Sytuacja stanęła na ostrzu noża. Z jednej strony był Lanthis – urażony despota. Z drugiej strony był Caliszyta. Rozjuszony do granicy możliwości. Wytrącony z równowagi masą tajemnic i nieznanym światem. I wreszcie – szczerze przerażony wizją starcia z nieznanym.
Wynik mógł być tylko jeden.
- Chyba się nie rozumiemy, kapitanie Lanthisie – w głosie Bahadura dała się słyszeć zimna nietłumiona złość; widoczna tym bardziej, że Caliszyta złapał elfa za kołnierz – Jeśli miałeś jakiekolwiek prawo do sekretów, utraciłeś je wraz ze śmiercią większości załogi – z rozmachem trzasnął kapitanem o stół. I podszedł bliżej, żeby unieruchomić kapitana – Popłyniemy na wyspę, prawda. Jeśli nie masz nic do dodania, co mogłoby nas od tego odwieść. Ale tylko z tobą. Będziesz mógł w sekrecji odprawić swoje czary-mary, jeśli to coś pomoże. Ale jeśli jakieś licho przyjdzie nas pożreć, zadbam o to, żeby ciebie pożarło pierwsze.
Ostatnio edytowane przez Velg : 09-09-2012 o 16:34.
|