Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2012, 21:59   #29
Radomir
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
“Teraz kwiaty i do markizy” - pomyślał. Wybrał najbardziej barwny bukiet podziękiował kwiaciarce i żując listek mięty ruszył do domu magister.

Strażnicy przy bramie dzielnicy szlacheckiej przez chwilę przyglądali się Edmundusowi, jednak po chwili przepuścili go dalej. Niewiele czasu zajęło mu znalezienie domu Markizy. Najpiękniejszy dworek w mieście należał do niej. Pachnąće ogrody otaczały cały budynek. Przed bramką stało dwóch strażników z nieco ciemniejszą karnacją i egzotycznym uzbrojeniem. Coś na kształt halabardy, dziwny płytowy hełm, na pewno nie byli ludźmi z Imperium. Gdy szlachcic zbliżył się do dworu jeden z bliźniaków zatrzymał go.

- Kto wy i czego tu chcecie? - zapytał mówiąc z dziwnym południowym akcentem.

“Kurwa, ogrody wokół,a ja z kwiatami na pierwszą wizytę idę.” - pomyślał Edmundus

- Zaanonsujcie Edmundusa von Kischkhe, szlachcica co pokłony i wyrazy szacunku markizie zechciał złożyc. Tylko szybko, bo ani ja, ani markiza swego czasu na przekazywanie informacji pewnie marnowac nie zechce - powiedział spokojnie lecz władczo Edmundus.

- Kto wy już wiemy, ale w jakiej sprawie przybywacie? - zapytał jeszcze raz strażnik nie dając po sobie znaku żadnych emocji.

- Panowie, a czy ja nie do końca wyraźnie mówię? Pokłony markizie złożyc przyszedłem i zarazem wyrazy szacunku. - szlachcic zaczął się irytowac.

- Miguel, ve con él, porque algunos extraño me parece. - powiedział jeden z gwardzistów do drugiego. Ten tylko kiwnął głową i gestem zaprosił szlachcica do środka.

Gdy tylko przeszli próg dworku Edmundusa uderzył w nozdza jakiś dziwny zapach. Nie czuł nigdy wcześniej takiej woni. Nieco mdła, ale bardzo słodka. Pewnie jakieś pachnidła, albo zioła tu sobie zażyczyła markiza rozwiesić. Idac korytarzem minęli sporo rzeźb i obrazów. Większość z nich przedstawiała ludzi. Nie było tutaj wielu pejzarzy, czy tak zwanej “martwej natury”. Po wyjściu na schody strażnik otworzył drzwi na prawo i wpuścuł Edmundusa do środka. Tam ujrzał stojącą na tarasie markizę. Jak zwykle w szmaragdowej sukni, z opadającymi na plecy włosami.

- Senior Edmundus vino a presentarle mis respetos. - powiedział w chyba Estalijskim języku.

- Gracias Miguel, te puedes ir. - odpowiedziała markiza obracając się przodem do szlachcica.

Edmundus niepewnie postawił kilka pierwszych kroków, ale gdy tylko spostrzegł drgnienie markizy klęknął na jedno kolano, spuścił wzrok. Następnie wstał i kilkoma pewnymi krokami zbliżyył się do niej. Patrząc prosto w oczy podał bukiet kwiatów.

- Nawet poeci nie są w stanie oddac Twego piękna o Pani.


- Dziękuję, skądś pana znam. Chyba od niedawna jest pan w naszej mieścinie? - uśmiechnęła się i przyjęła kwiaty.

- Proszę wstać. Miło z pana strony, że pofatygował się pan o bukiet. Zawsze to dobrze poczuć zapach kwiatów z innego ogrodu niz swojego. - podała Edmundusowi rękę, aby wstał.

Edmundus wstał delikatnie tzrymając dłoń markizy. Oczywiście nie omieszkał musnąc ustami skóry na jej rękach.

- Pani, jedynie kilka dni w mieście przebywam. Gdybym był tu dłużej nietaktem byłoby przybycie do Ciebie Pani tak późno. - rzekł Edmundus i stanął naprzeciwko markizy.

- Och, proszę już aż tak nie przesadzać. W jakim celu tak obyty w etykiecie człowiek przybył do Ohlsdorfu? - markiza wskazała krzesła na tarasie i gestem poprosiła szlachcica, aby usiadł.

Edmundus odsunął markizie krzesło i dopiero gdy ta siadła zajął krzesło obok.

- Życie Pani tak się potoczyło, że tu mnie los przywiódł. Do starej kopalni się jutro wybieram, wraz z krasnoludzkimi górnikami, więc dziś postanowiłem, byc może po raz ostatni, słodyczy tego miasta zaznac. Różne już rzeczy na temat miejsca mojej jutrzejszej wyprawy słyszałem, a każda kolejna gorsza od poprzedniej. - zrobił pauzę dając markizie chwilę na wtrącenie się.

- Tak? Jakie to? Szczerze mówiąc nigdy nie interesowałam się tą kopalnią. Wiem tylko, że kilka lat temu coś tam poszło nie tak jak powinno i teraz jest nie do użytku.

- Bogactwa w niej ponoc pogrzebane niesamowite, ale razem z nimi dusze tych co tam pracowali. Jako jedyny kowal przeżył, albo tylko jego ciało, bo na umyśle niedomaga już od tamtej chwili. Do niego się właśnie później wybieram, może coś więcej w stanie rzec będzie.

- Mówiliście o krasnoludzkich górnikach. To z tym inżynierem co ma przybyć chcecie tam iść? On tam z trzema swoimi przybył tylko. Tak w piątkę do podziemi schodzić chcecie?

- No w piątkę jeśli los tak każe, nikogo odważnego w mieście nie ma. Albo za mało złotych monet oferuję za towarzyszenie mi w wyprawie. Ale przecież nie o złoto tu chodzi! Jeno o sławę i przygodę. - mówił Edmundus zerkając na coraz bardziej wpadającą mu w oko markizę.

- Rozumiem. A wiecie może co się wczoraj na targu działo? Jakieś plotki słyszałam o egzekucji. Nie miałam jednak czasu, ani chęci iść na to “widowisko”. - ostatnie słowo powiedziała z dość dziwnym uśmieszkiem.

- Czarownicę spalono, znaczy się kobietę co ponoc jedną z nich była. A i dobrze, że cię tam Pani nie było, to nie widok dla twych pięknych oczu. - szlachcic na chwilę zamilkł przypominając sobie spojrzenie wiedźmy.
Gdy Markiza miała już o coś zapytać na taras wszedł jeden ze strażników. Edmundus nawet nie poznał który, bo obaj wyglądali identycznie.

- Usted, Sr. Friedrich Unterbell llegado. Pidas que esperar? - zapytał.
Markiza popatrzyła na niego, następnie powiedziała.

- Pan wybaczy, ale przybył jeden z tych kupców co mają u nas w mieście robić te wszystkie modernizacje. Nie ma miejsca w oberży i prosi o nocleg u mnie. Czy możemy przełożyć nasze spotkanie/ To sprawa niecierpiąca zwłoki.

- Oczywiście Pani, i tak zabrałem zbyt dużo czasu - szlachcic wstał i ucałował rękę markizy - Liczę na rychłe spotkanie. A jeśli kupiec nie ma gdzie spac z chęcią odpstąpię mu swój pokój, sam pewnie przez kilka nocy będę nocował poza miastem.

- Kupcy mają nocować w tej karczmie niedaleko ratusza. Na dniach powinno się coś zwolnić. Nie ma potrzeby abyście narażali się na niewygody. Mam duży dom. Nie jest dla mnie problem ugościć nawet kilkanaście osób. - uśmiechnęła się i wstała.

- Zatem do zobaczenia Pani - Edmundus posłał jej uśmiech i powoli udawał się w stronę wyjścia.

- Marcelo escolta Sr. Edmundus. - powiedziała do strażnika, a ten skłonił się i dał znać, że zrozumiał.

- Do widzenia. Mam nadzieję, że wkrótce wróci pan i opowie co było w kopalni. - pożegnała się szlachcianka.

Edmundus z uśmiechem udał się do karczmy na spotkanie z krasnoludem mając nadzieję, że ten nie zachlał.
 
Radomir jest offline