Leo skrzywił się i stojąc na wozie spojrzał na dziewczynę będącą ich transportem. Jakoś czarne myśli owiały jego omysł, kiedy zobaczył jak nafta zostaje rozlana na pole, w celu powstrzymania nadchodzącej falangi goblinów.
Sam falanga zaś była nienaturalna. Nie było tam żadnego orka, ogra, hobgoblina czy chociażby fanatyka, który byłby w stanie utrzymać te zielone pokraki w ryzach. Były gobliny. Karne, maszerujące i ustawiające się w szyki.
Słowem, świat Heinza oszalał.
-Bądźcie gotowi do odwrotu!- krzyknął, zdając sobie sprawę że w wypadku zezorganizowanej ucieczki zostaną wymordowani co do jednego.-I szykujcie klucz. Wolałbym żeby u celu towarzyszyła nam nasza przymusowa kompana podróży, w innym stanie niż rozczłonkowana!
Cholera, może i przykucie jej dało jakieś możliwości powstrzymania jej ucieczki, ale jeśli gobiny oblezą ich, pewnie nie będą zwracać uwagi że któryś z "miętkich człowieków" jest bez broni i do tego unieruchomiony. Takie cele gobliny lubiły najbardziej. Nieruchome i bezbronne.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |