- No to tak - pierwszy wybił się Hoef. – Krótko i rzeczowo… Jam Engelbert Hoef, nie stąd ale wierny obrońca Imperium ze mnie i pogromca, tych stworów zwierzęcych. No było ich wielu, ten Worke… Wortenbach zaatakowali, może setka, może więcej... Ogrom! - przekonywał, ekspresyjnie pokazując owy ogrom rękami. - My se spokojnie tam, żyli i byli, jedli i pili, ale zmobilizowali się prędko do obrony, słysząc rogi do ataku z zewnątrz. Jak i tubylców my zmobilizowali. W ruch poszły strzały, miecze. Chyba, żem sam kilkunastu ubił! I Świątynie kutaśce spalili, to my ich zaraz wybili za to i głowy na pal nabili. Na przestrogę. Wszystkich! Co do jednego! Nikt nie uciekł! A gdy tą ikonę świętą zobaczyliśmy, od razu żeśmy wiedzieli, gdzie jej miejsce. Z tego powodu zjawiliśmy się tu. I oto my, bohaterowie, a wśród nich ja... Engelbert Hoef - po ekspresyjnej przemowie, spojrzał na komendanta, czekając na nagrodę.
Ostatnio edytowane przez AJT : 14-09-2012 o 08:01.
|