Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2012, 15:49   #142
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Nie! — krzyknął Sigfrid za Jansem i wychylił się niebezpiecznie przez okno, machając rękami w stronę strażników na dole. — Kretyni! Ciołki! Jak żeście mogli nie dostrzec wcześniej, że ktoś szykuje cholerną wielką karetę?!

Gdy Münch się wydzierał, Gruber, jak profesjonalistę przystało, stłamsił w sobie gniew i frustrację i wyszedł na zewnątrz porozmawiać ze swoimi ludźmi. W końcu i Procarz się opanował i odstąpił od okna. Miał teraz w sobie jakby pustkę, gdyż właśnie zdał sobie sprawę z tego, że całe ich śledztwo, wszystkie ich wysiłki były na marne. Von Ahle, niebezpieczny kultysta, uciekł i, kto wie? może zacznie od nowa w jakimś innym miejscu. Jak zwykle — dobrzy ludzie wkrótce o wszystkim zapomną, gdy tylko sprawy wrócą do normalnego stanu. Ale spiskowcy się nigdy nie poddadzą.

Zresztą Sigfrid był też trochę oszołomiony przez starcie z dwoma rycerzami. Czy to utrata palca, czy też może bliskość śmierci, jakiej doświadczył — dość, że czuł teraz pewien dystans w stosunku do przyziemnych zmartwień i, jak gdyby nigdy nic, nie bacząc na swe rany, tylko owinąwszy palec czystszym fragmentem materiału, znalezionym w gabinecie wielmoży, postanowił wyjść na zewnątrz i zgłosić się sierżantowi.

Wciąż nie wiemy, kim były te czarne rycerze — oznajmił, przechodząc prosto do rzeczy. — Ani czemu tak oddane von Ahle'owi były. Proponuję rozpocząć śledztwo w tej sprawie. I chciałbym je poprowadzić.

Gruber pokiwał powoli głową.
— Jeszcze się temu przyjrzymy. Na razie trzeba zabezpieczyć posiadłość i wszelkie dowody, które dodatkowo wskazują na działalność von Ahle'a jako kultysty. Münch, trzymasz się?

Sigfrid mruknął potwierdzająco.
Weźmiesz paru ludzi i zaczniesz tutaj prace. Wygaście ognie, wyrzućcie tych bandziorów, przyjrzyjcie się budynkowi. Jeśli przeżył któryś z tych wojowników albo znajdziecie gdzieś kogoś ze służby, zatrzymajcie ich na przesłuchanie. Ja muszę się zająć paroma innymi sprawami. Biurokracją, cholera. Ale wyślę ci tutaj jeszcze kilku bystrzejszych ludzi do pomocy, no i prawdopodobnie się zejdą kapłani Sigmara. Inkwizycja. Lepiej z nimi współpracuj. Tych magów też bym raczej nie prowokował. To tyle. Poradzisz sobie.

Utykając, Sigfrid wrócił do środka willi, gdzie wydał parę poleceń Buldogom, którzy mu towarzyszyli. Całe miejsce to był jeden wielki bałagan. Ściany trzeszczały, naruszone przez potężną magię czarodziejów Kolegium Ognia, a zbiry Burtheizena szabrowały jak gdyby nigdy nic. Na jego oczach jakiś podejrzany typ z wielką blizną na twarzy zgarnął, wyglądający na cenny, dzbanek, po czym otworzył znajdujące się obok drzwi i wszedł do jakiejś sypialni. Ze środka dobiegły strażnika dźwięki takie jak ciężkie szuranie i brzdęk. Münch przyśpieszył korytarzem, aż w końcu wpadł na swojego przyjaciela.

Jans, wypierdalaj stąd! — oznajmił bez ogródek i bez powitań. — Z tego, co mi wiadomo — groził — to straż nie ma żadnych dowodów na przestępczą działalność twojego szefa. Ale szaber i utrudnianie śledztwa to poważne zarzuty i jak dalej to będziecie robić, to was możemy wszystkich przymknąć. Jasne? To, że nie posłuchaliście się naszego planu, też wam nas nie zjedna. Wynocha!

Strażnik stanął z okaleczoną ręką wyciągniętą w stronę wyjścia i zaciekłą miną.
Wynocha. Bo jak tu przyjdą łowcy czarownic, to wam mogą nie dać wyboru. Już. Spierdalajcie. — I nakrzyczawszy na swojego kompana, dodał miększym i cichszym głosem. — Idź no lepiej i sprawdź, czy wszystko dobrze na Zaspie.

Sigfrid westchnął. Po tym wszystkim wciąż jeszcze czekał go ciężki dzień.
 
Yzurmir jest offline