wyraźnie chciały je dostać żywe i na tyle zdrowe, aby mogły iść. Jak jakie dziecko było ranne, albo iść nie mogło, zabijały na miejscu, jeszcze w czasie ataku… Ja z wami pójdę. Stara już jestem, ale swoje jeszcze potrafię a jak taką staruchę szlak trafi, to i tak niewielka strata. Jak będzie trzeba to jeszcze kogoś zorganizuje, ale chłopy muszą na palisadzie stać… Pójdą pewnie kobiety, ale nie krzywcie się Panie kozak. To są twarde baby, co nożem umieją nie tylko kartofle obrać. To są matki a jak kiedyś stanąłeś na drodze matki walczącej o swoje dzieci, to nie wiele już ci w życiu straszne, uwierz mi. Prędzej dadzą się żywcem pokroić na kawałki, niż dzieci swe opuszczą. Wszystko co będzie wam potrzebne a tylko jest w wiosce wam damy. O samo wejście do tunelu się martwic nie musita. Tam jedna osoba przed całą armią może się bronić, a jak zajdzie potrzeba, to i zawalić wejście w mgnieniu oka za sobą można. -

Potem przyszła kolej na Alberta. Kapłanka spojrzała na niego jakby z politowaniem, wiedząc jego próby zasłonięcia sobie twarzy, po czym zaczęła mówić.

- Tunel prowadzi daleko za wioskę, w dzikie ostępy, z dala od szlaku i bagien. Porozmawiać możemy w środku, ale nie radze zwlekać zbyt długo. Każdej nocy w obozie coś się dzieje i większość pokrak zbiera się tam w wielką kupę. W dzień patrolują okolice, lub czasami próbują atakować palisadę, ale tak czy siak, w obozie będzie ich dużo mniej. Takie moje zdanie, wy zrobicie jak uważacie. -

W tym momencie zza palisady doszedł huk pierwszej salwy…

Bitwa

Pierwsza salwa z łuków i broni palnej nie zrobiła na zielonych większego wrażenia. Owszem kilku padło, ale reszta nacierała dalej. Chłopi prowadzeni przez swego przywódcę a także zachęcani przez Bruna i Vogla ruszyli im naprzeciw. Wozy, jeden prowadzony przez Elsie, drugi prze Felixa również ruszyły na przód.

Leo posyłał jedna strzałę za drugą, podobnie Moperiol, choć elf nigdzie nie mógł wypatrzeć łuczników. Gobliny zdawały się na razie nie używać broni dystansowej. Dwie nacierające grupy wpadły w siebie z hukiem łamanych drzewcy, stali uderzającej o stal, jękami rannych i krzykami zabitych. Wielki kowal wywijał swym toporzyskiem jakby to był kijaszek do pogania bydła. Gobliny kładły się przed nim pokosem. Choć same też były zajadłe i groźne.

Bruno w rozpędzie minął wycelowaną w niego włócznie i rozbił łeb jej właścicielowi, zaraz potem musiał unikać berdysza, który omal nie pozbawił go głowy. Drugiego ciosu zielonoskóra pokraka nie zdążyła zadać. Gislan, skrócił ją o głowę. Sam jednak dostał przy tym draśnięcie od jeszcze innej, którą zasiekł jakiś chłop, w ostatnim akcie swego życia. Z trzewi wystała mu długa włócznia. Obok dwoił się i troił Vogel, który pomimo sprytnego planu, znał się w samym sercu bitwy. Wielki kowal, jak obiecał nie odstępował go zbyt daleko a chaos bitwy uniemożliwiał ucieczkę. Gobliny atakowały wściekle, mimo że padały jak muchy. Chłopi nie grzeszyli umiejętnościami, ale wywijali w większości dwuręczną, ciężką bronią z wielką szybkości i siła, z którą nawet te, nienaturalnie silne pokurcze nie mogły się równać. Same gobilny tez prezentowały dziwny styl walki. Choć miały wiele siły aby wywijać wielkimi berdyszami i toporami, to taka broń była dla nich wyraźnie za długa i nieporęczna. Doświadczeni wojownicy szybko dostrzegli te słabość i wykorzystywali ją bezwzględnie. Problemem była tylko liczebność zielonej bandy i liczba ostrzy i grotów, których trzeba było unikać. I to jednak z czasem przybierało lepszy obrót. Na początku przewaga liczba był jak pięć do jednego, ale szybko zaczęła topnieć. Człopy walczyli w kupie a najemnicy chcąc czy nie, obok nich i na tym odcinku walki, rosły już góry zielonych trupów.

Cześć goblinów zdołała się przedrzeć przez walczących, lub zwyczajnie ich okrążył i uderzyły na drugą linie najemników. Tam byli Gottri z ujadającym Spongiem, Lothar, Felix i łucznicy. Tutaj zielonych było znacznie mniej, ale i tak byli niebezpieczni. Leo i Moperiol zaliczyli po kilka goblińskich trupów, jeszcze za nim doszło do starcia z broniącym wozów. Lothar usiekł kilku, podobnie jak Felix. Zrezygnowany Gottri położył trupem czterech, zanim piąty boleśnie zranił go w ramię. Na szczęście dla krasnoluda, nie było to nic poważnego i brodacz szybko rozprawił się ze sprawca swego bólu. Ostatnich próbujących dostać się na wozy, zabili Elisa i łucznicy. Reszta widząc nieuchronną klęskę, uciekała.

- Uciekają! Uciekają! -
- Zwycięstwo! -

Chłopi podnieśli ręce do góry w tryumfalnym geście i była chwila na złapanie oddechu i podliczenie efektów, krótkiego, choć gwałtownego starcia. Na polu przed wioską leżało koło półsetki martwych goblinów. Po rozejrzeniu się po towarzyszach, okazało się, że zginało dwóch chłopów, kolejnych dawnych jest ciężko rannych, reszta stała na nogach i mogła walczyć. Choć trudno było w to uwierzyć, to z grupy najemników von Antary, tylko krasnaludy odnosiły lekkie zranienia. Reszta wyniosła z walki tylko zadrapania i siniaki. Jak na pół setni powalanego wroga, to niewielka cena.

Podczas gdy inni okazywali takie czy inne objawy radości, Moperiol starał się przebić słuchem ten hałas. Coś usłyszał. Był tego pewien. Coś jakby wilki i…

- Jeźdźcy! Uwaga! Wilczy jeźdźcy! -

Ostrzeżenie nadeszło z wioski. Na palisadzie ktoś wskazywał kierunek, gdzie zmierzał szlak. Elf dojrzał ich pierwszy. Skulne na wilczych karkach sylwetki, pędzące w ich kierunku. Na oko koło dwudziestu. Po chwili już wszyscy słyszeli wilcze wycie.

- Spojrzycie tam! -
Ktoś wskazał kierunek, w którym uciekły ocalałe z pierwszego starcia gobliny.
- Co to ma być do jasnej cholery? -
Stwierdził nie wierzący własnym oczom Lothar. Był żołnierzem, walczył już w kilku bitwach i potyczkach, ale coś takiego widział po raz pierwszy.
- To chyba jakiś żart… -
Poprał go równie zaskoczony Vogel, sam mający podobne doświadczenia.

W ich kierunku szły gobliny. Choć lepszym słowem byłoby „maszerowały”. Ustawione w równe, karne szeregi, tworzyły linie długich włóczni przed sobą. Na oko było ich tyle samo, co za pierwszym razem, tyle, że teraz już nie tworzyły bezwładnej, chaotycznej masy, tylko szyk pikinierów. Przeciętny oficer imperialnej armii być może nie dał by pochwały swoim ludziom, widząc taką formacje, ale to były gobliny! Widok zielonoskórych tworzących coś na kształt falangi nie należał do szczególnie częstych…

--------------------------------------------------------------------------------------------

MAPKA
 
malahaj jest offline