Po rozmowie z poznanym podczas libacji Edmundusem, zgodnie z jego radą, i po wypiciu w karczmie małego piwka na rozgrzewkę, Mogund postanowił udać się do miejscowego kowala, który ponoć niegdyś pracował w tej zawalonej kopalni. Po drodze zaczepił jakiegoś przechodnia, pytając kulturalnie o drogę do kuźni. Ten uprzejmie, ponaglony paroma przekleństwami, wskazał mu odpowiedni kierunek.
Kuźnia była sporych wielkości (jak na warsztat) budynkiem. Nie miała żadnego szyldu, lecz odgłosy uderzającego młota i dwa kowadła stojące niedaleko sugerowały, że krasnolud trafił w odpowiednie miejsce.
Kowal wyglądał na jakieś czterdzieści lat. Był wysokim barczystym mężczyzną. Nieco wychudłą twarz ozdabiała broda i wąsiska. Może nie aż tak zadbane jak krasnoludzkie, ale całkiem całkiem. Rzemieślnik ubrany był w lnianą luźną koszulę, fartuch roboczy i skórzane spodnie. Dwa silne ramiona właśnie oglądały wychodzącą spod młota płytową zbroję.
Brodacz podszedł do mężczyzny i zagaił sympatycznie: - Ej, ty! - Zwracając na siebie uwagę kowala. - Ty się zowiesz Rodger? Rodger Kirch? Słyszał żem, że cię tu znajdę. - Yhy... - odpowiedział równie sympatycznie człowiek, co niezwykle ucieszyło krasnala. Kowal był niemal tak rozmowny jak Mogund! - No to sprawę mam do ciebie. Rozumiesz, o kopalni pogadać chciałem, jak górnik z górnikiem. - Zostaw kopalnie w spokoju. To już nie jest miejsce wydobycia rudy tylko grobowiec. Niech spoczywają tam górnicy, jak żeś od tego całego inżyniera to mu to przekaż - powiedział przymierzając na swoją klatkę pięknie wykonany napierśnik. - No widzisz, ja też górnikiem jestem. Kilku moich przyjaciół również zginęło pod skałami... - Mordinsson nie dodał, że z jego winy. - ale to nie powód, by zaprzestawać wydobycia i rzucać robotę! - Kilku to nie to samo co czterdziestu dwóch. W dodatku w kopalni jakies zwierzoludzie były - odpowiedzial odkładając zbroję. Sięgnął po płytowe rękawice i zaczął je również przymierzać. - Zwierzoludzie mówisz... - Mruknął krasnolud. Ta informacja ciekawa była i przydać się mogła podczas eksploracji kopalni. - A co to za zwierzoludzie były? Może one kopalnie zawaliły? Dalej tam cholery siedzą? - Pewnie, że one. Jak na krasnoluda to powinieneś już z nimi mieć do czynienia. Najpodlejsze zwierzoludzie jakie zyją pod ziemią. Wiesz o czym mówię i nie rżnij mi tu głupa - odpowiedział ponuro. - Te zwierzoludzie... - Krasnal nieco zniżył głos. Wiedział, że w Imperium uparcie ignorowano kwestię skavenów, więc wolał o tym głośno nie mówić. Szczególnie jeśli w mieście przebywał łowca czarownic. - Było gadać tak od razu. Szczuraki mają specjalne miejsce w naszej Księdze Krzywd, zaraz po zielonych. - Brodacz pokiwał głową w zamyśleniu. - Widzisz te blizny? - Wskazał na swoją twarz. W istocie, zbyt ładna nie była i przecinało ją kilka blizn. - Nie raz, nie dwa się z nimi spotkałem... - Dobrze, ale wiecie jakie one są. Tu wybuch, tam pułapka i nie skończy się na bliznach, tylko na latających nogach. Tak jak moj przyjaciel Hubert... - kowal popatrzył w niebo i westchnął. - I co, skurwiele dalej tam siedzą? Po prostu zamknęliście kopalnie i to zostawiliście, nie? - Skrzywił się. Ludzie... Woleli zignorować problem i udawać, że nie istnieje zamiast się nim porządnie zająć. - Strach wszystkich obleciał. Była kupa chłopów silnych i zdrowych jeden dzień i ich nie ma. Na co dzień tak sie nie dzieje. Jak burmajstra przekonacie, żeby tam iść po tym wszyskim to gratuluje tej no... perwersji. - Zmarszczył czoło w zamyśleniu. - No ta... Słuchaj, macie w mieście jakieś plany tej kopalni? - Chyba je wywalili, bo kopalnia zawalona to wszystkie szyby i tak nie są takie same. Nie wiem. Nie mnie pytajcie. - To może... nie wiem, może mógłbyś mi narysować albo opisać układ korytarzy? - Tak tak, mozże jeszcze powiedzieć, gdzie szczurki ładunki położyły i rozrysować jak skały się rozprysnęły. Nie jestem żaden inżynier architekt żeby wiedzieć co się tam w ciągu tego czasu działo. Ratowałem własną rzyć, a nie patrzyłem co gdzie się przesuwa - warknął, już nieco poirytowany. - Niby racja... Ale może ci coś ważnego zapadło w pamięć? Zamierzam się wybrać do tej kopalni wraz z towarzyszami. - Na razie miał aż jednego. - Pomścimy twoich przyjaciół. - I zabierzemy złoto... - Yhy... powodzenia. Wiem tylko, że jest jakieś drugie wyjście. Nie pamiętam gdzie, bo w szoku byłem jak się wyczołgałem spod gruzów. Tyle powiedzieć mogę. Teraz chciałbym wrócić do pracy, mam zamówienie od straży miejskiej i dobrze płacą. - Wskazał na stojak z kilkoma elementami zbroi płytowej. - Dobra, rozumiem - odrzekł krasnolud. - Będę szedł... - Dodał i ruszył w kierunku “powrotnym”. Zatrzymał się jeszcze na chwilę. - I ten, no... Dzięki za pomoc. - Burknął. W odpowiedzi usłyszał jedynie głuche uderzenie młota w kowadło. Brodacz wzruszył ramionami, po czym odszedł od kuźni myśląc nad uzyskanymi informacjami i kierując się w stronę karczmy. |