Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2012, 09:45   #2
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Henke stał bez ruchu wpatrując się w glisty opuszczające twarz Kacpra. Nie to go jednak w tym momencie przerażało. Nie to… Czy to co słyszał przed chwilą to kolejny oman? Wizja chorego umysłu, jakich doświadczył już w swym życiu ogrom, czy to w trakcie chorowania na Plagę Szaleństwa, czy w trakcie cyklicznych gorączek. Jednak teraz było inaczej, czuł że było inaczej. Ale może jednak nie… może to rzeczywiście postępujące szaleństwo? A jeśli to wymodlony znak? A jeśli to Ten dzień?

Wyszedł z izby.
- Zbierz ludzi - zwrócił się do Bernarda zamyślonym głosem. - Zbierz ich prędko – powtórzył zdecydowanie.

***

- Zbliża się ten dzień moje dzieci! – zaczął przemawiać w największym domu w wiosce. Tym, w którym zwykle odbywały się takie spotkania. - Dzień w którym nasze modły zostały wysłuchane! – kontynuował Henke. Choć młody, bardzo młody, bo jedynie osiemnastoletni, to był w wiosce jednym z najdłużej przebywających. Jednym z tych chorych, którzy byli tu praktycznie od początku. Jednym z nielicznych, którego ciało choć trawione licznymi chorobami, nie umierał. Nie umierał a wręcz wprost przeciwnie, rósł w siłę. Głosy… sny… znaki… choć w większości wyimaginowane przez chorą wyobraźnie, stanowiły dla niego element wiary. Wiary, że został obdarowany, wiary że jest dzieckiem Nurgla, chronionym przez swego ojczulka. Obdarzonym opieką, prezentami, darami.

-… Jak wam obiecywałem, jak obiecywał wam wasz Ojciec, nadchodzi ten dzień! Dzień w którym opuścimy to miejsce! Dzień w którym ku chwale tego, który się wami zaopiekował, rozniesiecie jego dary. Dzień w którym odzyskamy swobodę! My! Porzuceni! My! Wytykani My! Wyśmiewani! My! Wybrani!!! – przemawiał ekspresywnie. Choć wcześniej nie był pewien, tego co stało się w izbie Kacpra, to w tym momencie już w to wierzył. Wierzył, jak w każde kazanie, które prawił. Jak w każdy chory znak, który wcześniej zdawało mu się dostać.

- Przekażcie nieobecnym. Przekażcie wszystkim! Że, macie być gotowi, gotowi by stanąć przed swymi domami. By w ręku mieć broń. Kamień! Złamane krzesło! Nóż! Patelnię! Cokolwiek! Bo zbliża się wasza walka o Wolność! Zbliża się bój dla Ojca! Dla Ojca, który obdarował ich wcześniej łaską!!! - Po wypowiedzeniu ostatnich słów, zainkantował zaklęcie, podniósł ręce w górę, a z jego usta opuściła chmara zielononiebieskich much.

***

Geschwur tuż przed zachodem też był przygotowany. W zmutowanej ręce mocno dzierżył topór. Jedną z nielicznych prawdziwych broni w wiosce. Trzymał go i czekał. Nie zastanawiał się czy ma rację… czekał! Nie obawiał się… czekał!! A gdy nadeszła pora podniósł dłoń, by w kierunku z którego zaszło słońce, wyprostować palec.
~ZA WOLNOŚĆ. OJCZE WSPOMÓŻ~pomyślał, na moment zamykając oczy. Lecz nie lękał się, tylko modlił. Następnie przyłożył tak dłoń do ściany, by móc zaraz wykonać toporem cięcie. By palec wylądował przed drzwiami chaty. By spełniła się kolejna wola Papy. Wola Ojca, któremu był posłuszny, jak przystało na dobre dziecię.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-09-2012 o 17:27.
AJT jest offline