Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2012, 15:59   #25
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Philip Curtis, Carter
Strach zupełnie inaczej zadziałał na obu chłopaków. Ich serca waliły niczym młoty pneumatyczne, a myśli goniły jak oszalałe. Jednak każdy z nich myślał o czymś zupełnie innym. Pierwszy zareagował Curtis. Przełamując strach, chwycił wojskowy nóż w dłoń i zamierzał zaszarżować na tajemniczego mężczyznę z siekierą.
Pomysł iście szaleńczy, wręcz idiotyczny. A może to była odwaga i bohaterstwo. Nastolatek rzuca się z nożem na maniakalnego mordercę, wszystko po to, by ratować swego kolegę.
Ten jednak nie zamierzał okazywać żadnej wdzięczności, czy też podziękowań.
Jego kumpel w tym czasie zaczyna uciekać co sił w nogach do obozu. A przynajmniej ma taką nadzieję, gdyż gęsta mgła praktycznie uniemożliwia orientację w terenie. Jedynie blask latarki Curtisa wyznacza kierunek ucieczki. Tylko, czy jest to droga do obozu? Może wręcz przeciwnie Carter biegnie właśnie w stronę domu maniakalnego mordercy.
PotykajÄ…c siÄ™ o wystajÄ…ce korzenie drzew Carter w pewnym momencie zatrzymuje siÄ™ i chowa za jedno z drzew.
Czy to z ciekawości, czy jakieś perwersyjne przyjemności ogląda się za siebie.
Czas został dograny perfekcyjnie. Dokładnie w momencie, gdy Carter zatrzymuje się i ogląda następuje atak.

Curtis przełamał strach i rzucił się z mimowolnym okrzykiem na uzbrojonego w siekierę mężczyznę. Dopiero biegnąc chłopak zdał sobie sprawę, że popełnił najgorszy błąd w swoim życiu. Błąd prawdopodobnie ostatni. Czy ma jakiekolwiek szanse w starciu z rosłym i dobrze zbudowanym byłym drwalem?
Mimo to jest już za późno, aby zrezygnować. Wóz albo przewóz. Postawił wszystko na jedną szalę i miał nadzieję, że wygra.
Dystans między nimi przestał istnieć dosłownie w momencie. Curtis wiedział, że nie przewali mężczyzny na ziemię mimo sporego rozpędu. W ostatnim momencie uniósł nóż do pchnięcia.
Niestety...
...zrobił to zbyt wolno. W świetle latarki widział i błyszczące ostrze siekiery i cała postać, która do tej pory była skryta w mroku. Jak wiele było szczęścia w tym fakcie Curtis docenił dopiero teraz. Gdyby widział Billa wcześniej zapewne nigdy nie zdecydowałby się na szaleńczą szarżę. Teraz nie było już odwrotu. Musiał walczyć o życie.
Bill stał na przeciwko niego i uśmiechał się kpiącym uśmieszkiem. Jego twarz zdobiły krwawe blizny, niczym u jakieś groteskowej wersji Jokera. Jego czerwone źrenice wpatrywały się chłopaka i wyrażały tylko jedno - chęć mordu i rządzę krwi.
Jego obleśne, spocone cielsko wydzielało kwaśny, duszący fetor. Na domiar złego Bill miał na sobie jedynie czarne, skórzane bokserki, co sprawiało, że wyglądał jak aktor z jakiegoś taniego pornosa. Na szyi miał zawieszone grube łańcuchy, a na nadgarstka ćwiekowane opaski.
Curtis wyciągnął nóż do ataku, ale wiedział, że jego szanse w starciu z tym obrzydliwym grubasem są marne.
Bill zaśmiał się tylko szyderczo, a jego śmiech niósł się poprzez noc.
W mgnieniu oka uniósł siekierę jedną rękę do góry. Ostrze zabłysło w świetle latarki i był to ostatni widok, jak ujrzał Curtis w swoim krótkim życiu.
Ostrze runęło na chłopaka z siłą huraganu i praktycznie przerąbało go na pół. Siekiera wbiła się w miejscu łączenia szyi z tułowiem i weszła na głębokość kilkunastu centymetrów. Las wypełnił się jękiem nastolatka i trzaskiem łamanych kości i przecinanych mięśni. Krew trysnęła niczym z gejzera. Bill cieszył się z tej perwersyjnej kąpieli. Posoka spływała po jego twarzy i nagim spoconym ciele. Truchło nastolatka osunęło się na ziemię. Mężczyzna wyciągnął siekierę z martwego ciała, jednym silnym pociągnięciem.
Dźwięk jaki temu towarzyszył sprawił, że wszystkie soki żołądkowe podeszły Carterowi do gardła. Ostatkiem sił powstrzymał odruch wymiotny, po czym odwrócił się i zaczął biec przed siebie.
- Nie uciekaj! - usłyszał za sobą krzyk Billa - Ponoć jesteś gotowy!
W odpowiedzi Carter wydał z siebie tylko mimowolny i instynktowny krzyk przerażenia.

John Burrows, Navarro del Vieiro
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingotna. W tej pierwszej znaleźli się jeszcze John Burrows, Bart Caligan i Navarro del Vieiro.
Las był pogrążony w mroku i emanował dziwną energią. Pośród drzew snuła się gęsta mgła, która z każdym krokiem unosiła się coraz wyżej.
Pan Richards szedł pewnie na początku grupy oświetlając drogę mocną latarką. Gdy odeszli od obozu na kilkadziesiąt kroków powiedział:
- Burrows i Caligan idźcie na prawo, a ty del Vieiro na lewo. poruszamy się w odstępach dziesięciometrowych i cały czas utrzymujemy kontakt wzrokowy.
Gdy grupa rozeszła się szpalerem po lesie, zaczęła nawoływać zaginionych.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. To Burrows pierwszy zobaczył i usłyszał wrzeszczącą postać biegnącą w ich stronę. Początkowo przeraził się i sam chciał zacząć uciekać Szybko jednak spostrzegł, że to jedne z zaginionych - Carter.

Terlnis, Robert Donald Carlson
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingotna. W drugiej znaleźli się jeszcze Terlnis, Carlson oraz Limbert.
Grupa wyszła z obozu i skierowała się w przeciwną stronę niż pierwsza. Pan Washington był wyraźnie zdenerwowany i zestresowany. Jego wzrok błądził po pogrążonym w mroku lesie i czegoś wypatrywał. Na domiar złego nie odpowiadał na żadne pytania. Kazał się tylko odsunąć od siebie i nawoływać zaginionych.
Niestety ani krzyki, ani długi marsz nie przyniosły rezultatu. Minęło dobre kilkanaście minut kiedy opuścili obóz.
Pan Washington nakazał postój, a sam usiadł na pieńku i zaczął się intensywnie zastanawiać. Ciszę przerywało jedynie mlaskanie Limberta, który korzystając z przerwy wyciągnął z kieszeni czekoladowego batona.
- O choroba - powiedział czarnoskóry chłopak przełykając spory kawał słodkości. - Co to?
Kilkadziesiąt metrów przed nimi stał drewniany dom. Z jego okien wydobywała się zielona poświata.
- O nie - szepnął pan Washington i wstał z pieńka - Tylko nie to. Zostańcie tutaj chłopcy. Ja muszę iść sprawdzić, czy tam nie ma naszych uciekinierów.

Kathy Brown, Roxie Heart , Roger
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingtona. Reszta obozowiczów pozostała pod opieką pani Morgan na świetlicy. Nauczycielka wolała mieć wszystkich na oku zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i by dać upust swojej złości.
- Jak tak można! - mówiła krążąc od ściany do ściany - Jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym. Wycieczka do lasu. W nocy! I to jeszcze samotnie. Przecież to zwykła głupota przez którą wszyscy musicie cierpieć. Zamiast sobie spokojnie spać, musicie czekać, aż wasi koledzy się znajdą.
- Aaaaaa! - rozległ się nagle wrzask małej Kathy. Dziewczynka najwyraźniej nie miała dzisiaj szczęścia, gdyż kolejny raz zobaczyła za oknem coś co ją straszliwie przeraziło.
Pierwsza do okna doskoczyła Alice Meadow, a zaraz za nią Roxie Heart.
- O boże! - zdołała wyszeptać Alice.
Roxie zobaczyła, że kilkanaście metrów od świetlicy stoi jakiś mężczyzna. Kilka chwil zajęło jej, by zrozumieć co robi.
On ścinał drzewo. Drzewo stojące tuż obok świetlicy. Na domiar złego do ukończenia dzieła brakowało mu zaledwie kilku uderzeń. A gdy staną się one faktem na dach świetlicy poleci wielka sosna.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline