Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2012, 20:41   #141
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans dopadł do otwartego okna i z bezsilności walił pięścią w drewniany parapet widząc jak von Ahle ucieka w siną dal. A konkretnie ucieka przed Wyciskaczami, Buldogami i magami. Obok niego stał Burtheizen, pojawił się też gruby sierżant Buldgoów raz Wujem Trollem. A później reszta hałastry, niech Tall trzyma to domostwo w opiece.

- Diabli go nadali! - wydarł się Skalp przez okno. - Nie pozwólcie mu uciec! - ryknął rozpaczliwie gdy kareta roztrąca strażników miejskich. - Patałachy!

I to był koniec. A dokładniej koniec kariery wielmoży von Ahle w Talabheim i udany początek pasera Zinggera w szeregach Wyciskaczy. Nawet nieobeznany z pościgami paser wiedział, że zatrzymanie karocy w oszalałym od rozruchów mieście graniczy z cudem. Trzbea było zadbać, aby majątek gromadzony przez pokolenia przez familię szlachetnego rodu von Ahle nie dostał się w ręce hien, czyli urzędników z magistratu.

- Oj, Wuju - sapnął do Sigfrida Jans. - Chyba nam się udało? Spisek wykryty. Księżna musi szukać nowego Pana męża, ale miasto bezpieczne. Mus mi teraz na Łojanki, sprawdzić co z mą rodziną... Pójdziesz ze mną? Heidie na pewno się ucieszy. Przyniesiemy im też rosołu z kuchni. Ponoć wyborny, choć tak po prawdzie to tylko ten rycerz dołu zdążył części spróbować, ha, ha!

Nie dane im było jednak udać się w rodzinne pielesze. Munch miał swoje rozkazy, Skalp swoje. Na polecenie Burtheizena dokonywano zajęcia mienia, którego nie zdążyli zabezpieczyć stróże prawa na warknięcia sierżanta Grubera.

Jans współczuł Sigfridowi. Buldogi miały pełne ręce roboty: zamieszki nadal trwały, von Ahle uciekł z pałacu i trzeba było tę napaść w biały dzień jakoś legitymizować. Skalp domyślał się, że zanim Sigfrid odwiedzi Starą Zaspę, Heidi zdąży upiec z tuzin domowych placków.

- Cóż, służba nie drużba
- mruknął filozoficznie Zingger i począł doglądać uporządkowanego szabru chłopaków z Łojanek.

Wyciskacze krzątali się po pałacyku, aż miło było popatrzeć. Z wiadomych względów zgodność z prawem nie spędzała snu z powiek chłopcom Wolfa Burtheizena. Toteż robota paliła im się w rękach.

Podczas gdy magowie zajmowali się gabinetem czarnoksiężnika, kacerza i kultysty, chłopcy Wolfa starannie i metodycznie trzebili piwniczki pałacyku, wyrywali deski z podłogi, ryli w glinianych piwniczkach. Wszystko to w imię lepszego jutra.

Jans chodził i szacował w pamięci precjoza i fanty. W końcu złapał się za głowę i sapnął z nieukrywanym podziwem:

- Tu trzeba by pisarczyka wynająć, bo sam tej buchalterii nie poprowadzę. Później to trzeba będzie opchnąć po dobrej cenie. Roboty będę miał do końca roku albo i dłużej.

Mimochodem dojrzał Burtheizena, który wręczał drobny upominek jednemu z Buldogów. Gdy Wyciskacz skończył targi, Skalp podszedł i spytał przymilnie.

- W sprawie tej mojej pracy, szefie? To może nieco więcej konkretów...
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 09-09-2012 o 12:37.
kymil jest offline