Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2012, 09:45   #18
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Po dniu pełnym wrażeń wszyscy uczestnicy udali się do swoich bungalowów na zasłużony odpoczynek. Obóz otuliła ciemność i cisza i jedynie odgłosy nocnych ptaków i owadów delikatnie ją zakłócały.
Wyczerpani i zmęczeni obozowicze zalegli w swoich łóżkach i niemal natychmiast zasnęli... prawie wszyscy.

Dwie osoby w tajemnicy opuściły obóz i choć każda w innym celu, to ich droga wiodła w tym samym kierunku i pokrywała się idealnie.

Starożytni wierzyli, że człowiek który śni przenosi się do innych krain, do innych światów i choć jego ciało pozostaje nieruchome, to umysł ciągle podróżuje.
Tej nocy kilkoro uczestników obozu miało się przekonać, jak wiele prawdy kryje to stwierdzenie.

Navarro del Vieiro, Robert Donald Carlson, Kathy Brown, John Burrows, Roxie Heart, Roger


Stali pośród gęstego lasu. Otaczały ich wysokie sosny i świerki. Zapach drzew i świeżej żywicy, że aż otumaniał. Panowała kompletna cisza, ale w powietrzu wyczuwało się jakieś dziwne, budzące lęk i grozę napięcie. Było ich sześcioro i każdy odczuwał w sercu pierwotny lęk przed tym miejscem. Nie chodziło nawet o to, że nie wiedzą gdzie są i jak się tu znaleźli, ale właśnie o to miejsce. Było w nim coś, co powodowało dreszcze na skórze.
Nagle tuż przed nimi pojawiła się zielona poświat, który nadała drzewom iście makabrycznych odcieni i barw. Nie mając innego celu nieśmiało ruszyli naprzód. Po kilkunastu krokach ujrzeli przed sobą zarys domu. Do ich świadomości dotarł fakt, że znają ten dom, choć go nigdy wcześniej nie widzieli.


To był dom Billa Hendersona i jego rodziny.

Nie widzieli go nigdy wcześniej, ale sposób w jaki pan Washington go opisał sprawił, że doskonale potrafili go sobie wyobrazić.
Zielona poświata, która ich tutaj zwabiła wydobywała się z okien domu
Zrobiło się zimno i bardzo nieprzyjemnie. Cała szóstka stała, jak oniemiała i wpatrywała się w okna domu w którym lata temu rozegrała się tragedia. Coś nie pozwalało im się ruszyć. Być może to był strach, a może ciekawość co się za chwilę stanie?
A czuli, że za chwilę coś się stanie.

Zgrzyt nienaoliwionych zawiasów przeszył ciszę i dotkliwie wnikał w uszy całej szóstki. Drzwi najpierw się uchyliły i wypłynął z nich snop nienaturalnie zielonego światła. Po chwili ktoś pchnął drzwi i ponownie zaskrzypiały one przeraźliwie.
Strach zdławił serca całej szóstki. Krew zaszumiała im w uszach, tak że ledwo usłyszeli słowa mężczyzny, który stał na progu.
- Witajcie - powiedział mężczyzna wspierający się na długiej siekierze - Witajcie!
W tym samym momencie, gdzieś za plecami przerażonych obozowiczów ktoś wrzasnął. Gdy odwrócili się....

…cali spoceni i z sercem walącym, jak oszalałe obudzili się w swoich pokojach.

Terlnis
Usiadł nad brzegiem jeziora z podkulonymi kolanami. Na nich to ułożył szkicownik i wpatrując się w majestatyczną wyspę przed sobą zaczął rysować. Jego ręka sunęła po nieskazitelnie białej kartce, a z każdym jej ruchem pojawiały się nowe elementy krajobrazu.
Terlnis lubił te chwile samotności, gdy mógł się oddać swojej pasji i przelać na papier swoje uczucia i wspomnienia. To go uspokajało i dawało poczucie spełnienia. Księżyc, który zawędrował już dość wysoko i jego jasne światło sprawiało, że warunki do rysowania były bardzo korzystne. Dodatkowo srebrzysty blask był bardzo nastrojowy i sprawiał, że wyspa na jeziorze wydawała się jeszcze bardziej tajemnicza i niedostępna.
Pejzaż był już prawie gotowy, gdy Terlnis usłyszał coś, co sprawiło, że zaciekawiony podniósł głowę. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Z oddali dochodził do niego dźwięk bębnów i piszczałek. Przez dłuższą chwilę chłopak nie mógł zlokalizować źródła muzyki, ale gdy na wyspie dostrzegł odblaski ognia, wiedział już, że to właśnie stamtąd
[url=http://www.youtube.com/watch?v=vnP-__wW0Xc&feature=related]płyną dźwięki./url]

Zafascynowany przez długie minuty wsłuchiwał się w wybijany rytm i melodię wygrywaną przez piszczałki do których po jakimś czasie dołączyły chóralne śpiewy kobiet i mężczyzn.
Terlnis nie wiedział ile trwało jego zasłuchanie się w tej hipnotyczne dźwięki. Zupełnie stracił poczucie czasu i rzeczywistości.
Powrócił do niej, gdy usłyszał przeraźliwy krzyk dobiegający z obozu.

Philip Curtis, Carter
Curtis wybrał się do lasu z ciekawości, a Carter by śledzić go, gdyż jego wrodzona nieufność do ludzi podpowiadała mu, że ten gość coś kombinuje i że to pewnie on jest odpowiedzialny za nastraszenie małej Kathy.
Wędrówka przez las była przyjemna i relaksująca, przynajmniej dla Curtisa. On wyposażony w latarkę, plecak i wojskowy nóż czuł się tutaj pewnie i bardzo dobrze. Sycił zmysły każdym dźwiękiem, odgłosem, czy zapachem. Uwielbiał obcować właśnie z taką dziką nieskalaną niczym naturą. Po odejściu od obozu postanowił spróbować obejść jezioro. Nie było ono aż tak duże, więc powinien do rana zdążyć. Narzucił sobie dość duże tempo marszu, głównie po to, by się sprawdzić i swoją kondycję.
Carter miał spore trudności, by za nim nadążyć, a jednocześnie by zachować odpowiedni dystans i nie zdradzić swoje obecności.

Minął może kwadrans, może półgodziny gdy pośród drzew pojawiła się mgła. Nie była to jednak zwykła mgła, a przynajmniej tak się zdawało obu obozowiczom. Jak tylko się pojawiła, to zaledwie w ciągu kilku minut podniosła się tak wysoko, że widoczność spadła do około dwóch metrów.
Curtis zwolnił i zastanawiał się co dalej robić, czy iść dalej, czy może jednak wrócić. W mgle bardzo łatwo jest zabłądzić. Podążał, co prawda wzdłuż brzegów jeziora, ale przy takiej mgle łatwo mógł je stracić z oczu, a był to jego jedyny punkt orientacyjny.

Nagle ciszę, jaka panowała w lesie przerwał głośne uderzenie. Przez chwilę ani Curtis, ani Carter nie mogli zorientować się co to był za dźwięk. Dopiero, gdy on się powtórzył zdali sobie sprawę, że to odgłos siekiery uderzającej w drzewo. Przez chwilę stali zastanawiając się co zrobić i wtedy usłyszeli trzask łamiącego się drzewa. W panice zaczęli się rozglądać z której strony nadlatuje ścięte drzewo.
I dopiero wtedy uświadomili sobie, że to tylko omamy, którym obaj ulegli. W lesie zasnutym mgłą panowała kompletna cisza.
Jedyną zmiana jaka nastąpiła było taka, że Curtis dostrzegł stojącego nieopodal Cartera .
Wtedy ponownie rozległo się uderzenie siekiery. Tym razem bardzo blisko. Mimo jednak rozglądania się wokół, żadne z nich nic nie dostrzegł.
- Gotowi! - krzyknął ktoś nagle, aż obaj podskoczyli.
- Pytam, czy gotowi? - kolejny raz padło pytanie.
Carter dostrzegł go, jako pierwszy. Stał kilka metrów za plecami Curtisa. Częściowo schowany za pniem drzewa. W prawej dłoni trzymał siekierę na długim trzonku. Ostrze oparte było o ziemię. Mimo, że Carter nie widział twarzy mężczyzny mógłby przysiąc, że ten uśmiecha się do niego.
Curtis widząc minę kolegi także się obrócił i ujrzał stojącego za drzewami mężczyznę z siekiera. Opowieść o Billu usłyszana przy ognisku wróciła w jego pamięci.
- Pytam, czy jesteście kurwa gotowi? - ryknął mężczyzna, po czym zaczął wolno iśc w stronę dwóch nastolatków.

Navarro del Vieiro, Robert Donald Carlson, Kathy Brown, John Burrows, Roxie Heart, Roger, Terlnis
Krzyk zbudził wszystkich w obozie. Zorganizowana szybką zbiórkę w świetlicy. Jak się okazało to ponownie mała Kathy Lohan była winna panice, jaka powstała. Jak szeptano między sobą, dziewczynka miała sen o Billu i to ją tak wystraszyło.
- Widzę, że mój apel popołudniowy nie poskutkował - mówiła oburzona pani Morgan - Powtarzam jeszcze raz. Dość straszenia! Nie tylko Kathy Lohan, ale kogokolwiek. Nie życzę sobie tego i koniec dyskusji. Same tylko z tego kłopoty.
- Ale to nie nasza wina - próbowała wyjaśnić Rebeca Peterson - To wszystko przez tę ogniskową opowieść.
- Nie będę słuchać żadnych wymówek.
Pan Richards zbliżył się do pani Morgan i coś szepnął jej na ucho.
- No ładnie. Tego jeszcze tylko brakowało.
- Proszę się nie martwić. Razem z panem Washingtonem znajdziemy ich. Uwaga wszyscy - krzyknął pan Richards - Jeżeli ktokolwiek wie, gdzie poszli Curis i Carter niech natychmiast powiedzą. Obaj dżentelmeni nie informując nikogo opuścili obóz. Mówiłem przecież, a pan Washington powtarzał to także, że lasy tutejsze są bardzo niebezpieczne, a zwłaszcza nocą.
Dlatego pytam, czy ktokolwiek wie, gdzie oni poszli? Musimy ich czym prędzej odszukać?
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline